Potrafią opowiadać o nim godzinami, ciekawie i z humorem, a ich przekomarzania związane choćby z legendą o Diabelskim młynie znakomicie rozbawiają publiczność. Bo Myk i Domek pięknie się uzupełniają. O tym można się było przekonać ostatnio w czasie nocy muzealnej. Zjechało na nią ze sto osób.
Kiedy o godz. 20 ruszaliśmy z rynku do młyna, harcerze naliczyli 81. Kilkanaście czekało na nas przed bazyliką - najcenniejszym zabytkiem Koronowa. A tam Włodzimierz Domek (przewodniczący Rady Miejskiej, komendant koronowskich harcerzy) obiecał, że za rok zwiedzimy może klasztor - zamknięty obok za murami zakładu karnego... Trzymamy zatem za słowo.
Bo w tym roku atrakcją nocy muzealnej był wypad do Nowego Jasińca, by zobaczyć jedyny w powiecie bydgoskim zamek, o którym swym filmem opowiedział Robert Grochowski - archeolog, który tu sporo kopał.... Był też spacer z pochodniami wokół murów, byli rycerze, ogniska, kiełbaski i chleb ze smalcem serwowany za co łaska przez koronowskich harcerzy.
Impreza zakończyła się o godz. 0,30. W czasie powrotu do autokaru i samochodów pozostawionych przy szosie zatrzymaliśmy się, by posłuchać słowików... Dla koncertu tych ptaków też warto tu przyjechać.
Nie wspomniałem jeszcze o izbie muzealnej w Punkcie Informacji Turystycznej, której szefuje Grzegorz Myk (wiceprzewodniczący Rady Miejskiej). Też ją zwiedzaliśmy. Z trudem, bo ciasna. A wiele w niej wartych zobaczenia eksponatów, które dla potomnych złożyli tu koronowianie, w tym i Myk, i Domek.
Aż prosi się, by to malownicze miasto doczekało muzeum z prawdziwego zdarzenia. Jak Solec, Nakło, czy Szubin. Pisałem o tym na łamach "Pomorskiej" wiele razy. Miało być w średniowiecznych piwnicach ratusza, w synagodze, o pałacu opata nawet nie wspomnę. Na remont uzyskanej w zeszłym roku synagogi poskąpił w tym roku marszałek. Może więc bywalcy nocy muzealnej doczekają kiedyś?...
Czytaj e-wydanie »