https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ofiary stają się winnymi wypadków

Rozmawiał Marek Weckwerth
Fot. Archiwum
Rozmowa z Januszem Popielem prezesem "Alter Ego" - Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych.

Janusz Popiel

Janusz Popiel

Sam jest ofiarą wypadku - w roku 1983 najechał na niego pijany dyplomata Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Sprawa oparła się nawet o KC PZPR, bo zbulwersowany Janusz Popiel zdradził szczegóły dramatu korespondentom zachodnich mediów.

Centrum pomocy "Alter Ego" mieści się w Warszawie, tel. 022/ 877- 38- 10/11. Można tam uzyskać pomoc rzeczoznawców z zakresu ruchu drogowego, jak i pomoc w dochodzeniu odszkodowania od zakładów ubezpieczeń. Radą służą też: psycholog, prawnik i lekarze współpracujący z "Alter Ego".

- Jak dużo ofiar wypadków zgłasza się do "Alter Ego" ? Z jakimi problemami przychodzą?

- Dotąd z naszej pomocy skorzystało już ponad 9 tysięcy potrzebujących. Pierwszym problemem jest zabezpieczenie materiału dowodowego na miejscu wypadku. Nie wszyscy policjanci potrafią to robić. Jeśli ślady zabezpieczono nieprawidłowo, poszkodowany może na tym tylko stracić.

- W takiej sytuacji można powołać biegłego.

- Przyjęło się, że nawet do najprostszego wypadku powołuje się biegłego. Po co samemu myśleć, skoro można zwrócić się do niego z zapytaniem, kto jest winien wypadku? Takie pytania w ogóle nie powinny padać, a padają. To niezawisły sąd decyduje o winie lub niewinności.

- Sugeruje pan, że rola biegłego jest przewartościowana?

- Dysponuję setkami opinii, w których dziecko z gimnazjum sporządziłoby lepszą opinię. Niestety na podstawie takich opinii zapadają decyzje w prokuraturach i sądach - wszczyna się lub umarza postępowania, feruje wyroki sądowe. W jednej sprawie potrafi wystąpić kilku biegłych, a wszystkie opinie są różne. Biegli nie ponoszą żadnych konsekwencji w związku z treścią swego dzieła i niemal zawsze biorą honorarium. Za jedną opinię otrzymują około 2 tysiące złotych.

- W najgorszej sytuacji są zawsze piesi i rowerzyści. To tak zwani niechronieni uczestnicy ruchu drogowego.

- Ich sytuacja jest gorsza, gdy jedynym świadkiem wypadku jest jednocześnie kierujący pojazdem mechanicznym. Zwykle pieszy lub rowerzysta niewiele pamięta z takiego zdarzenia. Z praktyki wynika, że prawie wszyscy rowerzyści skręcają w lewo bez sygnalizowania, a piesi wbiegają bezpośrednio pod nadjeżdżający pojazd. Istna armia samobójców! Takie są ustalenia prokuratury, co nie oznacza, że tak jest. Namawiam prokuratorów, by mieli odwagę umarzać takie postępowania. Wszelkie wątpliwości muszą przemawiać na korzyść podejrzanego.

- Prokuratura nie widzi twarzy ofiary wypadku, tylko numer akt.

- To bezduszna machina. Najwięcej szybkich umorzeń zdarza się pod koniec roku, bo trzeba poprawić statystykę. Oczywiście jest możliwość odwołania się w ciągu siedmiu dni do prokuratury nadrzędnej. Tylko proszę sobie wyobrazić co to jest tydzień dla osoby, która jest wciąż ciężko chora - nie ma szansy na złożenie skutecznego odwołania, zaś rzeczywiste ofiary stają się sprawcami.

- Ofiary stają się sprawcami?

- Postępowania przygotowawcze w bardzo wielu przypadkach prowadzone są "po łebkach". Kiedyś pracowali nad nimi wyspecjalizowani prokuratorzy, teraz sprawy zwykle przydziela się najmłodszym. Gdy do sądu wpływa akt oskarżenia, lepszą "pozycję startową" ma oskarżony - trzeba mu zapewnić pomoc prawną.

Pokrzywdzonemu takiej opieki nie trzeba przydzielać. Sąd ponownie zleca sporządzenie opinii biegłym. Postępowanie sądowe jest kolejną traumą dla ofiary i jego rodziny. Zdarzają się zatem takie sytuacje, że ofiary uznawane są za winne wypadku.

- Proszę podać jeden przykład.

- Weźmy sprawę rozpatrywaną przez prokuraturę, a potem sąd w Siedlcach. 20-letnia kobieta jechała na rowerze za swoim ojcem drogą o szerokości 6,3 metra. Z przeciwka jechał seat cordoba, zza którego nagle - z prędkością około 90 kilometrów na godzinę - "wyskoczył" polonez. Musnął niemal o łokieć ojca, ale córka jechała nieco bliżej osi jezdni. Na widok pędzącego poloneza przewróciła się. Pewnie próbowała hamować i skręcić w lewo - to zwykły manewr obronny. W tym momencie auto uderzyło ją w twarz. Dziewczyna straciła oko, przeszła kilka operacji.

Sąd uznał, że winna jest rowerzystka, ponieważ gdyby się nie przewróciła, to nie byłoby wypadku. Do tej sprawy sporządzono trzy różne opinie biegłych. W jednej z nich biegły potrafił na pasie o szerokości 2 metrów zmieścić dwa nadjeżdżające z przeciwka pojazdy plus metrowy odstęp między nimi. Sąd nie wyciągnął wobec biegłych żadnych konsekwencji. Sprawa jest w apelacji. Nie mam żadnego zaufania do wymiaru sprawiedliwości!

- Równocześnie z postępowaniem sądowym powinna się rozpocząć procedura odszkodowawcza.

- Zakłady ubezpieczeń generalnie odmawiają wypłaty odszkodowania, bądź zwlekają. Nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za łamanie prawa. Pieniądze trzeba przynieść w zębach, bo stworzono w naszym kraju obowiązek posiadania polisy OC. Nasze państwo nie chroni interesów obywateli, a wręcz przeciwnie - parasol ochronny rozłożony jest nad ubezpieczycielami. Dotąd także Komisja Nadzoru Finansowego nie udawała, że zależy jej na ich zgodnym z prawem działaniu. Jednak w styczniu zwróciłem się do KNF z wnioskiem o ukaranie HDI Asekuracja za nieprzestrzeganie 30- dniowego terminu. Jest sukces -10 tysięcy złotych kary.

- Dlaczego zwlekają z wypłatami?

- Zgodnie z Kodeksem cywilnym (art. 817) i Ustawą o ubezpieczeniach obowiązkowych, ubezpieczeniowym funduszu gwarancyjnym i Polskiej Izbie Ubezpieczycieli Komunikacyjnych z czerwca 2003 (art. 14), termin wypłaty odszkodowania następuje w 30 dni od daty zdarzenia. Jest też zapis, że jeśli są okoliczności wymagające wyjaśniania, to w terminie 14 dni od chwili wyjaśnienia tych okoliczności, ale przy założeniu przez zakład należytej staranności. W tej ustawie po przecinku dopisano kuriozum: "...chyba że ustalenie odpowiedzialności zależy od wyników postępowania karnego lub cywilnego". Zatem przed zakładami otworzyła się furtka, która kiedyś była zamknięta - był termin 30 dni, maksymalnie 14 dni od wyjaśnienia okoliczności i koniec. Teraz trzeba czekać na zakończenie procesu.

- Jak walczyć z zakładami ubezpieczeniowymi?

- Usilnie zabiegam, by zakłady ponosiły odpowiedzialność za swoje działania. To że potem przegrywają procesy, że płacą koszty sądowe i odszkodowania są znacznie wyższe, to wcale nie oznacza, że tak naprawdę płacą. Koszty przenoszone są na ubezpieczonych. Niedawno udało się wprowadzić zapis w Kodeksie cywilnym o zadośćuczynieniu w związku ze śmiercią osoby najbliższej. Ubezpieczyciele już zaczęli płacić, ale średnio po 5 tysięcy złotych. Nie ma jeszcze w takich sprawach orzeczeń sądów, choć obawiam się, że nadrzędną zasadą będzie miarkowanie wysokości.

- Właśnie, polskie sądy miarkują kwoty odszkodowań.

- Ciągle funkcjonuje postsocjalistyczna zasada, zgodnie z którą odszkodowanie nie może służyć wzbogaceniu i musi być dostosowane do przeciętnej stopy życiowej. Proszę sobie porównać jakie odszkodowania przyznawane są gwiazdom estrady za to, że gazeta opublikowała bez zgodny ich zdjęcie - kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tyle dostaje młoda osoba, która ma złamane kończyny i uraz czaszkowo - mózgowy.

- Zatem polskie prawo i system ochrony ofiar wypadków wymagają jak najszybszych zmian.

- Wymagają natychmiastowych zmian. Wypadki to konkretne twarze, to tragedie ludzi. Nie może być tak, że najsłabsza grupa społeczeństwa spychana jest w ubóstwo, marginalizowana, a interes polskich obywateli przegrywa z kapitałem zagranicznym.

Komentarze 7

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

~ktoś~
W dniu 01.11.2009 o 17:14, Gość napisał:

Na ile to Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych jest w stanie skutecznie pomóc ofiarom i czy jest konkurencyjne w stosunku do różnych centrum odszkodowań, które już urzadzają "polowania na skórę" oczywiście nie za darmo ?


Skuteczne obiecywanie gruszek na wierzbie. Przykładem może być ostatni wyrok w SO w Szczecinie. Pa konsultacji z panem prezesem Stowarzyszenia wystąpiono tam o wysoką kwotę zadośćuczynienia. Uraz czaszkowo mózgowy osoba lężąca, po potrąceniu na pasach i to młoda osoba w trakcie studiów. Finał=oddalenie 60 % powództwa gdyż zdaniem sądu zadośćuczynienie nie może służyć wzbogaceniu się. Tylko pytam się jakie to wzbogacenie skoro i tak trzeba te pieniądza stracić na leczenie i rehabilitację. Ubieganie się o zwrot kosztów to rzuczanie grochem o ścianę. Czy 3 lata temu Pan Prezes nie pomyślał o tym, że Ubezpieczyciel odpowiada w tym przypadku tylko do 350 000 euro. Narażanie rodziny poszkodowanego na dodatkowy stres, bo czy miło czytać w uzasadnieniu wyroku że jest się pazernym.
G
Gość
W dniu 01.11.2009 o 17:14, Gość napisał:

Na ile to Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych jest w stanie skutecznie pomóc ofiarom i czy jest konkurencyjne w stosunku do różnych centrum odszkodowań, które już urzadzają "polowania na skórę" oczywiście nie za darmo ?



Centra odszkodowań idą często na łatwiznę i podpisują ugody na byle jaką kwotę byle szybciej dostać swoje minimum 30%. W stowarzyszeniu o ile dobrze się orientuję poszkodowany w razie procesu sądowego umawia się indywidualnie z prawnikiem co do stawki. Z reguły jest to 10% od uzyskanej kwoty, nie ma działania na łeb na szyję. Jedno co według mnie powinno się trochę zmienić, to nastawienie niektórych pracowników do poszkodowanych. Nie wszyskich ale jednak niektórych tak. Ponadto wadą jest fakt iż po złożeniu powództwa w sądzie poszkodowany zostawiany jest na pastwę losu. Chyba że to tylko mam nadzieję subiektywne odczucie.
G
Gość
Na ile to Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych jest w stanie skutecznie pomóc ofiarom i czy jest konkurencyjne w stosunku do różnych centrum odszkodowań, które już urzadzają "polowania na skórę" oczywiście nie za darmo ?
G
Gość
Może i nie musi, ale na razie w przypadku procesu sądowego TU demonstrują że mają poszkodowanego a nawet sąd "w nosie". Cóż mają do stracenia? Jeśli chodzi o zadośćuczynienia sądy z reguły zasądzają odsetki od wyroku sądu I instancji. W takim przypadku opłaci się przeciągać proces nawet kilka lat.
G
Gość
Sądząc po zainteresowaniu tematem , nie musi być tak źle z usyskiwaniem wysokich odszkodowań - prawda?
G
Gość
Może nie tyle bezduszna machina, co wysoka pozycja towarzystw ubezpieczeniowych i ta przerażająca siła przyzwyczajenia, że podmiot gospodarczy, czy bogatszy zawsze musi mieć rację. Ale też nic mylnego i bardziej szkodliwego dla ofiar jak trzymanie się wytycznych starych dziwnych statystyk, w wypisach szpitalnych tez nie wszystkie odniesione obrażenia są odnotowywane, a nie bez znaczenia jest to w późniejszym etapie walki o należne zadośćuczynienie i odszkodowanie.
~Nowy~
Apropos tego art 817 to bym polemizował. Sądy i tak tego nie przestrzegają. W rezultacie np. w przypadku zadośćuczynień sądy zasądzają gołą kwotę, i to jak dostanie się wnioskowaną to jest 100 % sukces. Można oczywiście w przypadkach bardziej drastycznych wnioskować o wyższe kwoty, ale graniczy to z cudem, aby zostały one przyznane osobie poszkodowanej przed 2006 rokiem. Bardzo skuteczną bronią ZU jest wyczerpalność sumy gwarancyjnej. Podając do sądu poszkodowany lub rodzina musi kilka lat włóczyć się po sądach i w rezultacie dostaje pare groszy więcej. O zwrocie kosztów może zapomnieć bo dostał zadośćuczynienie, za które musi sobie fundować np. rehabilitację, leczenie itp.
Zgadzam się że prawnicy współpracujący ze Stowarzyszeniem występują o wysokie kwoty, w rezultacie czego poszkodowany lub rodzina wychodzą przed sądem na pazerniaków.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska