Było mi dziwnie wyrzucać starą kurtkę i buty. Przez prawie trzy lata w nich chodziłam - przyznaje pani Irena z Bydgoszczy.Kula, którą się podpiera, reklamówka z ciuchami i zniszczona torebka z kilkoma dokumentami to jej cały dobytek.
Od trzech lat kobieta jest bezdomna. - Syn mnie domu pozbawił - mówi 67-latka. - Mojej winy też trochę w tym było, bo mu to mieszkanie na Bartodziejach zapisałam. Zapomniałam jednak, żeby w akcie notarialnym znalazł się dopisek, że mam prawo przebywać tam do śmierci.
Starsza pani utrzymuje, że syn "pożyczył" bez jej wiedzy jej dowód osobisty. Matkę wymeldował. - Potem raz, dwa mnie wygnał i mieszkanie sprzedał. Musiałam wyjść. Z tą torbą tylko - opowiada cicho pani Irena.
O mieszkanie była sprawa w sądzie. W prokuraturze też.
Przeczytaj także: Na Dzień Matki syn przyszykował jej niespodziankę. Wyrzucił ją z domu
- Syn pani Ireny bezprawnie wymeldował ją z jej mieszkania - utrzymuje Wiesław Maleski, szef Polskiej Unii Lokatorów w Bydgoszczy. - Toczy się dochodzenie prokuratorskie przeciwko jednemu z urzędników. Dotyczy ono poświadczenia nieprawdy w dokumencie dotyczącym legalności aktu wymeldowania tej pani.
Unia, stając w obronie kobiety, wystosowała po kilka pism z prośbą o interwencję m.in. do prezydenta Bydgoszczy, prokuratury rejonowej, wojewody, ministerstwa administracji, Rzecznika Praw Obywatelskich.
I nic. Na razie bydgoszczanka jest bezdomna. Zarzeka się, że w schronisku spędziła parę dni i już tam nie wróci. - Większość podopiecznych stanowią młode kobiety z dziećmi. Tylko ja taka starsza i samotna - opowiada. - Dokuczali. Po co mi nerwy?
Nocuje więc na klatkach schodowych różnych bloków, ale zawsze na Bartodziejach. Bo - jak twierdzi - stąd pochodzi. Lokatorzy nie wiedzą, że na klatce nocował nieproszony gość. Ten gość legowisko rozkłada na najwyższych piętrach, gdzie chodzi najmniej ludzi. Kobieta zjawia się późno wieczorem, a wymyka się, zanim inni zaczną wychodzić.
Nawet, jeśli ktoś ją zobaczy w bloku, nie pomyśli, że to bezdomna. Nie czuć od niej alkoholu. Pani Irena - jak na bezdomną - jest zadbana.- Myję się ukradkiem w marketach albo przychodni - przyznaje.
Nie żebrze też, jak inni bezdomni. - Przez ponad 30 lat pracowałam na produkcji i wypracowałam sobie emeryturę. Miałabym 1400 złotych na rękę, ale odbieram na poczcie 800, bo 600 zabiera mi komornik. To za niespłacony kredyt syna.
Jest "za bogata", żeby korzystać z ośrodka pomocy społecznej. To, że nie ma gdzie mieszkać, opieki nie interesuje. - Radzą, żebym sobie coś wynajęła - przyznaje emerytka. - Poszłabym na pokój, ale nie wystarczyłoby mi już na leki i jedzenie. A jeść przecież trzeba.
Czytaj e-wydanie »