https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pieskie, trudne życie

tekst i fot. Liliana Sobieska
A pies patrzył litościwym wzrokiem w ludzie  oczy i czekał. Z każdą godziną coraz bardzie  głodny i bezbronny.
A pies patrzył litościwym wzrokiem w ludzie oczy i czekał. Z każdą godziną coraz bardzie głodny i bezbronny.
"Miarą kultury człowieka jest jego stosunek do zwierząt". Tak brzmi hasło ich miłośników.

Niestety, w praktyce okazuje się, że tej kultury często trzeba by szukać w ogromną gromnicą w jednej i jeszcze większą lupą w drugiej ręce. Problem niechcianych, porzuconych czy wypędzonych przez właścicieli zwierząt nie jest niczym nowym. I najczęściej dotyczy on psów, w szczególności wiejskich. W nieco lepszej sytuacji są koty, których także jest "nadprodukcja" prawie w każdej wsi. Ale one jakoś potrafią przystosować się do życia w stanie dzikim. Psom jest znacznie trudniej. One skazane są na ludzką życzliwość i pomoc. Kiedy jej brakuje cierpią, bywa że umierają powoli, w mękach i samotności.

Niektórzy gospodarze co jakiś czas biorą sobie psa, dobrze

żeby był duży i zły.

Obowiązkowo musi wściekle ujadać na metrowym łańcuchu albo w ciasnej klatce. Kiedy okazuje się, że jest zbyt łagodny, a nie daj Boże za stary - pałą w łeb i do piachu! Przecież można sobie wziąć nowego i dalej na nim eksperymentować. W ostateczności wypędzić z podwórka, albo podrzucić do sąsiedniej wsi. Wałęsają się potem takie bidule od domu do domu, prosząc o litość i jakąś strawę. Bardzo rzadko znajdują nowy, lepszy dom. Najczęściej są przeganiane i skazywane na dalszą tułaczkę.

Oto jedna z typowych sytuacji. Jakiś tydzień przed świętami Wielkanocy z okolic Okalewka przybłąkał się do Wierzchowni duży, kudłaty pies. Podobno jeden z mieszkańców przez chwilę chciał go wziąć do siebie, ale szybko zmienił zdanie. Zdezorientowane psisko rozpoczęło wędrówkę od domu do domu. Przymilało się, łasiło próbując zaskarbić sympatię ludzi. Ale w Wierzchowni ludziom psów nie brakuje. Są zabudowania, gdzie trzymają po dwie lub trzy sztuki. Kosmate, jasnowłose stworzenie zaczęło budzić wątpliwości mieszkańców, czy aby nie jest chore, czy w pewnym momencie nie okaże się groźne szczególnie dla małych dzieci? Ktoś postanowił zatelefonować do posterunku policji w Górznie, aby powiadomić o wędrującym, bezpańskim psie.

Policja niezwłocznie skontaktowała się z Urzędem Gminy, do obowiązków którego należy zajęcie się takimi problemami. Ten zaś skierował sprawę do schroniska dla zwierząt w Brodnicy, z prośbą o możliwość przetransportowania zwierzęcia do tejże placówki. Okazało się to niemożliwe.

- Brodnickie schronisko Towarzystwa Ochrony Zwierząt jest utrzymywane wyłącznie przez samorząd miejski. Dlatego zbieramy psy z Brodnicy. Co prawda przez kilkanaście lat odbieraliśmy bezdomne zwierzęta od gmin, ale tamtejsze samorządy płaciły niechętnie. Zdarzało się, że mieliśmy kłopoty z otrzymaniem zapłaty. Dlatego zrezygnowaliśmy z tego. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, gdy powstawało schronisko, zwróciłam się do gmin z propozycją współfinansowania inwestycji i tworzenia schroniska powiatowego. Nie było wtedy zainteresowania - tłumaczy Iwona Sarnowska, szefowa przytuliska dla zwierząt "Reksio". - Schronisko jest przepełnione. Na 55 miejsc mamy 75 psów. A nic nie stoi na przeszkodzie, żeby gminy zakładały własne placówki - kwituje rozmówczyni.

Ludziom jakoś można próbować tłumaczyć takie zdarzenia. Ale

co z tego zrozumie

duży, łagodny i głodny pies? Taki, co jest gotów użyć wszystkich sztuczek, aby ktoś w końcu go przygarnął, nakarmił i...pokochał?

Przyjeżdżali do Wierzchowni oglądać biedną psinę urzędnicy, policjanci. W pewnym momencie zjawili się nawet członkowie koła łowieckiego ze Świedziebni. Ostatecznie

panowie byli gotowi zastrzelić

"bestię". Ale pod warunkiem, że jest groźna, ma zakrwawioną mordę bo poluje na leśną zwierzynę. Zawiedli się nieco, bo kosmate psisko nie przejawiało nijakich skłonności morderczych. Wzruszyli ramionami, uznając że to jednak nie ich działka... A pies patrzył litościwym wzrokiem w ludzie oczy i czekał. Z każdą godziną coraz bardzie głodny i bezbronny.

I wreszcie przed południem, w przedświąteczną sobotę przyjechał "na miejsce zdarzenia" sam komendant posterunku policji w Górznie Jan Smoliński. Uznał, że choć to już prawie święta, nie można tak problemu pozostawić. Znalazł rolnika spod Szczutowa, który zobowiązał się wziąć na przechowanie do siebie wędrującego psa. Z góry zastrzegł, że nie może go zostawić w swoim obejściu na stałe, bo sam już ma dwa duże psy. I tak sympatyczny, kosmaty przybłęda do dziś siedzi w kojcu łaskawego gospodarza. Tylko

co dalej z nim zrobić?

Przecież nie można podrzucić znajdę do kolejnej wsi, lub odstawić do domniemanego właściciela w Okalewku (został zidentyfikowany i za niewłaściwe postępowanie z psem grozi mu sprawa w sądzie grodzkim).

Za pośrednictwem naszej gazety

zwracamy się z apelem

do wszystkich ludzi kochających zwierzęta. Czas nagli, porzucony Kosmatek czeka na kogoś, kto go weźmie do siebie, pokocha i da możliwość odwzajemnienia najpiękniejszych uczuć. Pies, choć duży jest niezwykle łagodny i miły. Choć mało szczeka, może być nie tylko doskonałym stróżem domu, ale również towarzyszem zabaw dla dzieci. Tych, którym nieobojętny jest los Kosmatka i chcieliby wziąć go do siebie prosimy o kontakt z Urzędem Gminy w Górznie. Jolanta Ślesińska kieruje akcją "do serca przytul psa".

A tak na marginesie. Ludzie! Zanim weźmiecie do swojego domu psa, zastanówcie się. Czy nie kieruje wami tylko przelotny kaprys? Pies to nie przedmiot, zabawka. Psie serce potrafi być ufne i wielkie. A ludzkie...?

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska