Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najlepsi z najlepszych uczniów Kujaw i Pomorza pod żaglami „Pogorii”. Zobaczcie wideo

Marek Weckwerth
Marek Weckwerth
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
To była absolutnie niezwykła przygoda – 36 uczniów i absolwentów szkół średnich z naszego regionu oraz ich czworo opiekunów żeglowało przez tydzień na pokładzie trójmasztowej barkentyny STS „Pogoria” po Morzu Śródziemnym. Wiatr i fale nie oszczędzały ich.

Rejs ufundował samorząd województwa w nagrodę dla najzdolniejszych i najbardziej pracowitych uczniów, którzy są beneficjentami marszałkowskich programów stypendialnych „Prymus Pomorza i Kujaw”, „Humaniści na start” oraz „Prymusi Zawodu Kujaw i Pomorza”. To zatem „najlepsi z najlepszych”, co rejs w reżimie typowym dla szkolenia na pokładzie żaglowca doskonale potwierdził.

STS (Sail Training Ship) „Pogoria” czekała na nich w nicejskim porcie na francuskim Lazurowym Wybrzeżu, gdzie dotarli z Torunia specjalnym autokarem (24 godziny jazdy). Jeszcze w porcie załoga (w tym opiekunowie i uczestniczący w wyprawie dziennikarz „Gazety Pomorskiej, autor tekstu) została podzielona na cztery wachty i przeszkolona w czekających ją zadaniach i zasadach bezpieczeństwa.

Pierwsze wachty odbyły się już nocą na kotwicowisku Antibes - w pobliżu Cannes. Dodatkowe szkolenia, w tym wchodzenie na reje, odbyły się gdy weszło słońce. Obawy, że to wysoko nad pokładem i „wszystko się chwieje”, szybko zostały rozwiane i w młodzieży (także w starszych uczestnikach) zaczął się odzywać duch wilków morskich.

Załoga szybko się pozbierała

Ów duch został wszakże poddany próbie, gdy statek wyszedł na pełne morze, obierając kurs port Calvi na Korsyce. Dmuchnęło mocno i fala rozhuśtała „Pogorię” w dochodzących do 30 stopni przechyłach.

- Zimowe rejsy po Morzu Śródziemnym to niestety swoista gra w szachy z pogodą, a to oznacza, że nie płyniemy tam, gdzie sobie wymarzymy, tylko tam, gdzie pogoda pozwala. Normalnym zatem jest to, że w pierwszej dobie lub w dwóch załoga źle się czuje – takie są objawy choroby morskiej. Te objawy na szczęście szybko przechodzą i można już cieszyć się żeglowaniem. Przez pierwszą dobę mieliśmy trochę wyższą falę niż zwykle i faktycznie młodzież się pochorowała, ale bardzo szybko się pozbierała – powiedział reporterowi kapitan żaglowca Wojciech Wilk.

- Na pokładzie mamy sporo pracy, ale działamy wspólnie, z uśmiechem, optymizmem, bo ważne jest to, aby współpracować. Jesteśmy tu wspólnotą i to jest najistotniejsze w tej wyprawie. Owszem, fala jest wysoka i bywa różnie, ale to kwestia przyzwyczajenia organizmu do tych warunków. Myślę, że człowiek jest dość plastyczną istotą, która przystosowuje się i potrafi być także twarda – skomentował Adam Hamerliński z Mogilna, uczeń Technikum Leśnego w Tucholi, myśliwy.

Dodał, że w życiu trzeba doznawać wielu bodźców i doświadczeń. Dzięki temu wiemy na co nas stać.

Agata Gurgul, podharcmistrzyni w Hufcu Toruń i w Chorągwi Kujawsko-Pomorskiej, absolwentka Uniwersyteckiego Liceum Ogólnokształcącego w Toruniu, studentka Uniwersytetu Gdańskiego, porównała to co działo się na „Pogorii” do obozów harcerskich.

To też może Cię zainteresować

- Na pokładzie przydało mi się wiele umiejętności i wartości nabytych w dzieciństwie – od tak prozaicznych jak wiązanie węzłów do pracy w grupie, komunikacji. Ważne są też pogoda ducha, odwaga, bliskość innych rówieśników, czyli to wszystko z czym mamy do czynienia w harcerstwie. Jeśli się z kimś mieszka i pracuje przez tydzień, wspólnie budzi się w nocy i idzie na wachtę, to jednak buduje się głęboka relacja – stwierdziła harcerka.

W podobnym tonie wypowiadało się wielu innych młodych członków załogi, a ich opiekunowie – nauczyciele, nie mogli nachwalić się tak wspaniałej postawy.

Nauczyciele to: Małgorzata Bogucka-Pabian z I Liceum Ogólnokształcącego im. Mikolaja Kopernika w Toruniu (lider edukacji), Mariusz Krzemiński ze Szkoły Podstawowej w Grzybnie (lider edukacji), Marek Świtała ze Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Gostycynie (koordynator Astrobazy), Łukasz Kołodziejski ze Szkoły Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Dobrzyniu nad Wisłą (koordynator Astrobazy). Opiekunów wspomagał Adam Kowalski z Departamentu Edukacji Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu.

Spojrzenie ku gwiazdom

Koordynatorom naszych baz astronomicznych nie mieli szans na przeprowadzenie obserwacji rozgwieżdżonego nocnego nieba z pokładu żaglowca, bo albo było przysłonięte chmurami (czasem padało) albo mocno bujało.

Pod pokładem udało im się za to zorganizować lekcję astronomii, a już na nabrzeżu genueńskiego portu, gdy na chwilę chmury się rozsunęły, skierowali teleskop ku Księżycowi i znajdującemu się w koniunkcji do niego Jowiszowi. Widać było nawet galileuszowe księżyce tego giganta, czyli cztery największe obiekty: Io, Europę, Kallisto i Ganimedesa. Galileusz odkrył je w styczniu 1610 roku i na cześć książęcego rodu Medyceuszy nazwał Gwiazdami Medycejskimi (Sidera Medicea).

Ta przepiękna Korsyka

Na trasie naszego rejsu znalazła się należąca do Francji wyspa Korsyka, a dokładniej położony na jej północno – zachodnim wybrzeżu port Calvi. Słynące z malowniczej plaży u podnóża masywu Monte Cinto (najwyższy szczyt Monte Padro 2390 m n.p.m.) miasteczko zamieszkuje niespełna 5 tys. osób, z których większość żyje z obsługi ruchu turystycznego.

Nad portem góruje usadowiona na granitowej skale masywna twierdza (wzniesiona w końcu XV w. przez Genueńczyków), którą wieńczą katedra św. Jana Chrzciciela (nieco zaniedbana) i dawny pałac gubernatorów z donżonem.

Nie Elba, a wybrzeże Włoch

Po opuszczeniu Korsyki kapitan planował dopłynięcie do położonej na Morzu Tyrreńskim należącej do Włoch Elby (miejsca zesłania w latach 1814 - 1815 Napoleona Bonapartego, resztek jego Gwardii Cesarskiej oraz szwadronu polskich lansjerów), ale wzmagający się południowy wiatr i coraz większe fale kazały mu obrać kurs północny na port Santa Margherita znajdujący się u nasady Półwyspu Apenińskiego, czyli na północnozachodnim wybrzeżu Włoch.

Ryzyko płynięcia burtą do fali narażało nas na jeszcze większe szykany ze strony sił natury niż w drodze na Korsykę.
Toteż gnani południowym wiatrem szybko przecięliśmy Morze Liguryjskie. Zbliżając się wieczorem do wybrzeża, ominęliśmy słynne, opiewane w wielu piosenkach (także polskich) Portofino i stanęliśmy na kotwicy na redzie portu Santa Marhgerita Ligure.

Miasto (nieco ponad 10 tys. mieszkańców) jest perłą włoskiej riwiery, choć akurat dla nas skąpało się w deszczu, a jego wspinające się na skały wyżej położone osiedla skryły się w chmurach. Musieliśmy jednak zanurzyć się w nadmorską część miasta, w jego wąskie uliczki, skosztować rewelacyjnej kawy… Z kotwicowiska dotarliśmy tam na motorowych pontonach.

Przygoda skończyła się w Genui

Nasza morska przygoda zakończyła się w Genui, skąd dosłownie z portowego pirsu zabrał nas na pokład i zawiózł do Torunia wynajęty autokar. Uczestnicy rejsu przepłynęli pod żaglami (30 godz.) i na silniku (37 godz. 20 min) dokładnie 259,4 mil morskich, czyli 498,39 km. W porcie i na kotwicy „Pogoria” stała 100 godz. i 40 min.

Zanim odjechaliśmy do Polski zdążyliśmy zwiedzić prawie 600-tysięczną Genuę. Miasto jest szóstym pod względem liczby ludności we Włoszech, a jego port jest największy w tym kraju pod względem przeładowywanego tonażu. Polaka może nieco zaskoczyć jego włoska nazwa – Genova, która kojarzy się bardziej ze szwajcarską Genewą (Genève). Nazwa wywodzi się z łaciny i oznacza „kolano”, bo też położone jest w najbardziej na północ wysuniętym punkcie wybrzeża Morza Liguryskiego i Zatoki Genueńskiej, gdzie brzeg wygina się na kształt kolana. Miasto dosłownie przyparte jest gór i wspina się nieco na ich stoki – Apeninu Liguryskiego i Alp Liguryjskich.

Kapitan Wilk przypomniał załogantom, że to prawdopodobnie w Genui w roku 1451 urodził się Krzysztof Kolumb. Jako dowódca wyprawy odkrył w roku 1492 dla cywilizacji europejskiej (konkretnie dla królestwa Kastylii i Leónu, które wkrótce zjednoczyło się Aragonią i utworzyło Koronę Hiszpańską) kontynent amerykański.

Równie dobrze Kolumb mógł przyjść na świat w jednej z kilku miejscowości leżących wówczas w granicach Republiki Genueńskiej; mogła to być także Korsyka (znajduje się tam domniemany dom wielkiego odkrywcy). Co by nie mówić – w Genui także można oglądać Dom Kolumba (Casa di Colombo), który jest XVII – wieczną rekonstrukcją budynku, w którym według tradycji mieszkał młody żeglarz. Jest też pomnik (kolumna) Kolumba. W genueńskim porcie (od strony Starego Miasta) cumuje na stałe galeon „Neptun” – replika żaglowca wykorzystana w słynnym filmie „Piraci” Romana Polańskiego.

Wielu na pewno zatęskni

- Nie wiem jak to jest, że na pokład „Pogorii” trafia wyjątkowa młodzież. Jak patrzę na was jako dojrzały człowiek, to jestem dużo spokojniejszy o przyszłość naszego kraju i w ogóle świata. Dlatego bardzo wam dziękuję i jak mówią Anglicy: keep going! (tak trzymać! - dop. autora) – pożegnał załogantów kapitan Wilk.

Wyraził też nadzieję, że niektórzy uczestnicy rejsu wkrótce zatęsknią za „Pogorią” i kiedyś wrócą na jej pokład. Nawet ci, dla których rejs okazał się bardzo emocjonujący.

W rozmowie z autorem artykułu Wojciech Wilk przyznał, że uwielbia pływać z młodzieżą. Ale akurat ta młoda załoga była niezwykle uzdolniona, co było widać podczas wacht i prac na pokładzie. Bardzo dobrze współpracowało mu się z tymi ludźmi. Dlatego rejs ocenił bardzo wysoko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska