- Nie mogłam uwierzyć, gdy przeczytałam w „Pomorskiej”, że władza ma za nic zdanie ludzi - mówi inicjatorka akcji. - Aż na dwóch zebraniach daliśmy jasny wyraz naszemu stanowisku. Chcemy, by teren prowadzący do jeziora był spożytkowany na potrzeby społeczności.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
Mogłoby być tam np. pole namiotowe. We wsi uprawnionych do głosowania jest 220 osób, a - mimo okresu urlopowego - udało się zebrać aż 120 podpisów. Gdy pismo trafi do urzędu, będą pewnie na nim kolejne nazwiska.
Umowa dzierżawcy kończy się 15 sierpnia. - Dlaczego dzierżawca posadził jodły kaukaskie, wiedząc, że kończy mu się umowa? - zastanawiają się niektórzy. - To świadczy o tym, że czuł się pewnie - sami odpowiadają.
Posadzone jodły są teraz argumentem za tym, by zawrzeć umowę. A skoro będzie na siedem lat, to muszą wyrazić na nią zgodę radni. - Ten pan mógł posadzić drzewka, bo wystąpił o zgodę i ją otrzymał - mówi tylko burmistrz.
Stupałkowski dziwi się akcji, mówiąc, że ostatnio rada sołecka zgodziła się na kompromis. Na wyjazdowym posiedzeniu komisji rady zdecydowano o cofnięciu ogrodzenia, tak by można było dojść do jeziora. - To nas nie urządza - mówi nasza rozmówczyni. - Siedem lat to długo, potem usłyszymy, że ten pan przedłużył umowę.
Burmistrz mówi, że teren - podmokły - nie nadaje się na pole kempingowe, a taka decyzja wiązałaby się ze zmianami planów, a przede wszystkim kosztami i długimi uzgodnieniami z różnymi instytucjami, jak Krajeńskim Parkiem Krajobrazowym. Nie wyklucza jednak, że kiedyś takie decyzje będą inne. Tyle że teraz zdecydują radni. Czy wezmą głos ludzi pod uwagę?
INFO Z POLSKI - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju (13.07.2017)