Tym razem z trybun Kotła Czarownic wspierało kadrowiczów mniej kibiców niż w czwartek. Wpływ na taki stan rzeczy miała niewątpliwie pora rozgrywania spotkania. Późny niedzielny wieczór nie był z pewnością optymalnym rozwiązaniem.
Jak się okazało optymalne nie było także ustawienie zespołu. Błyskawicznie stało się jasne, że rywale z uwagą odrobili lekcję zaprezentowaną im przez Portugalczyków (być może selekcjoner Italii zrobił profesjonalną analizę, a nie zajmował się występami reprezentacji w innych kategoriach wiekowych) i już po niespełna minucie Jorginho z 20 metrów huknął piłką w poprzeczkę nad głową Wojciecha Szczęsnego.
Polacy w odpowiedzi na kombinacyjną grę przeciwników postawili na najprostszy wariant - próbę długich podań do napastników. W efekcie na trybunach niemal od razu powstała mieszanka dopingu i gwizdów, a sam selekcjoner, podobnie jak kilkadziesiąt godzin wcześniej, wdawał się w dyskusję z sędzią technicznym, nerwowo popijał wodę i gestykulował do zawodników, ale to ręczne sterowanie nie miało wpływu na wydarzenia. Włosi grali w piłkę, Polacy próbowali im przeszkadzać, na bohatera spotkania wyrastał Wojciech Szczęsny, a Lorenzo Insigne z 5 metrów jako drugi trafił w poprzeczkę. Zdesperowani kibice w 41 minucie odśpiewali hymn, który jak zawsze w takich okolicznościach zabrzmiał dość absurdalnie, ale do przerwy utrzymał się wynik bezbramkowy.
Po niej Brzęczek, tak jak w czwartek, ale wcześniej, wprowadził do gry Kamila Grosickiego i Jakuba Błaszczykowskiego. Znów przyniosło to ożywienie gry, ale i pytanie dlaczego nie był to wariant od początku? Niewiele przecież brakowało, by skrzydłowi weszli na murawę przy skrajnie niekorzystnym wyniku. Dzięki nim mecz jednak się wyrównał, a po serii kolejnych zmarnowanych przez Włochów okazji (między innymi prawie weszli do naszej bramki, ale sędzia zauważył minimalnego spalonego) swoją piłkę meczową miał Arkadiusz Milik, który spudłował w kapitalnej sytuacji dobijając strzał Grosickiego.
Kibice gromko domagali się wejścia Piątka, ale w zamian zobaczyli... Artura Jędrzejczyka, który niechcący otrzymał potężną porcję gwizdów. Wszystko stało się jasne: celem była obrona punktu. Nic z tego nie wyszło. W doliczonym czasie gry Włosi po rzucie rożnym wepchnęli piłkę do polskiej bramki! Ich zwycięstwo było w pełni zasłużone.
Piłkarz meczu: Marco Verratti
Atrakcyjność meczu: 5/10