Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najstarsza niepubliczna polska szkoła w Toruniu zniknie z mapy edukacyjnej

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
Prof. Nalaskowski: - Nie chcą tutaj mojej szkoły? To nie! Za kilka lat polscy nauczyciele będą przyjeżdżać do mnie do Urugwaju uczyć się, jak uczyć!
Prof. Nalaskowski: - Nie chcą tutaj mojej szkoły? To nie! Za kilka lat polscy nauczyciele będą przyjeżdżać do mnie do Urugwaju uczyć się, jak uczyć! Lech Kamiński
Rozmowa z prof. Aleksandrem Nalaskowskim, pedagogiem, dyrektorem Szkoły Laboratorium w Toruniu.

- Przygotowuje się pan do rocznicy? W lutym miną 23 lata od założenia najstarszej polskiej szkoły niepublicznej.
- Owszem, przy okazji rocznicy oficjalnie ogłosimy rozwiązanie szkoły.

- Dlaczego?!

- Dlatego, że Polska, dla której ją tworzyliśmy, nigdy nie zaistniała.

- To znaczy...
- To znaczy, że jesteśmy zbyt surowi, za bardzo wymagający, za mało coolowi i klimaciarscy, więc nas nie chcą. Nasza szkoła położona jest poza centrum, z dala od modnych pubów. Nie zabiegaliśmy o uczniów, dla których to było ważne. Nam chodziło o wychowanie ludzi dzielnych, dla których wzorem są powstańcy warszawscy. Mamy genialnych uczniów, ale zbyt małe nabory, z których niestety nie da się utrzymać szkoły. Dawno już zresztą z tego nie żyjemy. W tym roku mieliśmy, np. 5 wyników na 100 proc. z rozszerzonego angielskiego i zaledwie dwa zapytania o zapisy do szkoły.

Przeczytaj także:Toruń. Studenci UMK przywitali nowy rok akademicki [zdjęcia]

- Przegrał pan z rynkiem?
- Ja już zrobiłem swoje. Jestem profesorem, byłem dziekanem, stworzyłem wydział nauk pedagogicznych. Wypromowałem 15 doktorów, napisałem 16 książek, stworzyłem szkołę...

- Dwadzieścia lat temu rozmawialiśmy o innej szkole, o reformie edukacji, o szansach, jakie daje zmiana systemu. I co?
- W 1989 roku zaczęły powstawać szkoły niepubliczne, w tym również moja. W ciągu trzech miesięcy zarejestrowano 11 szkół, tak się akurat złożyło, że nasza szkoła była tą pierwszą. Kiedy tworzyliśmy tę koncepcję, jako jedyni nie chcieliśmy robić szkoły antysocjalistycznej, tworzonej na zasadzie: tam są dzwonki, więc u nas nie będzie, tam mówią "panie profesorze", więc my tę nomenklaturę znosimy, tam są dzienniki, więc my je zlikwidujemy. Nie chciałem robić ani szkoły socjalistycznej, ani antysocjalistycznej. Chciałem robić nową szkołę, bo ustawianie się w opozycji do przeszłości nie jest twórcze. Bycie antykomunistą jest nietwórcze, bo oznacza, że gdyby nie było komunistów, byłbyś nikim.

- Dlatego "laboratorium"?
- Stworzyliśmy szkołę opartą na relacjach takich jak u Grotowskiego, czysto ludzkich, liczył się kontakt. Wyniki w nauczaniu mieliśmy znakomite, ale wymagały one pracy. Wielu ludzi obchodzi naszą szkołę szerokim łukiem, ale kiedy już do niej trafiali, za żadne skarby nie chcieli z niej odchodzić.

- Warto obrażać się na rzeczywistość?
- Pan źle to interpretuje. Pan mówi, że lekarz obraził się na śmierć. A ja się obraziłem na to, że w hurtowni nie ma aspiryny. Dostałem bardzo poważną propozycję z jednego z krajów Ameryki Łacińskiej. Mam tam tworzyć sieć szkół podobnych do naszej. Zastanawiam się, czy nie związać już na stałe przyszłości z tym przedsięwzięciem.

- Pan byłby w stanie wyemigrować z Polski? Nie wierzę.
- Gwarantuje panu, że pół roku po moim przyjeździe wszędzie będą powiewały polskie flagi (śmiech). Największa na świecie hodowla polskich koni arabskich należy do Charliego Wattsa, perkusisty Rolling Stonesów i znajduje się poza Polską. Jeśli tutaj się nie da, jeśli tu nas nie chcą, jeśli na te standardy jesteśmy zbyt surowi, za bardzo wymagający, spróbuję gdzie indziej. Jeśli tu jestem za bardzo konserwatywny, za bardzo prawicowy, za bardzo homofobiczny - pojadę tam, gdzie mnie chcą. Mam dość! Podobną propozycję mam również z Węgier, gdzie zaproponowano mi wprost poprowadzenie Instytutu Nalaskowskiego. Węgierska delegacja była zachwycona naszą szkołą i naszymi uczniami. Przez rok miałbym wykształcić ludzi, którzy będą zakładali szkoły na wzór naszych.

- Może świat się zmienił i potrzebuje nowej szkoły?
- Zawsze miałem nadzieję, że będę żył w świecie, ale świat zmienia się w Świecie. Nic tu po mnie. Być może to zarozumiałość, ale mam wrażenie, że to ja jestem jeszcze normalny.

- Co się takiego stało w tym ćwierćwieczu?
- Na swoich oczekiwaniach przewiozłem się już w 1993 roku. Robiłem wówczas duże badania dotyczące szkoły. Okazało się, że usunięcie cenzury, które wówczas traktowaliśmy jako wielkie osiągnięcie otwierające dostęp do książek Czapskiego czy Miłosza - przyniosło efekt, który nie do końca przewidzieliśmy. Zanim pojawił się Miłosz i Czapski, rynek zdominowały "Playboy", "Bravo Girl" i "Życie na Gorąco". Jeden z uczniów w tym badaniu napisał mi, że ma już dość słuchania o Pierwszej Brygadzie, bo bardziej interesuje go koronka przy bieliźnie jego dziewczyny niż korona na orle. Wszyscy chcieli jeździć za granicę, parkować przed domem 20-letnie tuningowane passaty i żelować włosy. I ten proces trwa w najlepsze. To, że stworzyłem taką szkołę, jest po prostu moim błędem, bo to była szkoła dla kraju, który nie zaistniał.

- Decyzja jest nieodwołalna?
- Nie zrobiliśmy naboru do gimnazjum i liceum. Można sobie oczywiście wyobrazić, że zgłosi się 25 dobrych uczniów, takich, jakich mamy obecnie, a jest to elita. Każdego z nich mógłbym wziąć na pierwszy rok studiów i po dwóch latach ci ludzie napisaliby takie prace magisterskie, że nikt by się nie zorientował, że nie ukończyli studiów. Nie wiem, czy chcę ratować tę szkołę, wolę raczej ratować dobre wspomnienie o niej. Mam nadzieję, że za jakiś czas polska szkoła będzie mogła brać przykład ze szkół w Urugwaju, a polscy kuratorzy będą mogli jeździć tam na wizyty studialne.

- Kim są dzisiaj ludzie, którzy ukończyli Laboratorium?
- To zależy od rocznika. Pierwsze cztery roczniki, które pamiętały jeszcze komunizm, były bardzo dobre. Później pojawiła się grupa młodych ludzi przywożonych przez rodziców eleganckimi samochodami. Ci mieli długie spodnie, aby nie było widać słomy wychodzącej z butów. Nawet się nie obejrzeliśmy, gdy staliśmy się szkołą dla nowobogackich. Ale trzeba było ich wówczas przyjmować, bo w przeciwnym razie nie utrzymalibyśmy się. Z tym jednak skończyłem, bo bliższa mi jest szkoła niż pieniądze.

- Dlaczego ci zdolni nie garną się do pana szkoły?
- Poziom jest taki, że bez trudu dziś dostaną się na każde studia. Po co więc jeszcze harować u Nalaskowskiego?

- Pan przykłada do tego rękę jako wykładowca akademicki.
- To trochę jak z nieczytającymi uczniami. Nie czytają, bo nie czytaj ich rodzice. Dla przedsiębiorców dyplom nie ma obecnie znaczenia. Przyjmują ludzi z kiepskimi dyplomami, bo sami mają kiepskie dyplomy. Dyplom kiedyś był zaświadczeniem, że młody człowiek wyszedł spod dobrej ręki. Dziś magistrów dostarczają wszyscy - czy Włocławek, czy Kutno. W Polsce cały czas zbyt poważnie traktuje się dyplomy, które powinny mieć jedynie wartość ozdoby na słomiance. Przykład pierwszy z brzegu: wczoraj miałem zajęcia z 25-osobową grupą studentów różnych kierunków. Na pytanie o Wyspiańskiego żaden nie był w stanie powiedzieć nic bliższego. Młodą Polskę studenci zlokalizowali w XVI wieku. Wcześniej, w grupie 220 studentów różnych kierunków zapytałem o Ofelię. Zgłosiły się dwie osoby. Co mam odpisać na mail: "Witam, chciałabym zapisać się na pana seminarium, bo nigdzie indziej nie ma już miejsc"? Książki naukowe powstają już wyłącznie z myślą o kolegach ze środowiska. Nie zadaje się czytania ich studentom, bo oni nie są w stanie ich zrozumieć.

- Konserwatywne szkoły w USA i w Wielkiej Brytanii nie narzekają na brak chętnych.
- To nieprawda. Wcale nie mają się dobrze. W Anglii jest zaledwie kilka konserwatywnych szkół i ta liczba wystarcza, aby tworzyć elity.

- Polski system edukacji zatacza właśnie koło. Toczy się debata na temat likwidacji gimnazjów. Gimnazja były błędem.
- Największym błędem było traktowanie edukacji jako dziedziny, która jakoś tam sobie poradzi. Naprawę tego błędu zacząć trzeba od likwidacji Ministerstwa Edukacji Narodowej jako tworu najbardziej szkodliwego.

- Kto miałby sprawować władzę nad edukacją?
- Kuratorzy, którzy ponosiliby całą odpowiedzialność za kształt edukacji. Edukacja ma charakter endemiczny i nie warto z nią eksperymentować centralnie. Edukacja na Podlasiu musi wyglądać inaczej niż edukacja na Mazurach. Zamiast tego przeprowadza się egzaminy, które ukazują fałszywy obraz młodzieży, z którą męczymy się później na studiach. Jednocześnie likwidujemy setki szkół, bo nie opłaca się ich utrzymywać.

- A opłaca się?
- Szkoła się z zasady nie opłaca, bo nie wydobywa węgla ani nie buduje mostów! Służba zdrowia też się nie opłaca, bo przecież i tak umrzemy. A dzieci się opłacają? W Polsce do tej opłacalności przykłada się kryterium olimpijskie. Jeśli coś przynosi skutek w perspektywie dłuższej niż 4 lata, to się nie opłaca, bo nie przynosi efektów wyborczych. Gdy widzę w ławach poselskich matołów, mam dość, bo nie tworzyłem szkoły dla takich ludzi. Marnujemy potencjał młodych ludzi, którzy powinni dziś siedzieć w Parlamencie Europejskim zamiast pana Siwca i pana Kurskiego. Jeśli tak będzie dalej - doszczętnie rozmydlimy tę edukację, chyba że obudzą się wreszcie rodzice i zrobią rewolucję. Mam nadzieję, że doprowadzi to w końcu do opcji zero - czyli zbudowania systemu edukacji na nowo, od początku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska