39-letni Mieczysław Biesek najprawdopodobniej poniósł śmierć na miejscu.
Bieg po życie
Mieczysław Biesek zaraz po zawaleniu dachu hali nie odbierał telefonu zarówno od Sebastiana Ostoi-Lniskiego, jak i Marka Lipińskiego. Biesek przyjechał na targi wraz z Ostoją-Lniskim. Traktował ten wyjazd jako wycieczkę, gdyż wcześniej nie był na tak wielkiej imprezie, a również hodował gołębie. W momencie katastrofy nie był przy stoisku, tylko w głębi hali. - Moje wyroby poustawiane piętrowo zamortyzowały upadek dachu w tym miejscu - mówi Ostoja-Lniski. - Stałem przed stoiskiem, a dwie pomagające mi dziewczyny były w środku. Nie zdążyły uciec. Szczęśliwie na towarze wytworzyła się luka i dzięki niej nie straciły życia.
_Lniski zdążył zauważyć, że dach się trzęsie i usłyszał, że ktoś krzyczy, by uciekać.- _Zareagowałem natychmiast, biegłem, a za mną jak domek z kart na ziemię waliła się konstrukcja - _opowiada. - _Miałem cztery, pięć sekund na ucieczkę. Teraz, jak o tym myślę, to sam się dziwię, że tak szybko zareagowałem. Myślę, że podczas takich zdarzeń można się wiele o sobie dowiedzieć.
_Szczęśliwi w nieszczęściu
Lniski wrócił do środka, by pomóc znajomym. Wszedł na zawalony dach i tamtędy dotarł do miejsca, w którym znajdowało się jego stoisko.- _Pomogłem wydobyć dziewczyny, były zakleszczone i zakrwawione, ale nic poważnego im się nie stało - _mówi.
Z Lniskim był też inny kolega, który chwilę przed zdarzeniem udał się do toalety. Gdy z niej wyszedł, zobaczył, że nie ma już dachu, widział niebo.
W Katowicach był również Marek Lipiński.- Kilka minut wcześniej wyszliśmy z kolegami z Gdańska do hotelu, by oglądać tam skoki narciarskie- opowiada. - To uratowało mi życie. Gdy dotarliśmy do budynku, zadzwonił kolega z Laskowic, że właśnie zawaliła się hala. Natychmiast wybiegliśmy. Wszedłem do środkowej części, gdzie dach się nie zawalił. Widziałem wychodzących ludzi, słyszałem jęki cierpiących. Gdy uświadomiłem sobie, że hala może się zawalić, opuściłem ją. To straszna tragedia, zginęło tylu ludzi. Trudno pogodzić się z taką stratą.
Nasi rozmówcy nie przestają myśleć o feralnej sobocie. Wciąż analizują.**- _Gdy wybiegłem z hali, miałem przed oczyma cztery rodziny znajomych - kończy Sebastian Ostoja-Lniski. - Moja reakcja mogła być tylko jedna - odszukać ich.
Ocaleli cudem
Anna Klaman

Sebastian Ostoja-Lniski i Marek Lipiński byli na Ogólnopolskiej Wystawie Gołębi Pocztowych w Katowicach. Cudem ocaleli. Trudno im mówić, bo zginął ich kolega.