Przepisy na lepszą odporność. W roli głównej czosnek
Trwa zbiórka pieniędzy dla Marcina Deji z Nowego Miasta Lubawskiego
42-letni Marcin Deja jest nauczycielem w szkole średniej, był radnym Rady Miejskiej w Nowym Mieście Lubawskim. Ma 12-letniego syna Kajetana.
- Przed chorobą moje życie przepełnione było wszelaką aktywnością fizyczną. Dużo czasu spędzałem na rowerze, jeździłem na rolkach, pływałem żaglówką, schodziłem Tatry i Bieszczady, grałem w piłkę nożną. Oprócz pracy zawodowej i dbałości o zdrowy styl życia moją pasją był samorząd terytorialny i problemy społeczności lokalnej, którym to poświęcałem znaczną część mojego wolnego czasu
- mówi Marcin Deja.
W czerwcu 2018 r. u Marcina Deji zdiagnozowano niedrobnokomórkowego raka płuc z przerzutami do wątroby i nadnerczy. W lipcu 2018 r., tuż przed podjęciem leczenia, okazało się, że są też obecne liczne zmiany w mózgu. Od tego czasu Marcin Deja miał wykonywaną m.in. radioterapię ogólną mózgu, a po przerzutach do kręgosłupa także chemię, wskutek której miał porażenie nerwów kończyn dolnych, przez co do teraz ma problemy z poruszaniem.
- Po zakończeniu chemioterapii w badaniu kontrolnym tomografii komputerowej głowy ujawniła się jedna nowa zmiana w mózgowiu. Odmówiono mi ponownego naświetlania ogólnego w Elblągu, nie zalecono też naświetlania stereotaktycznego. Zostałem bez żadnego leczenia na prawie pół roku! - dodaje Marcin Deja.
Obecnie nowomieszczanin leczy się w Olsztynie i w Katowicach, a także jeździ do Gdańska na konsultacje z profesorem, który zaproponował mu kolejną terapię lekiem o nazwie Gefitinib. Miesięczny koszt tego leku to ok. 1 tys. 400 zł, a Marcin Deja brał go od marca 2020 r. Ten lek jednak przestał działać. - Lek na który zbierałem środki przestał działać, ale dzięki pomocy i zaangażowaniu mojego bliskiego kolegi Daniela na horyzoncie pojawiają się nowe terapie, ale, niestety, też nierefundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia - mówi Marcin Deja. Do kosztów leczenia należy doliczyć koszt dojazdu do ośrodków, w których Marcin Deja się leczy, uzupełnianie diety drogimi suplementami czy też kupno żywności specjalnego przeznaczenia medycznego (nutridrinki). Z uwagi na tyle wydatków, a także utrzymywanie domu i 12-letniego syna, oszczędności Marcina Deji po dwóch latach leczenia się wyczerpały, zwłaszcza, że od momentu diagnozy przebywa na zwolnieniach lekarskich lub na urlopie dla poratowania zdrowia.
