Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Na podłodze leżały odchody razem z karmą". Druga rozprawa hodowców z Dobrcza

kad, mc
Podczas pierwszej rozprawy Roman G. oświadczył, że to nie on zajmował się hodowlą; że "hodowcą" był tylko na papierze, a za stan psów odpowiadała jego żona. Izabela G. twierdziła natomiast, że robiła wszystko, by psy i koty miały się jak najlepiej.
Podczas pierwszej rozprawy Roman G. oświadczył, że to nie on zajmował się hodowlą; że "hodowcą" był tylko na papierze, a za stan psów odpowiadała jego żona. Izabela G. twierdziła natomiast, że robiła wszystko, by psy i koty miały się jak najlepiej. Maciej Czerniak
Dzisiaj w bydgoskim sądzie zeznawali lekarze weterynarii, którzy razem z policją interweniowali na początku roku w hodowli zwierząt w Dobrczu.

Dzisiaj w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy odbyła się kolejna rozprawa Romana i Izabeli G. Sąd wysłuchał zeznań weterynarzy, którzy byli świadkami tego, w jakich warunkach w Dobrczu hodowano zwierzęta.

- Na podłodze leżały szmaty, papiery, kartony, odchody i karma. Te pomieszczenia nie były regularnie sprzątane - mówiła jedna z lekarek. - Po zabrudzeniach na ścianach i na klatkach, można powiedzieć, że trwało to długo. Te pomieszczenia nawet nie były wietrzone - dodała cytowana przez Radio PiK. - Zwierzęta były w złej kondycji psychicznej. Bały się ludzi, dotyku, uciekały.

Przypomnijmy, że hodowla została zlikwidowana na początku lutego. Wkroczyli tam pracownicy Pogotowia dla Zwierząt oraz policjanci z bydgoskiej komendy. Psy i koty mieszkały w skrzyniach i klatkach. Miesiącami nie wychodziły na dwór. 170 zwierząt żyło w ciemnościach. Brodziły w odchodach.

Izabela i Roman G. zostali aresztowani. Przepisy, które obowiązują od 2012 roku, zakazują rozmnażania zwierząt w celach handlowych z wyjątkiem zarejestrowanych hodowli. W efekcie powstało mnóstwo stowarzyszeń, których nikt nie nadzoruje. Właśnie w takim działali właściciele zwierząt z hodowli w Dobrczu.

Była to największa zlikwidowana hodowla psów rasowych w Polsce, jaką do tej pory udało się odkryć. Nikt wcześniej nie odebrał bowiem z jednego miejsca aż 170 czworonogów. G. hodowali buldożki francuskie, yorki, maltańczyki, owczarki border collie, bulteriery, shih tzu oraz koty norweskie. Małżeństwo zamieszczało ogłoszenia o sprzedaży zwierząt w internecie. Większość z nich wymagała pilnej pomocy weterynaryjnej...

Klienci, którzy przyjeżdżali na miejsce, nie mieli dostępu do miejsca, w którym przebywały wszystkie zwierzęta. Przynoszono im tylko zamówione psy i koty, przygotowane do sprzedaży. - Zapewniano klientów, że zwierzęta są w dobrej kondycji, podczas gdy po kilku dniach, tygodniach zwierzęta te chorowały, padały - mówi prokurator Adam Lis.

INFO Z POLSKI 21.09.2017 - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska