Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łowczy z Bydgoszczy zastrzelił roczną suczkę. - Nie mam winy - mówi

iwo
Łowczy bydgoskiego koła "Złoty Róg" zastrzelił roczną suczkę Mojrę - owczarka belgijskiego. Nie ma sobie nic do zarzucenia.

Mojra

Łowczy z Bydgoszczy zastrzelił roczną suczkę. - Nie mam winy - mówi
nadesłane

(fot. nadesłane)

Sylwia Kumilewska z Bełchatowa przyjechała do koleżanki, Gracjany Wesołowskiej, na wakacje. Po dwóch tygodniach pobytu w Złotowie (gm. Barcin) dziewczyny po raz ostatni postanowiły przejechać się konno.

Na pożegnanie wakacji

Łowczy z Bydgoszczy zastrzelił roczną suczkę. - Nie mam winy - mówi

Wybrały się do pobliskiego lasu. Jak mówią - niedaleko, bo z tego miejsca dobrze było widać złotowskie zabudowania.
- Wyjechałyśmy przed godziną 20. Pamiętam - wtedy na chwilę wyszło słońce, widoczność była dobra - opowiada Gracjana, miłośniczka zwierząt, zwłaszcza zaś koni. Zabrały roczną suczkę, rudawego owczarka, z którym Sylwia przyjechała z Bełchatowa.

- Psiak miał obrożę - podkreśla Gracjana. - Wjechałyśmy w młodnik. To było kawałeczek od domu. Suczka na chwilę odbiegła, wskoczyła do stawu, za chwilę była przy nas mokra, ubrudzona. Cieszyła się, bo za chwilę znów odbiegła i tak kilka razy. My cały czas siedziałyśmy na koniach. Pies biegał wokół nas, co jakiś czas tylko się oddalając.

Gdy były w tym młodniku, w pewnej chwili usłyszały strzał. - Konie się spłoszyły - wspominają. - Bo to było tuż przy nas. Za chwilę był drugi strzał - opowiadają.
Sylwia zeskoczyła z konia i zaczęła biec w kierunku miejsca, z którego usłyszała hałas. - To było jakieś 20 metrów - twierdzi.

Czytaj też: Myśliwy pomylił charta z dzikim zwierzęciem. Nadia została zastrzelona i zakopana na oczach właścicielki

- Znalazłam się na łące. Z przeciwnego kierunku szedł mężczyzna - opowiada dziewczyna. - Zobaczyłam moją martwą suczkę. Dostała w okolice łopatki. Zalała się krwią. To była gruba broń, jak na dzika. Na pewno od razu zdechła. "No to nie masz psa" - zapamiętała takie słowa.

Łowczy - jak stwierdził - myślał na początku, że to dzik.

- Strzelać do psa, który nie wykazał się agresją? - dziewczyny wciąż to powtarzają i nie mogą uwierzyć.
- Łowczy - jak stwierdził - myślał na początku, że to dzik. A później jeszcze dodał, że pies gonił sarnę, dlatego zastrzelił - opowiada Gracjana.
- Dziękować Bogu, że nas nie trafił. A pies? Wybiegł, pogonił może sarnę i nic więcej!
- Ten człowiek straszył nas, że jeśli wezwiemy policję, to my zapłacimy 500 złotych, bo pies biegał luzem. A on wykonywał swoje obowiązki.

Aż strach chodzić

Dziewczyny jednak policję wezwały. Ta wszczęła dochodzenie.
Krzysztof Jaźwiński, oficer prasowy KPP w Żninie: - Łowczy mówi, że pies gonił sarnę. Wersja pani jest trochę inna. Sprawdzamy więc sprawę.

Kolejny wypadek na polowaniu. Myśliwy pod Mrągowem pomylił kolegę z dzikiem

Dziewczyny zachodzą w głowę: - Psa pomylić z dzikiem? Żeby jeszcze z lisem, ale dzikiem? To była roczna suczka z papierami. Kosztowała dwa tysiące. Ale o pieniądze nie chodzi. O uczucia...

Gracjana: - To był Sylwii największy przyjaciel. Psiak bawił się u nas, był przy gęsiach, przy koniach, ganiał za motylami. Zdjęłyśmy po zastrzeleniu go obrożę, żeby chociaż jakaś pamiątka została. Dziś już wiem, że nie można się swobodnie ruszyć nawet koło domu, bo nawet my mogłyśmy być zastrzelone. Aż strach, bo tamtędy często też chodzą dzieciaki.

A etyka?

Zadzwoniliśmy do zaprzyjaźnionego myśliwego. Skomentował: - Obowiązuje nas zasada rozpoznanego celu. To nie jest tłumaczenie, że ktoś myślał, że dzik. Bo nawet w przypadku dzika to i płeć winna być rozpoznana. A więc raz jeszcze: nie wolno mu strzelić do nierozpoznanego celu. A jeśli później mówi, że jednak pies... A czy ma świadka, że on gonił jakąś sarnę? Wprawdzie psy - w skrajnych przypadkach - mamy prawo usuwać, ale czy w pojęciu moralnym ten człowiek jest w porządku?

Drugi raz zrobiłby tak samo

Innego zdania jest Henryk Pinkowski, łowczy Koła "Złoty Róg" w Bydgoszczy. To właśnie on zastrzelił roczną suczkę.

- Pies został zlikwidowany zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt. Wszystkie przesłanki zostały spełnione. Był bez opieki i wykazywał oznaki zdziczenia - tak rozpoczął rozmowę z "Pomorską" szef koła, gdy powiedzieliśmy do niego: - Zabił pan psa. Proszę wyjaśnić, dlaczego.

Dalej tak tłumaczył: - Po 20 minutach obserwacji stwierdziłem, że pies jest bez nadzoru. W mojej obecności gonił sarnę, przebywał około 600 metrów od zabudowań złotowskich. Stwierdziłem, że stanowi zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących. Był kłusujący, nikt się nie pojawiał w jego otoczeniu.
- Dowiedzieliśmy się, że powiedział pan najpierw: "myślałem, że to dzik".
- Gdy wjechałem na łąkę, widzę, że jest jakaś zwierzyna. To było pierwsze wrażenie. Takie było moje odczucie, bo tam kiedyś dziki żerowały - wytłumaczył Pinkowski, po czym przyznał, że popełnił jeden błąd: jak już się zorientował, że jednak pies.... myślał, że to "jeden z tych burków wiejskich"
Podczas rozmowy z "Pomorską" szef "Złotego Rogu" cały czas miał przed sobą ustawę o ochronie zwierząt.

- Ja jestem łowczym w tym kole - zaakcentował, gdy spytaliśmy o książkę pobytu. - To członkowie koła mnie informują, na jakim terenie będą przebywać. Oczywiście, że mój pobyt w Złotowie jest tam wpisany! - oburzył się.
A po chwili znów zaczął cytować ustawę o ochronie zwierząt: że czworonogi "bez opieki, zdziczałe, stanowiące zagrożenie, mogą być zwalczane".
- Poza tym ta pani, potem się okazało, powinna dostać karę grzywny lub naganę! To ona popełniła wykroczenie, nie ja.
- Było panu chociaż trochę żal, gdy zobaczył martwą, roczną suczkę?
- Mnie jest żal każdego zwierzęcia, które zabiję. Ale dbałość o zwierzynę łowną, która jest własnością Skarbu Państwa, to nasz obowiązek. Psy zwierzynę rżną, nie można być na to obojętnym.
- Ale i wy zabijacie.
- My prowadzimy gospodarkę łowiecką.

Myśliwy zastrzelił na polowaniu kobietę - lipnowska prokuratura wszczęła śledztwo

Henryk Pinkowski powiedział dalej: - Ja mam pojęcie o psach. Jestem właścicielem pięciu. Trzeba wiedzieć, jak je wychować. Las nie jest miejscem zabawy dla psów. Można z nimi iść, ale ze smyczy nie puszczamy! Gdybym te panie widział, zwróciłbym im uwagę. Ale one były w lesie. Dlatego, gdy to się stało, powiedziałem: "no to pani nie ma psa. Bo psa trzeba pilnować". Jestem człowiekiem rozsądnym. Podkreślam: moim obowiązkiem jest dbałość o zwierzynę. Na tym terenie są pogryzione sarny. Dlatego nawet myśliwi zostali uczuleni, żeby likwidować dzikie psy. Ja sam w swojej wieloletniej karierze (46 lat poluję) kilka zastrzeliłem z konieczności. Ale na te lata to można je policzyć na palcach jednej ręki.

- Winny nie jestem ja, tylko te panie - zakończył. - Ja nie jestem duchem świętym, rasa była nie do rozpoznania, bo pies był brudny, biegał w chaszczach. Drugi raz, będąc w takiej samej sytuacji, podjąłbym taką samą decyzję.

- Winny nie jestem ja, tylko te panie - zakończył. - Ja nie jestem duchem świętym, rasa była nie do rozpoznania, bo pies był brudny, biegał w chaszczach. Drugi raz, będąc w takiej samej sytuacji, podjąłbym taką samą decyzję.

Na sugestie dziewczyn o strzałach mówi: - To jest niemożliwością, że strzały szły w ich kierunku. Były w zupełnie innym miejscu niż to, skąd te panie się wyłoniły. Kobiety znajdowały się w odległości ok. 150 metrów od psa - niewidoczne, za laskiem. Nie podjąłem decyzji pochopnie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska