https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pani toaletowa

Joanna Grzegorzewska [email protected]
Zofia Zieleniewska: - Nie wstydzę się swojej pracy, bo niby dlaczego? Przecież żadna praca nie hańbi. A ludzie? Ludzie traktują cię tak, jak ty ich traktujesz. Więc jeśli ty ich szanujesz, oni nie mają powodów, żeby nie szanować ciebie.
Zofia Zieleniewska: - Nie wstydzę się swojej pracy, bo niby dlaczego? Przecież żadna praca nie hańbi. A ludzie? Ludzie traktują cię tak, jak ty ich traktujesz. Więc jeśli ty ich szanujesz, oni nie mają powodów, żeby nie szanować ciebie. fot. Jarosław Pruss
Kiedy byłam mała, chciałam być babcią klozetową. Teraz jestem dziennikarzem i mogę chodzić w różne miejsca, więc...

Więc poszłam posiedzieć i porozmawiać. Do miejskiej toalety. A raczej do dwóch: do tej przy ulicy Mickiewicza w Bydgoszczy i pod rondem Jagiellonów w tym samym mieście. I było tak, jak...

Taca z monetami
I było tak jak kiedyś, kiedy miałam pięć, może sześć lat i kiedy ciągnęłam mamę od restauracji do baru, od baru do miejskiego szaletu, udając, że jestem w potrzebie (podobno miałam na tym punkcie prawdziwą obsesję). Mamę zawsze zostawiałam przed drzwiami i bez przeszkód zasiadałam z panią, na którą wszyscy - łącznie z obcymi ludźmi - mówili "babcia". I fajnie było: "babcie" zawsze były chętne do rozmowy, ludzie wchodzili i wychodzili, trzaskali drzwiami, mówili dzień dobry, uśmiechali się, rzucali "babci" pieniądze na tacę. Tak, te tace fascynowały mnie. Zawsze okrągłe i zawsze pełne żółtych monet...

Bezdomni i spółka
Więc teraz było tak samo, choć jednocześnie zupełnie inaczej: pani z WC pod rondem chowała złotówki do kieszeni, a "babcia" z WC przy Mickiewicza kładła na tackę z czerwonego plastiku. Obie były miłe i obie mówiły: - Żeby tu pracować, trzeba być kontaktowym, trzeba lubić ludzi, rozumieć ich. Tak jak w sklepie. Jak w restauracji, jak na poczcie. Bo i tu przychodzą różni ludzie. Są uprzejmi, uśmiechnięci, ale i zdarzają się opryskliwi, nerwowi i agresywni. Pięknie ubrani i niezbyt ładnie pachnący bezdomni. Tacy, co lubią zapomnieć o płaceniu i tacy, którzy zostawiają napiwek. I trzeba sobie umieć radzić z każdym z osobna. Jak? Obie miały receptę, ale każda inną.

Zofia Zieleniewska, trzy lata w zawodzie i - jednocześnie - na emeryturze (od 10 lat), obecnie w punkcie przy ulicy Mickiewicza, wcześniej przy pl. Wolności: - Ja po prostu nauczyłam swoich klientów kultury. Bo to jest tak, że jak ty traktujesz ludzi, tak oni traktują ciebie. Bezdomni? Przychodzą czasami, żeby się ogolić, ochlapać. Traktuję ich z szacunkiem, więc oni robią to samo.

Pani spod ronda (też trzy lata na stanowisku): - A ja tam bezdomnych nie cierpię. Nabrudzą, śmierdzą, trzeba po nich sprzątać, śpią w kabinach, nie płacą. Zresztą, inni też nie płacą, bo tu pod rondo przychodzą naprawdę różni ludzie... Z łapami wyskakują, krzyczą, chcą popychać. Często są pijani.

- Woła pani o pomoc w takiej sytuacji?
- A co ja rąk nie mam? Nie potrafię podskoczyć? A jak to nie wystarczy dzwonię na 112 i przyjeżdża policja. Poza tym, mój były mąż za kołnierz nie wylewał, więc wiem, jak się obchodzić z takimi. Ostatnio taki jeden groził, że całe Szwederowo mi przyprowadzi, bo odważyłam się żądać od niego złotówki. Szwederowo to taka dzielnica jak Londynek i Okole, po których lepiej nie chodzić po zmroku.

Wstyd to kraść
Panie toaletowe czy "babcie klozetowe"? A może jeszcze inaczej? - Jeśli ktoś powie babcia klozetowa, wcale się nie obrażam, bo to przecież takie określenie żartobliwe - mówią obie. Nie ma też mowy o wstydzie, bo "żadna praca nie hańbi", bo "wstyd to kraść", bo... Niby tak, ale...

O ile Zofia Zieleniewska nie ma oporów, żeby podać swoje imię i nazwisko i chętnie opowiada o córce, która jest przełożoną pielęgniarek i o drugiej pracującej w salonie gier, jak również o tym, że kiedyś była salową, a później krawcową, w nieistniejącym już Modusie z małym epizodem na taśmie montażowej w Eltrze, o tyle jej koleżanka po fachu - ta spod ronda - takie opory ma.

Więc nie chce się przedstawić, bo po co ludzie mają wiedzieć, czym się ona - dajmy jej imię Anna - teraz, od tych trzech lat zajmuje.

Nie chce zgodzić się na zdjęcie, bo jeszcze ktoś ją na ulicy rozpozna. I nie chce powiedzieć, co robiła wcześniej "żeby nikt się domyślił" i nie skojarzył.
- A jak ktoś pyta, czym się pani zajmuje, to co pani odpowiada? Anna: - Że jestem sprzątaczką. Zofia Zieleniewska: - A ja mówię, że w kiblach robię. Anna, o której wiemy tylko tyle, że nie została jeszcze babcią, jest poważna. A Zofia Zieleniewska? A pani Zofia się śmieje.

Dlaczego pracują w toalecie?
Zofia chciała dorobić do emerytury, no i zanudziłaby się siedząc sama w domu (mąż zmarł, niestety, kilkanaście lat temu). I - tak prawdę mówiąc - są tacy, co jej tej pracy zazdroszczą. Bo ona, mimo swojego wieku, może pracować, a inni - na przykład chora sąsiadka - nie.

Anna natomiast nie miała innego wyjścia. Musiała pracować, bo jest sama. To znaczy sama z dzieckiem. A że nie jest z tych, co z zapomogi tylko żyją i ślizgają się, i czekają tylko, żeby Państwo dało, podjęła się tego "toaletowania". I nie jest źle. Ludzi poznaje, ma swoich stałych klientów, czasami nawet dostaje od nich prezenty: czekoladki i kwiatki.

Takie sobie hop-siup
WC przy Mickiewicza. Umywalki, toalety, pisuary, suszarka do rąk... Wykafelkowane, czysto. Ładnie pachnie. Siedzimy w kantorku (z jednej strony drzwi z okienkiem dla pań, z drugiej - dla panów), pijemy kawę, a Zofia Zieleniewska częstuje zrobionymi przez siebie pierniczkami (pyszne!). Jest świątecznie: na ścianach złote łańcuchy, na stoliku gwiazda betlejemska, bombki. - Kiedyś wpadł tu młody człowiek; biegł, biegł, ale nie zdążył ściągnąć spodni. Posiusiał się. I przychodzi do mnie prawie z płaczem i pyta, co ma robić, bo on musi do pracy, a spodnie mokre. To ja mu mówię, ścigaj chłopcze spodnie, zamknij się w kabinie, a ja ci je wysuszę na grzejniku. I tak zrobiliśmy. A jaki był wdzięczny, jaki szczęśliwy... Pani Zofia uśmiecha się.

Toaleta pod rondem. Drzwi zamykają się i otwierają, ruch jak na dworcu. Anna pali papierosa, popija kawę. - Jak masz w domu, tak masz w pracy, a praca tu to nie takie hop-siup jak się wydaje. Trzeba się nabiegać ze ścierką. Zresztą ja znam się na ludziach, więc jeden rzut oka mi wystarczy, żeby wiedzieć, że po tym kliencie będzie trzeba sprzątać, a po tym nie. A przychodzą tu różni: i homoseksualiści, i ekshibicjoniści, i zawsze niemający pieniędzy emeryci. Ciekawie jest - Anna też się uśmiecha.

Toaleta. Czy można lubić takie miejsce? "Panie toaletowe" mówią, że tak. Ale nie tylko one. Lider zespołu Guma, czyli Janek Pietrzykowski vel Jasiu, powiedział w jednym z wywiadów, że jego ulubionym miejscem jest szalet miejski na pl. Wolności we Włocławku. Inni - nie mniej rozrywkowi - inwestują w stare szalety i robią tam knajpy (tak jest chociażby w Warszawie). I, niestety, jest to dowód na to, że zawód "babcia klozetowa" jest coraz mniej popularny, a szalety publiczne powoli znikają z powierzchni Ziemi. - Więc trzeba coś z tym zrobić! - mógłby ktoś krzyknąć. Trzeba. I są ludzie, którzy o tym myślą. Na przykład władze Poznania, aby uniknąć wyburzeń i zachować te dość rzadkie dzisiaj budowle, postanowiły wszystkie szalety wybudowane przed II wojną światową wpisać do rejestru zabytków!

Pupy Chińczyków
A może by tak pójść w ślady Chińczyków? Chińczycy bowiem wybudowali u siebie coś zupełnie nowego i największego na świecie. Wybudowali szalet miejski, który ma aż cztery kondygnacje, aż trzy tysięcy metrów kwadratowych i ponad tysiąc "stanowisk" o różnych, ciekawych kształtach. Na przykład porcelanowe pisuary to wypięte damskie pupy na długich nogach w kolorze blue i pink. I jak tu nie korzystać z miejskich szaletów?

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska