Jezioro w Wierzchowni jest niewielkie, ma około 7 ha. Do głębokich też nie należy, bo do dna w niektórych miejscach jest 3 - 4 metry. Przed wojną należało (razem z całą wsią) do klucza dóbr ziemskich rodziny Romockich. Po wojnie przez wiele lat stanowiło właność tutejszych młynarzy - Wincentego i Anastazji Kozi-mińskich. Dopóki kręcił się wiejski młyn, Kozimińscy
dbali o wodę
Jezioro systematycznie zarybiali. Po śmierci Wincentego, wdowa po nim - Anastazja, jeszcze przez kilka lat próbowała akwenem po swojemu zawiadować. Jednak w w 1979 r. zdała jezioro "do państwa".
Od tego czasu przeszło w ręce Polskiego Związku Wędkarskiego. W początkowym okresie związek dbał o nie, dość systematycznie zarybiał. Także sezonowo przeprowadzał odławianie. Równolegle, mieszkańcy wsi i przyjedzni wędkarze, posiadacze kart wędkarskich mogli z lądu, pomostów i łódek łowić ryby.
Mijały kolejne lata, przemijała też sława jeziora. Narybku z każdym rokiem wpuszczano coraz mniej. Ubywało więc
dorodnych okazów ryb
przybywało nieproszonych "konsumentów" - wydr, norek i kormoranów.
Do grona miejscowych wędkarzy od kilkunastu lat przyłączali się zamiejscowi posiadacze domów letniskowych, głównie warszawiacy.
Wszystkich ogromnie denerwuje obecny stan i sposób zarządzania jeziorem. Coraz głośniej mówią o konieczności wprowadzenia zmian.
Jezioro w Wierzchowni jest przepływowe, zatem nie ma do niego prawa tutejsza gmina. Właścicielem jest Wojewódzki Zarząd Inwestycji Rolniczych we Włocławku. Wodę dzierżawi od niego górznieńskie Koło Wędkarskie. Dzierżawa opiewa do 2009 roku. Miejscowi i "miastowi" wędkarze z Wierzchowni uważają, że pora coś zmienić.
- Od wielu lat spędzam tutaj nie tylko urlop, ale wręcz każdy wolny dzień. Zarówno ja, jak mój ojciec mamy od lat domki letniskowe. Obydwaj jesteśmy zapalonymi wędkarzami i zależy nam na tym, żeby jezioro dla którego głównie tutaj się zagospodarowaliśmy było
lepiej zarządzane
Zwyczajnie, mając karty wędkarskie chcemy mieć co wyciągać na haczyk - mówi Roman Leszczyński z Kwidzyna.
A dotychczasową, wieloletnią formę zarządzania jeziorem zainteresowani uważają na niezadowalającą.
Twierdzą, że najlepszym wyjściem byłoby utworzenie lokalnego, wiejskiego koła wędkarskiego.
Chętnych do przystapienia jest ponad dwudziestu. Obligują się do systematycznego uiszczania składek i odprowadzania do właściciela - Wojewódzkiego Zarządu Inwestycji Rolniczych we Włocławku. Chcą zadbać nie tylko o systematyczne zarybianie wody, ale także o jej czystość.
- Coraz częściej bywam w Wierzchowni. Rozmawiam z mieszkańcami. Wspólnie uważamy, że warto by byłoby założyć tutaj lokalne koło wędkarskie. Może nasze jezioro zaczęłoby żyć? Atrakcyjność tej miejscowości zależy w dużej mierze od stanu jeziora. Możemy skrzyknąć się ze stałymi mieszkańcami, zrobić zrzutkę i kupować narybek. Wiem, że taki scenariusz sprawdził się w jednej z miejscowości pod Lidzbarkiem Welskim. W jeziorze są ryby, a wędkarze są zadowoleni. Czy u nas nie można zrobić podobnie? - pyta Piotr Rurka z Warszawy.
- Jako gmina nie mamy żadnego prawa do jeziora w Wierzchowni, ponieważ jest przepływowe. Aktualnym właścicielem jest Wojewódzki Zarząd Inwestycji Rolniczych we Włocławku. Rozumiem dążenia mieszkańców do utworzenia w przyszłości lokalnego, wiejskiego koła wędkarskiego. Popieram taką inicjatywę. Warto o tym pomyśleć, kiedy skończy się okres dzierżawy jeziora przez Związek Wędkarski - mówi Franciszek Zgliński, burmistrz Górzna.