Wczoraj Iwona K. stanęła przed sądem z wolnej stopy. Nie poszła za kratki za kradzież pieniędzy pracowników kasy oświaty przez sprytny wybieg.
Przypomnijmy, przekazała kuratorowi sfałszowane zaświadczenie, że w wyznaczonym przez sąd terminie spłaciła dług. Dlatego sąd nie odwiesił wykonania kary i nie wysłał jej do więzienia - dając wiarę, że skruszona kobieta spłaciła zobowiązanie. Inaczej mówiąc, wskutek oszustwa pozytywnie zaliczono jej dwuletnią próbę. Teraz złodziejka ze swoją córką Małgorzatą próbuje znów się wybronić. Odpowiadają wspólnie za fałszerstwo. Probują dowieść, że Małgorzata poszła do banku i wpłaciła przy okienku całą kwotę, czyli 110 tys. zł, a nie końcówkę - 10 tys. zł. To trudne zadanie, bo zgromadzone dotąd dowody temu przeczą. Bank ma oryginał przelewu na 10 tys. zł, jest też sfałszowana kopia.
Czytaj: Okradła pracowników oświaty. Iwona K. pieniędzy nie oddała, ale więzienia uniknęła
Sąd przesłuchiwał w charakterze świadka członka kasy, a adwokat oskarżonych kobiet wniósł o przesłuchanie dwóch kolejnych świadków. Ma to być znajomy Małgorzaty. Podobno towarzyszył jej podczas wizyty w banku i widział, że przekazała kasjerce całą sumę.
Czy rzeczywiście zaświadczy przed sądem po zaprzysiężeniu, że widział, że jego znajoma wpłaciła cały dług? Kluczowy dla sprawy świadek przebywa w tej chwili za granicą. Ma wrócić do Polski 8 listopada, więc sąd już zdecydował, że kolejny termin rozprawy będzie dopiero po tym terminie. Kolejnym świadkiem będzie mąż Iwony K.
Ma opowiedzieć przed sądem, w jaki sposób gromadzono gotówkę i jakie było jej pochodzenie.
Przed listopadowym terminem sąd wystąpi też do biegłych psychiatrów, którzy badali główną oskarżoną co do jej poczytalności, by wyjaśnili, czy w swojej opinii uwzględnili również dokumentację medyczną po wizycie u psychologa.