Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wszystek umrę

Rozmawiała Hanka Sowińska
Doc. Zbigniew Włodarczyk jest kierownikiem Katedry i  Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej w Szpitalu  Uniwersyteckim w Bydgoszczy. Ośrodek powstał pięć lat  temu. Należy do czołówki placówek zajmujących się  przeszczepianiem nerek.
Doc. Zbigniew Włodarczyk jest kierownikiem Katedry i Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej w Szpitalu Uniwersyteckim w Bydgoszczy. Ośrodek powstał pięć lat temu. Należy do czołówki placówek zajmujących się przeszczepianiem nerek. Marek Chełminiak
Rozmowa z dr. hab. nauk medycznych ZBIGNIEWEM WŁODARCZYKIEM

     - Klinika specjalizuje się w transplantacji nerek. W ubiegłym roku przeprowadzono tu jednak tylko jeden zabieg przeszczepienia tego narządu pobranego od dawcy rodzinnego. Dlaczego?
     
- Przebadaliśmy wiele par, które chciały obdarować się nerką, ale były przeciwwskazania. W ogóle w Polsce w ostatnich latach mało jest przeszczepień nerek od dawców rodzinnych. Najwięcej tego typu narządów pochodzi od osób, które zmarły wskutek rozległego urazu mózgowo-czaszkowego lub krwawienia śródczaszkowego. Konsekwencją tego jest śmierć mózgu.
     - W jakich przypadkach przeszczepienie nerki staje się nieodzowne?
     
- Istnieje kilka zastępczych możliwości leczenia pacjentów z niewydolnością nerek - hemodializy, dializy otrzewnowe. Obecnie w Polsce dializowanych jest dwanaście tysięcy osób. Jednak przeszczepienie tego narządu zapewnia wyższy komfort życia. Po takim zabiegu kobieta może urodzić zdrowe dziecko. Gdy jest dializowana, nie ma takiej możliwości. Niestety, dializy prowadzą do licznych powikłań, a nawet zgonu. Rocznie z tego powodu umiera 10 procent pacjentów. Dla porównania: śmiertelność po przeszczepieniu w pierwszym roku wynosi 4-5 procent, w następnych latach nie więcej jak 1-2 proc. Dane te dowodzą, że jest to zabieg, który pośrednio ratuje życie. Transplantacja nerki nie jest tak spektakularną operacją ratującą życie, jak przeszczepienie serca czy wątroby, gdzie chory umiera bez tego narządu. Istotne jest to, że do zabiegu kwalifikowane są teraz nawet starsze osoby. Najstarszy biorca, który został obdarowany nerką, miał 65 lat.
     - Choć w Polsce liczba przeszczepień nieznacznie rośnie, to dawców ciągle jest za mało. Pacjenci oczekujący na serce czy trzustkę umierają, nie doczekawszy transplantacji.
     
- Rzeczywiście, to człowiek czeka na narząd, który pobierzemy od zmarłego. Nie istnieje nic, co nazwalibyśmy "bankiem organów". Nerka może przetrwać poza organizmem do 48 godzin, i to wówczas, gdy jest w specjalnie schładzanym płynie. Czas pozostawania serca poza organizmem człowieka jest o wiele krótszy; to zaledwie 3-4 godziny, a w przypadku wątroby nie więcej niż 12-16 godzin. Osoby zakwalifikowane do zabiegu są zarejestrowane w Krajowej Liście Biorców (od 2004 r. prowadzi ją Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne do Spraw Transplantacji "Poltransplant" w Warszawie - przyp. red.) Za każdym razem, gdy pobieramy nerkę od zmarłego, sięgamy do tej listy i wybieramy osoby najlepiej dobrane genetycznie.
     - Ci, którzy popierają idę dzielenia się sobą po śmierci twierdzą, że polskie prawo ich dyskryminuje. Nie ma u nas instytucji, która rejestrowałaby potencjalnych dawców. Wydaje się to niezrozumiałe.
     
- Faktycznie, w Polsce nie istnieje jeszcze procedura składania deklaracji zgody na pobranie narządów. Jednak każdy z nas może wyrazić taką wolę za życia. Można to uczynić wobec swojej rodziny i najbliższych lub napisać oświadczenie, które będzie się nosić przy sobie. Ja przygotowałem sobie pisemną zgodę, czyli taką własną "kartę dawcy". Moją wolę zna rodzina, wiedzą też moi pracownicy.
     - Dlaczego nie chcemy, by cząstka nas lub naszych bliskich żyła w innym człowieku?
     
- Powody są różnorakie. Najłatwiej jest powiedzieć: _- Nie!, _bo tak jesteśmy skonstruowani. To jest mechanizm obronny. Nie możemy od każdego oczekiwać altruizmu. Poza tym nie myślimy o śmierci, nie wierzymy, że ktoś z naszych bliskich może umrzeć. Proszę pamiętać, że tak niewiele osób sporządza testament. A przecież umrzemy na pewno, tylko nie wiemy kiedy. Możemy też mieć wypadek. Bywa, że w wyniku odniesionych obrażeń dochodzi do śmierci mózgu. Wówczas - o czym mówił również Jan Paweł II - moralnie, prawnie, etycznie i religijnie dopuszczalne jest pobranie narządów. To właśnie Ojciec Święty nazwał oddawanie narządów po śmierci aktem najwyższej miłości chrześcijańskiej. W tym, że chcemy oddać cząstkę siebie jest sporo mistycyzmu. Prawdą jest, że zmarły człowiek to pewnego rodzaju sacrum, którego nie wolno niszczyć. Jednak pobranie narządów, by ratować chorego, nie jest naruszeniem sacrum śmierci. Przeciwnie - jest podkreśleniem świętości śmierci i szacunku, który ma się do człowieka w ogóle.
     - Lekarz powiadomił rodzinę, że u chorego doszło do śmierci mózgu. Wie, że zmarły może być potencjalnym dawcą, ale chce zapytać najbliższych. Dla obu stron to bardzo trudny moment.
     
- Obowiązek rozmowy z rodziną spoczywa na anestezjologu. Ma on niezwykle trudne zadanie, jeżeli z tej rozmowy ma coś dobrego wyniknąć. Proszę wierzyć, że to wymaga "spopielenia" części siebie. Jeżeli zdarzyło mi spotkać z rodzinami, bo o to prosiły, to przede wszystkim pytały, co dalej będzie się działo ze zmarłym. Bardzo przeżywam takie rozmowy. Spotykam się wtedy twarzą w twarz z kimś, kto bardzo cierpi. Temu człowiekowi zmarł najbliższy, a ja coś od niego chcę, nie pozwalam mu zamknąć się w cierpieniu. Dlatego żywię ogromny szacunek dla tych, którzy nie odmówili pobrania narządów od bliskiego im zmarłego. Rzadko się zdarza, że rodzina, znając jego wolę, decyduje inaczej.
     - Czy pacjenci chcą wiedzieć, komu zawdzięczają życie?
     
- Prawo zobowiązuje nas do zachowania w tajemnicy wszelkich informacji o dawcy. Niekiedy jednak życie układa takie scenariusze, że obie strony - rodzina dawcy i biorca - bardzo chcą się spotkać. Nie sprzeciwiamy się, jeśli nie ma w tym nic niepokojącego. Oglądałem kiedyś program w telewizji, w trakcie którego człowiek z przeszczepionym sercem spotkał się z ojcem dawcy. Padli sobie w objęcia. To było coś niezwykle wzruszającego.
     - Handel narządami jest zabroniony. Nie brak jednak ogłoszeń: "Sprzedam nerkę". Co pan sądzi o oddawaniu narządów za pieniądze?
     
- Trudno mi oceniać motywację ludzi, którzy decydują się na taki krok. Bieda stwarza desperatów. Do mnie też dzwonią lub przychodzą osoby, które chcą oddać nerkę za pieniądze. Są to zazwyczaj ludzie potwornie biedni, zdesperowani, którzy wpadli w pułapkę długów, i którym na przykład grozi eksmisja. Jest mi ogromnie przykro, kiedy im tłumaczę, że muszą to zupełnie wyłączyć ze swoich kalkulacji. Oddawanie narządów jest czynem altruistycznym. Taki krok bierze się z miłości, a prawdziwa miłość nie oczekuje niczego w zamian. Jeżeli żądanie zapłaty za oddanie nerki wynika z czystego wyrachowania, to takie zachowanie oceniam bardzo negatywnie. Stąd prosta droga do kupczenia własnym ciałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska