Spis treści
Młody łoś nie przeżył wizyty we Włocławku
W piątek 13 grudnia 2024 we Włocławku pojawiły się łosie – klempa ze swoim młodym. Mieszkańcy widzieli spokojnie spacerujące zwierzęta m. in. na ul. Ptasiej i PCK. Z naszych informacji wynika, że w piątek przed południem obecność dzikich zwierząt w mieście została zgłoszona do straży miejskiej, w tym czasie natomiast żadnego zgłoszenia nie otrzymała policja.
Niestety, wizyta łosi w mieście, skończyła się tragicznie dla młodego zwierzaka. Nie przeżył. O sytuacji napisała m. in. Fundacja Mondo Cane. Informuje ona, że po tym, jak łosie przemieściły się na ul. PCK, na miejsce przybyła straż miejska. Na miejsce wezwano też lekarza weterynarii i pracowników schroniska dla zwierząt, którzy – jak informuje Fundacja – mieli ze sobą chwytak…
Wspólna akcja miała pomóc łosiom bezpiecznie opuścić tereny miejskie.
„Zwierzęta zostały zagonione na teren dawnej jednostki wojskowej, za Pałacem Bursztynowym. Wyglądało na to, że sytuacja została opanowana. Niestety. To co się potem wydarzyło, wywołało oburzenie mieszkańców. Spłoszone zwierzęta zaczęły w panice uciekać. Łosza opuściła teren i zniknęła, zaś spanikowany malec wpadł pod koła jadącego auta, które prowadziła kobieta. Na szczęście nic się jej nie stało, natomiast maluch próbował jeszcze uciekać. Finalnie zatrzymał się na ogrodzeniu. Żył! Czy otrzymał pomoc? Nie! Lek. wet. uczestniczący w całym przedstawieniu, skazał zwierzę na śmierć. Jak twierdzą świadkowie, bez oględzin. Młody miał obrażenia jednej kończyny. Tak twierdzą nasi informatorzy. Odszedł skulony pod siatkę” – informuje Mondo Cane.
Truchło łosia leżało pod płotem, a w pobliżu strzykawka
Fundacja dodaje też, że zwłoki łosia nie zostały zabezpieczone i dość długo leżały przy ogrodzeniu, a niedaleko strzykawka z igłą, przeznaczona do usypiania zwierząt na odległość. Strzykawka nie była pusta. Fundacja dodaje, że dopiero po całym zdarzeniu na miejsce wezwano policję, która wcześniej nie otrzymała zgłoszenia i prośby o wstrzymanie ruchu na czas działań. Strzykawkę miała zabezpieczyć policja, a po truchło młodego łosia przyjechało Saniko.
„Teraz należałoby zadać pytanie władzom miasta, organom prowadzącym akcję, włącznie z panem weterynarzem, czy aby mają świadomość swej nieudolności? Czy aby mają świadomość tego, że sami sprowokowali zagrożenie w ruchu drogowym, w którym mogła zginąć kobieta? Czy mają świadomość tego, że z ich winy młody, który powinien być bezpieczny ze swoją matką, stracił życie? Czy mają świadomość, że odpady medyczne winny być zabezpieczone w odpowiedni sposób, inaczej są zagrożeniem dla otoczenia, dzieci, zwierząt domowych” – podkreśla Fundacja Mondo Cane.
Mieszkańcy Włocławka są oburzeni
Akcja z łosiami jest szeroko komentowana w mediach społecznościowych, zarówno na facebookowej stronie Mondo Cane, jak i na profilu prezydenta Włocławka Krzysztofa Kukuckiego, od którego włocławianie również oczekują komentarza i wyjaśnień. Dodają też, że klempa ponownie była widziana w mieście, sugerują że szukała malucha.
„Panie prezydencie mieszkańcy czekają na wyjaśnienia dlaczego akcja z łosiami zakończyła się tak jak się zakończyła? Co poszło nie tak? Skoro młody łoś wpadł pod samochód podczas przeganiana to zostało narażone życie mieszkańców i samych łosi które są pod ochroną? Kto był odpowiedzialny za podejmowane decyzje? Czy służby nie zareagowały za późno? Czy młodego łosia trzeba było uśpić i nie można było dać go do azylu? Czy służby w mieście są przygotowane na nietypowe akcje takie jak ta? Czy zostaną wyciągnięte konsekwencje od osób odpowiedzialnych za to nieudacznictwo?” - zwrócił się z apelem do prezydenta jeden z mieszkańców.
„Brak wiedzy doprowadził do tragedii...serce pęka. Wystarczyło zostawić je w spokoju,to normalne, że łosie migrują tylko rzadko za dnia… ale oczywiście wszyscy się cieszyli bo fajne zwierzaczki, niewiele trzeba żeby dzikie zwierzę wpadło w panikę. Specjalistów brak, sprzętu brak, odpowiedniej placówki do pomocy nie ma. Nasze miasto nie jest przygotowane na takie sytuacje. Można było maluchowi pomóc ale do tego potrzeba odpowiednich służb, weterynarza i miejsca do przeprowadzenia zabiegu, azylu na czas rekonwalescencji, środków transportu… A ten weterynarz to chyba z góry miał założenie, że zwierzaka przyjedzie uśpić, chyba że się mylę i był to specjalista od dzikich zwierząt, w co szczerze wątpię… Bezsens tej sytuacji jest porażający...A wystarczyło po prostu wstrzymać ruch i całkowicie się usunąć aby mogły bezpiecznie się przemieścić” – dodaje inne mieszkanka.
Jedna z osób komentujących na profilu Mondo Cane dodała też, że zadzwoniła po leśniczego, który pojawił się na miejscu.
„Niestety jego wiedza, żeby zostawić zwierzę w spokoju i pozwolić mu odejść nie przebiła się przez nieodpowiednie służby bez bazy…” - dodała kobieta.
Komentarz straży miejskiej w sprawie przebiegu akcji z łosiami
O przebieg akcji i komentarz w tej sprawie poprosiliśmy włocławską policję i straż miejską.
Poniżej publikujemy cały komentarz przekazany nam przez Dariusza Rębiałkowskiego, rzecznika Straży Miejskiej we Włocławku:
„W dniu 13 grudnia 2024 roku około godz. 6:30 do Dyżurnego Straży Miejskiej wpłynęła telefoniczna interwencja dot. dwóch łosi przemieszczających się po ulicy Reymonta. Wysłany na miejsce patrol zlokalizował zwierzęta na ulicy P.C.K. Dyżurny Straży Miejskiej o zaistniałej sytuacji telefonicznie powiadomił pracownika Schroniska dla Zwierząt. Pracownik schroniska poinformował, że telefonicznie powiadomi lekarza weterynarii o zdarzeniu z łosiami. Po chwili na miejsce przyjechał patrol policji oraz pracownik Schroniska dla Zwierząt. Wspólnie zabezpieczano teren nieruchomości na której przebywały zwierzęta.
Dyżurny Straży Miejskiej telefonicznie powiadomił Dyrektora Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa Urzędu Miasta Włocławek. Następnie również telefonicznie powiadomił łowczego oraz Dyrektora Wydziału Nadzoru Właścicielskiego i Gospodarki Komunalnej, których poinformował o zaistniałej sytuacji ze zwierzętami leśnymi.
Około godz. 7:30 na miejsce przybył lekarz weterynarii, który rozpoczął kierowanie akcją. Postanowił wypłoszyć zwierzęta z tej nieruchomości. Po chwili wypłoszone przez lekarza weterynarii zwierzęta wybiegły z posesji i udały się w stronę Parku Łokietka, następnie dotarły do ulicy Saperskiej. Strażnicy miejscy wraz z policjantami kontynuowali zabezpieczenie przemieszczania się zwierząt mając na uwadze bezpieczeństwo osób postronnych i ruch pojazdów na trasie przemieszczania się łosi. Lekarz weterynarii podjął decyzję, żeby łosie zostały zagnane na teren po byłej jednostce wojskowej u zbiegu ulic Barskiej i Wojskowej, gdzie zwierzęta miały pozostać do godzin wieczornych. Na tym czynności służbowe zostały zakończone i wszystkie będące na miejscu służby odjechały. Swoje działania zakończył również znajdujący na miejscu patrol Straży Miejskiej.
Około godz. 9:25 do Dyżurnego Straży Miejskiej wpłynęła kolejna interwencja dot. łosi, konkretnie Dyżurny został poinformowany, że młody łoszak opuścił ogrodzony teren i przemieszcza się po ulicy Barskiej. Dyżurny ponownie zadysponował patrol oraz poinformował pracownika Schroniska dla Zwierząt. Strażnicy miejscy ponownie zabezpieczali trasę przemieszczania się łosia. Na miejsce ponownie przybyli pracownicy Schroniska dla Zwierząt oraz lekarz weterynarii, który zdecydował, żeby zwierzę należy uśpić. Zwierzę w tym czasie znajdowało się na terenie niezabudowanej nieruchomości z garażami. Strażnicy miejscy zabezpieczali teren nieruchomości od strony ulicy Barskiej. Dwa pierwsze strzały okazały się nieskuteczne, powiodła się trzecia próba trafienia zwierzęcia. W pewnej chwili zwierzę przeskoczyło przez ogrodzenie posesji, na której się znajdowało i znalazło się na terenie sąsiedniej nieruchomości z której wybiegło się wprost na ulicę Wojskową bezpośrednio pod nadjeżdżający pojazd. Strażnicy dobiegli do ulicy Wojskowej, jednak łoś był już po kolizji w wyniku, której doznał urazu tylnej kończyny. W związku z tą sytuacją lekarz weterynarii podjął decyzję o uśpieniu zwierzęcia. Około godz. 11:10 strażnicy miejscy poinformowali Dyżurnego Straży Miejskiej, że łoś został uśpiony oraz, że jest konieczność zabrania zwierzęcia. Martwy łoś został zabrany przez pracowników firmy „Saniko”.
Mieszkańcy na pewno nie powinni samodzielnie podejmować własnych działań w przypadku zdarzeń, w których uczestniczą dzikie zwierzęta. Tego rodzaju zdarzenia mogą nosić w sobie potencjalne ryzyko zagrożenia dla życia i zdrowia ludzkiego ale również zwierzęcia.
Najlepszym rozwiązaniem jest telefoniczne poinformowanie Dyżurnego Straży Miejskiej na alarmowy numer telefonu 986 lub Dyżurnego właściwej miejscowo komendy policji albo na alarmowy numer telefonu 112”.
Komentarz włocławskiej policji w sprawie akcji z udziałem łosi
Włocławska policja przekazała nam, że zgłoszenie dotyczące dwóch łosi na terenie miasta przekazane zostało do realizacji Straży Miejskiej we Włocławku, która podjęła czynności w tej sprawie.
- Policyjne patrole udzielały asysty, zapewniając bezpieczeństwo podczas przemieszczania się zwierząt z ulicy PCK w kierunku ulicy Barskiej, gdzie zwierzęta przeskoczyły ogrodzenie terenu po dawnej jednostce wojskowej. Obecny na miejscu lekarz weterynarii podjął decyzję o pozostawieniu zwierząt w tym miejscu i zakończeniu działań z uwagi na brak zagrożenia. Na tym policyjna asysta zakończyła się, a kolejne działania realizowały inne służby. Nadmieniam, że w przypadku tego typu interwencji policjanci nie podejmują ostatecznych decyzji kończących czynności na miejscu - przekazała nam nadkom. Joanna Seligowska-Ostatek, oficer prasowy
Komendanta Miejskiego Policji we Włocławku.