Kontrakt Minge z Nestą wygasł w tym sezonie, ale nikt raczej nie zakładał rozstania. Były reprezentant Polski do lat 20 pasował bowiem idealnie do strategii budowania drużyny na Tor-Torze: jest młody, utalentowany i wychował się w Toruniu.
Minge jednak kilka dni temu złożył w klubie pismo, w którym informuje o chęci przeprowadzki na południe kraju, do JKH Jastrzębie. - Trochę mnie to zaskoczyło, ale nie bronimy człowiekowi rozwoju, jeśli widzi dla siebie szansę w innym klubie. U nas miałby pewnie miejsce w składzie, w Jastrzębiu może być różnie, ale to jego decyzja. Choć nie wykluczam, że to taki sposób grania o większe zarobki w Toruniu - mówi trener Wiesław Walicki.
Dla Nesty strata wychowanka byłaby dość prestiżowa, ale na sile drużyny specjalnie nie zaważy. Ofensywa bowiem wygląda dość przyzwoicie i nie wymaga wielkich inwestycji, żeby bić się o utrzymanie w ekstraklasie.
Cały czas jednak znacznie gorzej beniaminek wygląda na tyłach. - Brakuje pieniędzy na linię obrony. Gdyby doszło trzech, czterech zawodników, których chciałem, to nawet byśmy narozrabiali w tej lidze. Kłopot w tym, że na razie nic z tego - przyznaje Walicki.
Torunianom na razie udało się zatrudnić Piotra Kosedę, który wraca do Torunia po nieudanym sezonie w Sanoku. Stawki innych hokeistów na razie są dla nas za wysokie i możemy się jedynie przyglądać ruchom transferowym w Sanoku czy Tychach (do GKS właśnie trafił junior B artosz Ciura, którym Nesta była mocno zainteresowana).
O skali trudności budowy drużyny w PLH świadczą rozmowy torunian z zawodnikami regionalnych lig niemieckich. - Okazało się, że można tam znaleźć niezłych zawodników za rozsądne pieniądze. Gdy jednak zaczęliśmy rozmowy z jednym z nich powiedział, że nawet za większą kasę do Polski nie przyjedzie. To było dla nas przykre doświadczenie, ale taka jest właśnie renoma naszego hokeja - mówi szkoleniowiec Nesty.
Nie wypada cieszyć się z problemów innych, ale niewykluczone, że torunianie skorzystają na kłopotach Stoczniowca. Gdański klub jest w całkowitym rozpadzie i wszyscy liczący się hokeiści zapowiedzieli szukanie nowych pracodawców. Działaczy i sztab szkoleniowy od dawna mieli kilku hokeistów z Gdańska na oku (na razie złowili tylko napastnika Wojciecha Jankowskiego) i niewykluczone, że teraz łatwiej będzie sfinalizować te rozmowy.
Klub z Gdańska liczył na angaż w spółkę akcyjną samorządu, ale nic z tego. W czwartek urzędnicy magistratu oświadczyli, że na większe wsparcie finansowe Stoczniowiec nie ma co liczyć. To może oznaczać kres ekstraligowego hokeja nad morzem.
Czytaj e-wydanie »