Ujawnione w tym roku przypadki śmierci dzieci wywołały nie tylko oburzenie Polaków na to, jak pracują lekarze i jak działa system ochrony zdrowia.
Od kilku tygodni trwa też dyskusja, której ton nadają władze samorządu lekarskiego i prof. Jan Hartman, bioetyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, wielki krytyk Kodeksu Etyki Lekarskiej.
Zaczęło się od listu "do przyjaciół lekarzy", którego nadawcą był minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Postulując konieczność rewizji KEL tak, "by mógł być dla nas źródłem mądrości zawodowej i etycznej, a dla pacjentów rękojmią", szef resortu zdrowia zapowiedział powołanie komisji do spraw etyki w ochronie zdrowia.
W zespole, który ma wypracować standardy postępowania dla polskich medyków, znalazł się m.in. prof. Hartman. - Najsilniej chronioną wartością (w KEL- przyp. red.) jest prestiż zawodu i dyskrecja w kwestiach nadużyć. Aż w pięciu miejscach KEL napomina lekarzy, by nie "dyskredytowali kolegów", zapędzając się aż do zakazu krytyki samorządu lekarskiego w mediach - mówi w rozmowie z portalem Medexpress.pl krakowski bioetyk.
Według prof. Hartmana kodeks jest "mieszaniną mowy-trawy oraz ekspresji różnych korporacyjnych fobii, urazów i zaklęć".
Na tę publikację ostro zareagował Maciej Hamankiewicz, szef Naczelnej Rady Lekarskiej. Jednak zamiast polemizować z prof. Hartmanem... doniósł na niego w liście do rektora UJ.
O komentarz do "etycznej wojny" prowadzonej przez Hamankiewicza i Hartmana poprosiliśmy przedstawicieli środowiska lekarskiego z regionu.
W Toruniu lekarze nie chcą oficjalnie wypowiadać się na temat zamieszania związanego z KEL. Sławomir Badurek, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej, uważa, że polemika z prof. Hartmanem nie ma żadnego sensu, więc nie warto nawet odnosić się do jego zarzutów.
Dr n. med. Radosława Staszak-Kowalska, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Bydgoszczy też wstrzymuje się z oceną, bo ostatni miesiąc spędziła w Chinach. - Wiem natomiast, że przerzucanie się winą za śmierć pacjentów nie ma absolutnie sensu. Prawdą jest, że w Polsce brakuje pediatrów, stąd problemy w poradniach. Także dlatego, że młodzi lekarze niechętnie wybierają tę specjalizację. Wolą być dermatologami czy okulistami.
Zamieszania wokół listu ministra Arłukowicza, wypowiedzi prof. Hartmana i szefa NLR nie chce też komentować prof. Zbigniew Włodarczyk, kierownik kliniki transplantologii i chirurgii ogólnej w "Juraszu", szef Polskiego Towarzystwa Transplantologicznego. - Staram się być daleko od tego wielkiego szumu, a przede wszystkim od polityki. Leczę, przeszczepiam, zszywam. Tym się zajmuję - dodaje prof. Włodarczyk.
Podkreśla, że system ochrony zdrowia tworzą ludzie. - Jednak elementy tegoż systemu nie pozwalają na właściwe działanie - ocenia.
Czytaj e-wydanie »