Rozmowa ze
Stefanem Wiśniewskim
sołtysem wsi Sadłowo
- Sołtysem jest pan od...
- Od momentu, kiedy po wieloletniej pracy w charakterze listonosza przeszedłem na emeryturę. Będzie jakieś dwanaście lat temu. Jak długo jeszcze będę sołtysować, zdecydują mieszkańcy.
- Sadłowo, to duża wieś. Pewnie pańskie sołectwo jest też niemałe?
- Należy do niego same Sadłowo - wieś oraz przysiółki. Ogólnie gospodarstw razem z działkami mam sto trzydzieści sześć. To dość rozległy teren. W sołtysowaniu trochę kontynuuję dzieło brata Stanisława, który sołtysem był prawie czterdzieści lat.
- Dwanaście lat urzędowania, to już kawałek czasu. Co się zmieniło, co obecnie należy do pana obowiązków?
- Wbrew temu, co sądzą ludzie pracy, wcale nie ubyło. Zbieram podatki, regularnie jeżdżę do gminy załatwiać rozmaite sprawy wiejskie. A ile roboty mieliśmy tej zimy! Dróg do odśnieżania cała masa, codziennie dosłownie urywały się telefony żeby drogi odgarnąć. Nie było łatwo, bo gmina ma do obsłużenia dwadzieścia cztery sołectwa. Odśnieżali państwowi i prywatni, dla każdego roboty wystarczyło.
- Jakość dróg w sołectwie, tak jak prawie wszędzie. nie jest najlepsza.
- Pewnie, że to problem choć uważam, że u nas jeszcze z tym nie jest tak najgorzej. Nasz wójt zmodernizował kilka najważniejszych odcinków gminnych dróg. W najbliższym czasie będziemy robić kolejne kilometry. Najbardziej nawierzchnię psują ciężkie pojazdy, choćby te jeżdżące do mleczarni. Kiedyś, jak robiono wiejskie drogi, nikt nie przewidywał, że po nich będzie jeździć tyle ogromnych samochódw i ciągników.
- Co najbardziej cieszy pana w sołectwie?
- Szkoła. Niedawno całą ocieplaliśmy, postawiona została nowa sala gimnastyczna. Zaczęliśmy czyszczenie i przygotowania do zagospodarowania parku przy naszym pałacu, a w nim dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Sołectwo Sadłowo sporo zawdzięcza wójtowi, który dba o nasze potrzeby. Teraz mamy bazę na Głowińsku bardzo dobrze zaopatrzoną w rozmaity sprzęt, jest stolarnia. Wyremontowaliśmy szkoły w Kowalkach, Bożyminie. Na każdej sesji jestem obecny i tam podejmujemy różne ważne dla sołectwa decyzje. Teraz chcę zachęcić mieszkańców do zadbania o tereny przylegające do kolejnych domostw, pograbienia i posiania trawy. Ogólnie jestem zadowolony z tego, co się u nas dzieje. W takim sołectwie chce się być sołtysem.
- Czeka was jeszcze jakieś ważniejsze zadanie do wykonania?
- Przydałaby się kanalizacja, bo woda to już prawie w każdym domu jest. Coraz więcej ludzi decyduje się na wynajem od gminy śmietników przydomowych. Musiałem się dość nachodzić po ludziach i przekonywać ich, że warto mieć na podwórku własny pojemnik na śmieci. Parę groszy się na kwartał zapłaci, raz w miesiącu przyjadą i zabiorą. Tak jest wygodniej, bo nie trzeba ciągle kopać nowych dołów na śmieci.
- Ludzie przychodzą do pana, do domu ze swoimi prywatnymi problemami?
- A tak. Bywa, że padnie zwierzak i trzeba z tym coś zrobić. Nieraz chcą, żeby napisać jakieś podanie do urzędu choćby o przełożenie czy umorzenie podatku rolnego. I tak się jakoś potrzebującym pomaga, bo trzeba. A mieszkańcom na wioskach nieraz jest ciężko, ludzie zdenerwowani chodzą.
- Jest pan pracowitym człowiekiem, ale w końcu odpoczywać też trzeba. Jak pan spędza wolny czas?
- Właściwie wolnego czasu nie mam, bo nie chcę. Bez roboty bym nie wytrzymał. Siedzenie w domu bezczynnie - to nie dla mnie! Trzydzieści dwa lata byłem za listonosza, przyzwyczajony jestem do ruchu i do ludzi. Nawet jak byłem na chorobowym, to w domu nie mogłem wytrzymać. Moim hobby są króliki. Teraz mam ich mało. Na zimę sporo wybiłem, bo żona z króliczego mięsa robi świetny pasztet. Jak już jestem w domu, czasami pooglądam telewizję. Ale nieraz jak patrzę na dziennik to wyłączam telewizor. Nerwy mnie biorą, jak się widzi co, to u nas w kraju się wyprawia...