Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Rubnikowicz, były dyrektor muzeum w Toruniu, o kradzieży zabytkowych monet

Adam Willma
Adam Willma
Dr Rubnikowicz: - To jest dramat, jeden z największych, jaki może wydarzyć się w życiu muzealnika. W moim przypadku jest to powrót do historii sprzed kilku lat – zakończenia śledztwa, akt oskarżenia przeciwko jednemu z naszych pracowników, który okazał się złodziejem.
Dr Rubnikowicz: - To jest dramat, jeden z największych, jaki może wydarzyć się w życiu muzealnika. W moim przypadku jest to powrót do historii sprzed kilku lat – zakończenia śledztwa, akt oskarżenia przeciwko jednemu z naszych pracowników, który okazał się złodziejem. Jacek Smarz
Z dr. Markiem Rubnikowiczem, byłym dyrektorem Muzeum Okręgowego w Toruniu, rozmawiamy m.in. o kradzieży zabytkowych monet oraz kulisach zaskakującego wycofania wniosku o uzyskanie statusu Muzeum Narodowego

Myślami jest pan cały czas w Muzeum?
Trudno się oderwać, jeśli poświeciło się temu muzeum kilkanaście lat życia. Tym bardziej, że mam poczucie, że w ciągu tych kilkunastu lat udało się tę dość zaniedbaną placówkę przekształcić w muzeum zaliczane do polskiej czołówki.

Myślałem o ostatnich wydarzeniach.
Owszem, to jest dramat, jeden z największych, jaki może wydarzyć się w życiu muzealnika. W moim przypadku jest to powrót do historii sprzed kilku lat – zakończenia śledztwa, akt oskarżenia przeciwko jednemu z naszych pracowników, który okazał się złodziejem. Żyliśmy tym w środowisku muzealnym przez całe lata.

Ale trzymaliście wszystko przez lata w tajemnicy.
To jedna z tych spraw, które trzeba wyjaśnić. Otóż nie – zwróciliśmy się na piśmie do prokuratury z pytaniem, czy o sprawie wolno nam mówić publicznie. I otrzymaliśmy odpowiedź, że dla dobra śledztwa zaleca się zachowanie pełnej anonimowości i poufności, za wyjątkiem organów, które zostały poinformowane o sprawie. Chodziło o to, żeby nie utrudnić ewentualnych działań na rzecz odzyskania ukradzionych monet. Bardzo szybko zresztą po wyjaśnieniach policji otrzymaliśmy status pokrzywdzonego.

Zacznijmy od początku. Monety nie są eksponatami, którym często poświęca się wystawy. Skąd wzięły się w muzeum?
Potężna kolekcja monet – kilkadziesiąt tysięcy – to zbiór własny muzeum, gromadzony dziesiątki, a nawet już setki lat. Poza tym elementem zbioru są również depozyty Towarzystwa Naukowego w Toruniu oraz obiekty przejęte przez Copernicus-Verein. Owszem, przez swoją specyfikę monety są obiektami trudnymi do prezentowania na wystawach, podobnie jak wykopaliska archeologiczne. Trudność wiąże się również z liczbą tych monet. Inwentaryzacja kilkudziesięciu tysięcy monet jest zadaniem na kilka lat.

Jak wygląda inwentaryzacja w tym przypadku?
Inwentaryzacja prowadzona jest przez kuratora i komisję złożoną z pracowników muzeum, którzy poza swoimi obowiązkami również uczestniczą w pracach inwentaryzacyjnych. Jest to bardzo żmudna praca, bo każda moneta musi zostać wyjęta z opakowania, zważona, porównana ze zdjęciami. Trzeba uzyskać pewność, że mamy do czynienia z oryginałem, czy z „podkładką”. Komisja złożona zwykle z 4 osób w ciągu godziny jest w stanie sprawdzić od 4 do 6 monet. A przypomnę, że zbiór liczy 55 tys. monet! A więc jedna inwentaryzacja oznacza nawet 2 lata pracy przy codziennie zbierającej się komisji. Bo oczywiście nie można sobie pozwolić, aby komisja pracowała 8 godzin dziennie. To niemożliwe, bo każdy z kuratorów ma również inne obowiązki. Zwykle więc kuratorzy pracowali nad inwentaryzacją 3-4 godziny. Ze wszystkich zbiorów inwentaryzacja monet jest najtrudniejsza, nie tylko ze względu na liczbę. W innych działach, na przykład malarstwa czy sztuki użytkowej inwentaryzacja jest prostsza, w przypadku monet, w których obiekt jest często wielkości pięciogroszówki, wymaga to znacznie więcej czasu.

Ale monety miały być inwentaryzowane do 5 lat. Tymczasem pomiędzy jedną a drugą inwentaryzacją minęło aż 9 lat.
I to kolejna nieprawda! Te 9 lat wyliczono licząc do zakończenia postępowania. Owszem, był moment przesunięcia początku pierwszej inwentaryzacji, tak że odbyła się ona 7 lat po wcześniejszej. To było spowodowane między innymi tym, że gdy rozpoczynała się inwentaryzacja, pani kierownik działu ciężko zachorowała. Przez kilka miesięcy nie było możliwości zebrania komisji. Trzeba pamiętać, że nie ma mowy o włączeniu do komisji osób pracujących na zlecenie czy też pracowników z małym doświadczeniem muzealnym. Muszą to być bezwzględnie najbardziej doświadczeni kuratorzy, którzy znają warsztat muzealny i maja wiedzę. Po powrocie osoby odpowiedzialnej inwentaryzacja rozpoczęła się ponownie i wówczas pojawiła się pierwsza nieścisłość inwentarzowa. Kurator dostał wówczas miesiąc na wyjaśnienie, ponieważ przy takiej ilości tak drobnych artefaktów może się zdarzyć ( i nieraz się zdarzało, że na przykład zamieniona została szuflada. I w tym momencie przerwany zostaje ciąg, w którym rejestrowane były monety. Niestety, w tym przypadku okazało się, że braki są znacznie większe. Na wniosek pani kierownik zmieniłem więc całkowicie skład komisji. Gdy zrobiliśmy drugą inwentaryzację i nie mieliśmy już wątpliwości, w trybie pilnym skierowaliśmy zawiadomienie na policję i powiadomiony został organ założycielski – prezydent miasta oraz Ministerstwo Kultury, które sprawuje nadzór nad praca muzeum (bo Muzeum Okręgowe należy do muzeów rejestrowanych). W powiadomieniu sugerowaliśmy również zbadanie nadzoru.

Czyli dyrektora Rubnikowicza.
To nie takie proste. W wielodziałowej instytucji jaką jest Muzeum Okręgowe dyrektor odpowiada za zbiory, wicedyrektor odpowiada za inwentaryzację, kierownik działu – za prawidłowość funkcjonowania działu. Trzeba było sprawdzić, czy to wszystko prawidłowo funkcjonowało.

Jeśli ustawowa inwentaryzacja musi zostać przesunięta w czasie, powinien być o tym poinformowany prezydent. A nie został.
Ustawa nie doprecyzowuje, czy ten 5-letni okres dotyczy poszczególnych kolekcji, czy całego zbioru. Powszechnie przyjmuje się raczej tę druga interpretację. Pamiętajmy, że muzeum jest w ciągłym ruchu inwentaryzacyjnym, bo wszystkie zbiory to prawie 400 tys. pozycji. Gdybyśmy przyjęli dosłownie ten cykl 5-letni, nie robilibyśmy nic innego. Dlatego rozpisujemy harmonogram inwentaryzacji i jedna albo dwie komisje pracują non stop. W przypadku naszej inwentaryzacji problem dotyczył tylko jednej z kolekcji, wszystkie inne prowadzone były zgodnie z harmonogramem.

W jaki sposób zabezpieczone były monety?
W momencie, gdy rozpoczynałem pracę w muzeum, system był skuteczny, natomiast zabezpieczenia elektroniczne były bardzo skąpe. W 2012 roku udało nam się wprowadzić zintegrowany system elektronicznej ochrony. Każdy został wyposażony w kartę magnetyczną, więc każda obecność pracownika w konkretnym pomieszczeniu była rejestrowana. To jest wielopoziomowy i bardzo skuteczny system – jeden z najnowocześniejszych w Polsce.

W tym przypadku system nie zadziałał.
Wszystkie systemy nastawione są na złodzieja zewnętrznego. Niestety, złodziej wewnętrzny, a zwłaszcza – jak w tym przypadku – człowiek odpowiedzialny materialnie za zbiór, jest najtrudniejszym przypadkiem. Z tego względu, że działanie takiego złodzieja wymyka się kryteriom racjonalności. Bo jak podejrzewać o kradzież kogoś, kto będzie musiał i tak odpowiedzieć za nią całym majątkiem? Trzeba jednak przyznać, że takie przypadki od czasu do czasu zdarzają się w różnych muzeach. Zwykle nie mówi się o nich głośno, do opinii publicznej przebijają się czasem historie takie jak zniknięcie krakowskiego egzemplarza „De Revolutionibus”, który nigdy się nie odnalazł.

Na co mógł liczyć złodziej? Jaką logika się kierował, skoro musiał wiedzieć, że puste koperty i tak zostaną ujawnione.
Próbowaliśmy odpowiedzieć sobie na to pytanie wiele razy. Cała ta sytuacja skłoniła mnie zresztą do poszukiwań literatury o psychologii kradzieży. Okazuje się, że w wielu przypadkach są to zachowania zupełnie nieracjonalne.

Dlaczego pracownicy nie są kontrolowani przy wychodzeniu z pracy?
Nie znam muzeów na świecie, które stosowałoby indywidualne kontrole pracowników. Zresztą co to musiałoby oznaczać w przypadku miniaturowych monet?

Pana odpowiedzialność również była przedmiotem dociekań prokuratorskich…
I sprawa zakończyła się umorzeniem, ponieważ potwierdzono, że wszystkie procedury były zgodne z przyjętymi zasadami. Zresztą na żadnym etapie nie postawiono mi zarzutu, bo postępowanie toczyło się „w sprawie” a nie „przeciwko”. Szafowanie stwierdzeniem o 9-letniej bezkarności w muzeum, jaki padał w mediach jest nonsensowne. Przynajmniej część monet, które znikły, była zaledwie 2-3 lata wcześniej w wypożyczeniu. A więc same fakty mówią, że do kradzieży doszło w ciągu paru ostatnich lat.

Przeprowadził pan w muzeum postępowanie dyscyplinarne w sprawie kradzieży?
Podjąłem decyzję zmianie zastępcy dyrektora na bardziej doświadczona osobę, która miała skuteczniej uszczelnić system nadzoru. Trudno mówić o postępowaniu dyscyplinarnym w momencie, kiedy żadna z procedur nie została złamana przez innych pracowników i nie zostały naruszone żadne systemy kontrolne. Nie dopatrzyła się takich naruszeń również prokuratura. Jedynym zawodnym ogniwem był kurator, który okazał się złodziejem. Kurator mógł w każdej chwili wejść do pomieszczeń, w których znajdują się szafy z obiektami. Bez znaczenia było to, że jego wejście zostało zarejestrowane, bo miał pełne prawo przebierać w dowolnych szufladach i kasetach, a nawet zabrać obiekt do swojego pokoju.

Kim jest osoba, która oskarżono o kradzież?
To człowiek, który w muzeum przepracował 40 lat, jeden z najwybitniejszych specjalistów od numizmatyki w Polsce. Mówimy o osobie, która najlepiej zna zbiory, zna ich wartość i specyfikę muzeum. To tak, jakby bank został okradziony przez opiekuna skarbca. Paradoks polega na tym, że przed odejściem na emeryturę ów kurator wydał katalog monet, w którym znajdują się zdjęcia m.in. tych skradzionych egzemplarzy. To niewyobrażalne – uczynił ten katalog narzędziem kradzieży.

Który z ubytków jest najboleśniejszy?
Kilka monet to rzeczywiście cenne unikaty. Wiadomo, że jedna trafiła do Australii i trwają obecnie działania dyplomatyczne w sprawie jej ewentualnego powrotu. Nie chciałbym jednak patrzeć na tę sprawę pod kątem konkretnych numizmatów. Dla mnie tragedią jest, że w instytucji tak szanowanej, w której pracuje wielu wybitnych muzealników, jedna osoba rujnuje wiarygodność innych.

Pojawiły się głosy, że sprawa kradzieży udaremniła starania o przekształcenie Muzeum Okręgowego w Muzeum Narodowe.
Absolutna bzdura. Przez lata byłem członkiem Rady ds. Muzeów i Miejsc Pamięci, a w ostatniej kadencji byłem jej przewodniczącym, więc tym bardziej mnie boli mnie sprawa tej kradzieży. Udało się wprowadzić w muzeum wielu działań reformatorskich i przemodelować tę placówkę, co bywało trudne i nieakceptowane przez część pracowników. Jednak ta przyjęta formuła, która była wynikiem mojej koncepcji i dziełem ciężkiej pracy muzealników, zaowocowała międzynarodowymi wyróżnieniami. Przede wszystkim jednak muzeum zyskało wysoką pozycję i spełniło wszelkie wymogi i kryteria, aby stać się Muzeum Narodowym współprowadzonym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa. Na mój wniosek prezydent Torunia złożył wniosek do ministra o nadanie nam statusu Muzeum Narodowego.

Dlaczego te działania okazały się bezskuteczne?
Z przyczyn mi nieznanych. Jesienią 2019 roku otrzymałem informację z ministerstwa, że prezydent… wycofał wniosek.

Z jakiego powodu?
Nie wiem, bo wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Takie pytania później się pojawiały, ale nie byłem w stanie na nie odpowiedzieć. Przyznaję, że ta sprawa utwierdziła mnie w postanowieniu o odejściu na emeryturę.

Prezydent nie wyjaśnił tego panu?
Nie. Nie miałem okazji z nim rozmawiać na ten temat. Teraz słyszę jednak, że wniosek został ponowiony.

Co straciło muzeum?
To jest nie tylko kwestia prestiżowa, ale również – w pewnym zakresie – możliwość współfinansowania. To jest także dostęp do różnego rodzaju fruktów w postaci szkoleń, wyjazdów, aplikacji środków finansowych.

Co straciło miasto?
To pytanie do władz miasta. I mieszkańców.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska