Start Lublin - Polski Cukier Toruń 82:73 (21:16, 15:15, 18:21 28:21)
START: Dorsey-Walker 24 (4), Laksa 17 (4), Borowski 10, Medford 10, Szymański 0 oraz Dziemba 13 (1), Moore 13, Jeszke 3 (1), Pelczar 2.
POLSKI CUKIER: Kulig 19, 7 zb. Cel 17, 9 zb., Diduszko 19 (2), 6 zb., Trotter 10 (2), 8 as., Samsonowicz 3 (1) oraz Wieluński 3 (1), Perka 2, Kondraciuk 0.
Pierwsza kwarta była zaskakująco wyrównana. W toruńskim zespole dobrze mecz rozpoczął Aaron Cel, gospodarze mieli kłopoty ze skutecznością, nie licząc Sherron Dorsey-Walkera i Kacpra Borowskiego. Zwłaszcza Amerykanin był nie do zatrzymania i w 1. kwarcie zdobył aż 11 pkt.
Na początku 2. kwarty gospodarze jednak odjechali, wykorzystując szerszy skład. Po serii 8:2 przewaga Startu przekroczyła 10 punktów. Potem jednak straty zostały zmniejszone do 5 po 1. połowie, mimo ponownie fatalnej skuteczności z dystansu (2/15 do przerwy).
Polski Cukier próbował wykorzystać swoją jedyną przewagę na parkiecie, czyli pozycje wysokich graczy. Pod nieobecność kontuzjowanego Adama Kempa jedynym środkowym Startu był Roman Szymański. Po przerwie Damian Kulig kilka razy ograł rywali, a po wolnych Bartosza Diduszko torunianie prowadzili 41:40 w 25. minucie. Przed ostatnią kwartą wszystko było jeszcze otwarte, wicemistrzowie Polski prowadzili jedynie 54:52.
Tak jak w poprzednim meczu w Gliwicach, torunianie znowu przespali trochę początek ostatniej kwarty, ale tym razem szybko się pozbierali. Na 90 sekund przed końcem było tylko 77:73 i jeszcze Polski Cukier miał piłkę w rękach. Na minutę przed końcem ważnego rzutu nie trafił Trotter, a w odpowiedzi faulowany Dziemba wykorzystał dwa rzuty wolne.
To był lepszy mecz Twardych Pierników niż w Gliwicach, ale do zwycięstwa zabrakło choćby jednego doświadczonego obrońcy na obwodzie oraz lepszej skuteczności z dystansu. Po przerwie torunianie trafiali częściej, ale i tak skończyło się bardzo przeciętnym 7/30.
