Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nagle ich mieszkanie urosło. Posłużono się pomiarem, którego nigdy nie było?

Adriana Boruszewska
Adriana Boruszewska
Kazaneccy: - Ten metr nie ma realnego znaczenia. Ale łamanie procedur - owszem.
Kazaneccy: - Ten metr nie ma realnego znaczenia. Ale łamanie procedur - owszem. Adam Willma
- Nie ma znaczenia, że chodzi tylko o różnicę w metrażu - za sprawą Bogusława Kazaneckiego na włocławskim Południu zrobiło się ostatnio gorąco.

Wieżowiec, w którym mieszkają Kazaneccy jest wyspą w spółdzielczym morzu. Mieszkańcy utworzyli wspólnotę i sami zarządzają blokiem. Administratora znaleźli aż w Toruniu, jak twierdzą - z dobrym skutkiem. Rzeczywiście, na klatkach pachnie czystością, lokatorów witają gustowne lamperie, wygospodarowano salę do spotkań lokatorów.

Sprawami spółdzielczych sąsiadów Kazaneccy zajęli się przez przypadek. - Mama zdecydowała się przepisać na nas mieszkanie - mówi Krystyna Kazanecka. - Przy akcie darowizny posłużyliśmy się dwoma zaświadczeniami ze spółdzielni, w których powierzchnia mieszkania liczy 26,58 m.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

Budynek przy Gałczyńskiego jest specyficzny. Budowany był jako dom spokojnej starości, stąd jego nietypowa konstrukcja: ogromne hole, szerokie korytarze i małe mieszkanka. Dom dla seniorów nigdy w tym miejscu nie powstał, a w końcu budynek przejęła spółdzielnia.

Krystyna Kazanecka: - Uiszczaliśmy opłaty, ale ponieważ nie mieszkaliśmy w tym mieszkaniu, poprosiliśmy, aby wszelką korespondencję kierować na inny adres. Spółdzielnia jednak z uporem maniaka wszystkie pisma wysyłała na Gałczyńskiego.

Na jednym z kwitów z nowymi stawkami opłat pojawił się jednak parametr, który zainteresował Kazaneckich. Okazało się, że ich mieszkanie urosło i liczy już 27,2 m.

- Poszedłem do spółdzielni. Machnęli ręką, że widocznie musiała być inwentaryzacja - opowiada pan Bogusław. - Nikt nie chciał podjąć tego wątku, więc napisaliśmy pismo do spółdzielni.

Krystyna Kazanecka była przekonana, że doszło do pomyłki: - Gdy przejrzeliśmy dokumenty mamy, nie było śladu po inwentaryzacji. Nie ma żadnych protokołów, nikt niczego nie podpisywał. Poprosiliśmy zatem, żeby spółdzielnia zwróciła nam nadpłatę. To są śmieszne pieniądze, nie ma dla nas znaczenia, czy mieszkanie jest o metr większe, czy mniejsze, ale uznaliśmy, że powinny panować jakieś zasady i nie odpuścimy. Przecież mamy prawo wiedzieć, kto i jakim prawem dokonał zmiany zwiększającej powierzchnię mieszkania i opłaty za czynsz. Jeśli ktoś by nam to wyjaśnił albo choćby przysłał pismo, bez problemu byśmy się zgodzili, ale nie w taki sposób!

Im dłużej trwały przepychanki ze spółdzielnią, tym bardziej frapujące było dla Kazaneckich skąd wzięły się zmiany.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

- Byliśmy na spotkaniu z prezesem i z radą nadzorczą - relacjonuje Kazanecki. - Oniemieliśmy na widok rzutu naszego mieszkania. Była tam narysowana ściana, której w rzeczywistości nie było, odkąd mama się wprowadziła! To dowód na to, że pomiary były fikcją. Prezes powiedział, że możemy robić co chcemy, możemy nawet iść do prasy. Nie wiem, czy to bałaganiarstwo, czy celowe oszustwo. I nikt nie był w stanie nam tego wytłumaczyć. Nie ma zawiadomienia o inwentaryzacji, nie ma protokołu, nie ma naszych podpisów. I z takimi kwitami spółdzielnia chce iść do notariusza?!

Spółdzielnia naciska, aby Kazaneccy wpuścili do mieszkania ekipę do pomiarów.

- Teraz to my stawiamy ultimatum - mówi Bogusław Kazanecki. - „Wezwania do udostępnienia mieszkania” nic nie dadzą. Oczekujemy, że spółdzielnia przyzna się do błędu i wyjaśni sprawę, bo z tego co wiem, nie tylko w naszym mieszkaniu pomiary były fikcyjne. I wówczas udostępnimy mieszkanie. Prezes usiłuje nam wmówić, że to błaha sprawa. Jeśli ja poświadczę nieprawdę w dokumencie przekazanym spółdzielni to również będzie błaha sprawa?

Prezes Południa, Zbigniew Lewandowski, uważa, że do pomyłki doszło przy zasiedleniu mieszkania: - To wówczas powierzchnia w aktach była mniejsza niż w rzeczywistości. Wprowadziliśmy korektę tej powierzchni uchwałą zarządu od 2008 roku. Przygotowujemy się do wyodrębnienia lokali już od 2004 roku. To oznacza, że mieszkania lokatorskie zmieniają się we własność z udziałem w gruncie i będą miały odrębną księgę. Trzeba przygotować dokumenty - zarówno do starostwa, jak i do wydziału ksiąg wieczystych. Musi być zrobiona grafika i pomiar.

Czy w aktach posłużono się pomiarem, którego nigdy nie było? - Nie mogę powiedzieć ani „tak”, ani „nie”. Uważam, że pomiar był, bo odpowiada rzeczywistości. Analizowaliśmy to w mieszkaniach wyżej i niżej. Argumenty państwa Kazaneckich są jakieś udziwnione. Nie ma możliwości, żeby przyznać, że tamten pomiar był fikcyjny bez nowych pomiarów. Oczekiwałbym prostej życzliwości i jednoznacznego wyjaśnienia. Spółdzielnia to zespół ludzi, którzy dla dobrego funkcjonowania muszą się podporządkowywać. My byliśmy cierpliwi i długo czekaliśmy.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

Sprawa dziwnych pomiarów sprawiła, że wokół Kazaneckich skupiła się grupa lokatorów poirytowanych innymi działaniami spółdzielni. - Południe, jak wiele spółdzielni w Polsce jest zasklepioną strukturą, przez którą trudno się przebić, ale mamy już pierwsze sukcesy. Udało nam się wreszcie wywalczyć prawo do dostępu do dokumentów.

Zdaniem Kazaneckiego metr kwadratowy jego mieszkania to wierzchołek góry lodowej: - Należałoby się przyjrzeć procedurom przetargowym i losom działek należących do spółdzielni. Ciekawa jest również sprawa różnych standardów remontowych w różnych blokach. Czy przypadkiem nie mają one związku z tym, kto w tych blokach mieszka. Mam nadzieję, że wreszcie jawność podejmowania decyzji stanie się standardem w spółdzielni Południe, a to ułatwi kontrolę społeczną.

Kazaneccy liczą na to, że spółdzielnia przyzna się do błędu i rozliczy winnych. - Oczywiście możemy iść do sądu, ale paradoks polega na tym, że koszt takiej sprawy musiałbym ponieść podwójnie: zapłacić za siebie, ale również - jako spółdzielca - za prezesa spółdzielni. Mam nadzieję, że tego unikniemy.

>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<

Leszek Małecki, prezes bydgoskiej Fundacji Pomocy Spółdzielcom ma mieszane uczucia: - W pełni się solidaryzuję z Kazaneckimi. Często zdarza się, że pomiary w spółdzielniach wykonywane są na zasadzie koleżeńskich zleceń. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że wymiar sprawiedliwości nagminnie lekceważy spółdzielców. Ale na szczęście coraz częściej pojawiają się ludzie, którzy zarządom spółdzielni patrzą na ręce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska