W przychodni włocławianie pytani o to, czy rzeczywiście emocje biorą tutaj górę, przyznają, że agresji wobec lekarzy i pielęgniarek nie brakuje. - Ale co się dziwić? - pyta pan Kazimierz. - Leczę się od lat i nigdy tak źle nie było. Chciałem dostać skierowanie do specjalisty - powiedziano mi, że w tym roku nie ma miejsc. Mam wtedy uśmiechnąć się do rejestratorki? Ale to nie znaczy, że popieram chamstwo - podkreśla.
Przeczytaj również: Na oddział ratunkowy trafiają bezdomni prosto z ulicy. Często pijani, brudni, zawszeni...
Inna pacjentka przychodni twierdzi, że lekarze są przepracowani, że jest ich za mało i ludzie denerwują się w kolejkach. - A jak jeszcze człowiek ledwie stoi na nogach, źle się czuje i siedzi tu kamieniem, a inni wpychają się bez kolejki, bo oni "tylko po receptę", to by pani szlag nie trafił? - pyta poirytowana.
W Miejskim Zespole Opieki Zdrowotnej funkcjonuje nie tylko przychodnia przy ul. Kilińskiego, ale też m.in. ambulatorium nocne i świąteczne oraz pogotowanie stomatologiczne. - Zdarza się, że trafiają tu agresywni pacjenci, jak również pacjenci pod wpływem alkoholu - mówi Arkadiusz Nowodworski, prezes zarządu MZOZ. - Są to jednak przypadki incydentalne. Personel medyczny reaguje w takich sytuacjach adekwatnie do zagrożenia, zawsze mając na względzie dobro pacjenta - mówi prezes. - Ponadto w godzinach otwarcia ambulatorum i pogotowia stomatologicznego pracuje wynajęta firma ochroniarska.
Lekarka, która chce pozostać anonimowa, pytana o agresywnych pacjentów przyznaje, że jeden z nich kazał jej... leczyć konie. - Są też panowie po piwie - przyznaje.
W niedużych przychodniach, gdzie pacjenci są znani, takie przypadki to rzadkość. Ale tam, gdzie pacjent czuje się bardziej anonimowy - bywa różnie. Trudną pracę mają i lekarze, i rejestratorki. Może przy okienku powinien stanąć ochroniarz?
Czytaj e-wydanie »