- Na przełomie roku 1939 i 1940 zaczęła się akcja wysiedleń rolników z terenu obecnego powiatu żnińskiego - opowiada pan Hubert. - Niemcy "przygotowywali" przestrzeń życiową dla swych osadników. Mieszkałem wówczas w rodzinnymi gospodarstwie mojego dziadka, w podgąsawskim Szelejewie. Pewnego dnia, było to najprawdopodobniej w grudniu 1939 roku przyszli Niemcy i powiedzieli, że mamy godzinę czasu na spakowanie się i zabranie najpotrzebniejszych rzeczy. Na podwórzu stała już dwukółka, która zabrała nas do punktu zbornego w Janowcu Wielkopolskim - mieścił się on w nieistniejącej dziś sali widowiskowej. Tam przyszło nam czekać przez dwa tygodnie na transport do Generalnej Guberni. Spaliśmy w barłogach i czekaliśmy na sygnał do wyjazdu. Wreszcie podstawiono pociąg - pasażerski, doczepiono do niego wagony ze Żnina i wyjechaliśmy na południe. Z podróży pamiętam tylko dotkliwe zimno, prawie przymarzałem do półki na której spałem...
_Przybyli na Podhale Pałuczanie trafili w większości do Rabki, Nowego Targu oraz Czarnego Dunajca. Zostali bardzo ciepło przyjęci przez mieszkających tam górali. Szybko zyskali też uznanie u władz niemieckich, które nader chętnie zaczęły młodych przybyszów z Pałuk zatrudniać w urzędach - m.in. w odpowiednikach naszych starostw. - Naszym atutem była dobra znajomość języka niemieckiego - dodaje Hubert Kurczewski. - Górale, jako mieszkańcy byłego zaboru austriackiego uczyli się głównie w... polskich szkołach - ich znajomość języka niemieckiego była więc bardzo ograniczona...
**Ci wrócili, ci zostali...
Kilkuletni wówczas H. Kurczewski czas wojny spędził w Rabce, po jej zakończeniu zaś powrócił na Pałuki. - Wielu jednak postanowiło na Podhalu pozostać, pozakładali rodziny czy w inny sposób związali się z tym terenem. Sądzę, że do dziś mieszka tam jeszcze spora grupa Pałuczan...
Jako że od czasów wojny minęło już ponad pół wieku - pan Hubert nie pamięta zbyt wielu nazwisk pałuckich rodzin, które również tym transportem trafiły na południe. - Dziś przypominam sobie jedynie Lamparskich, Kurdelskich, Posadzych czy Mazanych z Sarbinowa.
_Podhale było tylko jednym z kierunków akcji przesiedleńczej. Kolejny transport skierowano już do Mińska Mazowieckiego. Tam trafił m.in. późniejszy reporter "Gazety Pomorskiej", zmarły przed kilku laty, Stanisław Czabański.
Odszukać i zaprosić **
W sobotnim spotkaniu opłatkowym w sali kominkowej restauracji "Ruczaj" w Nowym Targu uczestniczyło około piętnastu osób. To już jednak w większości "pałucka emigracja" z powojennych czasów. - Mimo to temat "pałuckiego" transportu z początków II wojny światowej dość często pojawiał się w rozmowach przy wigilijnym stole - _opowiada starosta Zbigniew Jaszczuk - również uczestnik tego spotkania. - Trzeba przyznać, że o naszych ziomkach wciąż mówi się tu bardzo serdecznie... Górale są bardzo zadowoleni z ładnych, gospodarnych i pracowitych żon pochodzących z okolic Żnina.
- A może warto podjąć próbę nawiązania kontaktu z Pałuczanami, którzy na Podhale trafili tym samym transportem, co ja? - zastanawia się Hubert Kurczewski. - Dziś z pewnością są to już bardzo wiekowi ludzie, fascynujące mogłyby być ich opowieści o wojennej i powojennej przeszłości. Warto też pomyśleć o zaproszeniu ich na Pałuki - dla wielu byłby to prawdziwy powrót do krainy młodości.
_
Pałuccy Podhalańczycy
Michał Woźniak

Pałuczanie stanowili przed 60 laty bardzo liczną na Podhalu grupę - mogło ich być nawet około tysiąca osób. Przypomniał o tym Hubert Kurczewski ze Żnina, którego do opowieści skłoniła nasza sobotnia notatka o spotkaniu opłatkowym mieszkających na Podhalu Pałuczan.