Sprawą piekarza z Legnicy żyła cała Polska. A to za sprawą kontroli pracownika „skarbówki”, który nakazał rzemieślnikowi, by zapłacił ponad 200 tysięcy złotych podatku VAT od chleba, przekazywanego stołówce dla bezdomnych. Wszyscy zgodnie pukali się w czoło nad bezsensem tych przepisów, ale prawo jest przecież prawem. I, niestety, Włocławka też nie omija.
Czytaj też: Podatki: - Dla matematyka? Nie, dla filozofa
- Przy stoisku mięsno-wędliniarskim w Realu zobaczyłam pojemniki z resztkami wyrobów - opowiada Zofia Racław-Sob-czak, nauczycielka z Włocławka, miłośniczka zwierząt. - Chciałam je kupić dla kotów, błąkających się w rejonie ogródków działkowych w Łęgu, które od dawna dokarmiam. Sprzedawczynie powiedziały mi jednak, że te resztki nie są sprzedawane, tylko wyrzucane. Oniemiałam. Zapytałam, dlaczego w takim razie nie można ich przekazać wło-cławskiemu schronisku dla zwierząt, gdzie takie dodatkowe pożywienie na pewno by się przydało. Usłyszałam, że chodzi o kwestie podatkowe.
Zapłać choćby jeden grosz
- Firma, która dałaby nam żywność, miałaby spore kłopoty - potwierdza Zbigniew Marcinek, dyrektor włocławskiego schroniska dla zwierząt. Często bywa tak, że schronisko płaci choćby symboliczny grosz, ale darmo niczego przyjąć nie może.
- Z marketami sprawa jest jeszcze trudniejsza - dodaje dyrektor Zbigniew Marcinek. - Próbujemy załatwić problem za pośrednictwem Warszawy, bo to jedyna droga. Trzeba jednak przygotować obszerną dokumentację, spełnić warunki transportowe i sprostać weterynaryjnym przepisom.
Czytaj też: Podatek wyjdzie z kartonów po butach
Zwierzęta przebywające we włocławskim schronisku otrzymują żywność, dostarczaną przez wybranego dostawcę. Dary pochodzą wyłącznie od osób prywatnych, a jeśli od sklepów czy firm, to raczej nieoficjalnie, po cichu.
Komu to służy? - dziwi się pani Zofia, mówiąc o marnotrawstwie pożywienia, które zwłaszcza podczas srogiej zimy, mogłoby uratować wiele zwierząt. - Resztek ze stoisk wędliniarskich nie wyrzucamy, ani nie rozdajemy, bo byłoby to sprzeczne z przepisami sanitarnymi, tylko przekazujemy do utylizacji - tłumaczy Agnieszka Łu-kiewicz-Stachera, rzecznik sieci Real. - Nie bez znaczenia są też przepisy podatkowe.
Prywatnemu wolno więcej
O resztki pytamy w kilku prywatnych sklepach z mięsem i wędlinami. Tu raczej nic się nie marnuje. Jedni reklamówki z takimi kawałkami wędlin dają zaprzyjaźnionym właścicielom psów. Inni sprzedają, po kilka złotych za kilogram. Chętnych nie brakuje, niejeden klient przyznaje, że kupuje taki towar nie dla psa, lecz dla siebie, na przykład do bigosu.
W naszym prawie, także skarbowym, nie brakuje absurdów. Ten jest jednym z nich. Polecamy go uwadze naszych parlamentarzystów.