- Poszedłem z żoną do sklepu przy ulicy Okrzei - opowiada nasz Czytelnik (nazwisko i adres znane redakcji) - Zapytałem sprzedawcę o potrzebny do mojego samochodu filtr. Ponieważ nie miał akurat takiego, jaki potrzebowałem, zaproponował, bym przyszedł następnego dnia. Poinformował mnie, że filtr kosztować będzie około czterdziestu złotych.
Następnego dnia filtr już czekał na klienta. Sprzedawca usłużnie sam zajął się jego zainstalowaniem. W tym momencie klient zauważył jednak, że nie jest to filtr oryginalny. Dał się jednak przekonać, że i ten jest dobry. Gdy przyszło do płacenia rachunku okazało się, że filtr kosztuje prawie dwukrotnie drożej, niż dzień wcześniej mówił sprzedawca. Grzeczny protest na nic się zdał. Sprzedawca stracił zimną krew, wezwał nawet Straż Miejską.
Cóż, powie ktoś, że takie historie zdarzają się. To prawda, tylko że nie jest to jedyna skarga naszych Czytelników na ten właśnie sklep i dokładnie takie samo zachowanie sprzedawcy. Prawo konsumenckie jest niestety w takich przypadkach bezsilne. Ale jest jeszcze prawo rynku. Filtry są w wielu innych włocławskich sklepach motoryzacyjnych.
__
Niech działa prawo rynku
(p)
Są handlowcy, którzy hasło "Klient nasz pan" rozumieją na opak. Przekonali się o tym nasi Czytelnicy, gdy chcieli kupić filtr do auta.