Jesienią ub. r. pewien mężczyzna przedstawił w swym piśmie zarzuty pod adresem Brejzy, podobne zresztą do zgłaszanych przez opozycję. Znalazły się tam także zdania, które mogły budzić niepokój, m. in.: "Po co więc upierać się przy władzy, ważniejsze jest życie" oraz "Jeżeli Pan nie zrezygnuje to wiem, że planowany jest prawdopodobnie zamach na pana życie".
Sprawą zajęła się prokuratura i policja. Ustalono, że autorem pisma jest mieszkaniec Inowrocławia. Organy ścigania odmówiły jednak dalszego postępowania.
- Przyznaję, że na początku i ja nie potraktowałem tych pogróżek zbyt poważnie. Uznałem to za głupi żart - przypomina Brejza. Było tak tylko do czasu, gdy do prezydenta zgłosił się jego pracownik. Poinformował, że podczas spotkania w jego gabinecie jeden z interesantów wyjął nagle z kieszeni pistolet, który położył na stole. Okazało się, że interesantem tym był autor gróźb. Prezydent poinformował prokuraturę o pozyskanej od urzędnika informacji.
Od wydarzeń minęło kilka miesięcy. Zwróciliśmy się więc do włodarza z pytaniem, czy pojawiły się nowe okoliczności? - Z tego co mi wiadomo dotychczas nie przesłuchano mojego pracownika. Dowiedziałem się natomiast, że policja odwiedziła mieszkanie autora pisma i znalazła tam broń. A więc nie były to tylko głupie żarty, jak myślałem na początku. Coraz bardziej martwię się o moją rodzinę - zwierza się prezydent.
Ponieważ prokuratura zatwierdziła postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia, prezydent zwrócił się do sądu. Rozprawa odbyła się w tym tygodniu. W jej trakcie zostało uchylone postanowienie prokuratury. Musi ona ponownie rozpoznać sprawę gróźb wobec prezydent. Swoją decyzję sąd uzasadnił tym, że zaistniałe fakty mogą usprawiedliwiać obawę Brejzy o bezpieczeństwo własne i jego rodziny.
Czytaj e-wydanie »