Pod koniec czerwca nad Dolnym Śląskiem przeszły gwałtowne burze. Na zalanych posesjach i powalonych drzewach się nie skończyło. W jednym z gospodarstw niedaleko Polkowic, doszło do dramatu.
- Piorun uderzył w budynek naszej obory, w którym znajdowały się krowy mleczne. Po chwili rozprzestrzenił się na przyległą stodołę, trawiąc słomę i siano, ale także najpotrzebniejsze maszyny do produkcji pasz - wskazuje Tomasz Barnaś.
Nikt nie ucierpiał, zwierzęta udało się uratować. Każdy gospodarz potrafi sobie jednak wyobrazić, jak wielkie straty przyniósł żywioł. Dodajmy, że spłonęła również część budynku mieszkalnego.
- Spłonęły mieszalnik o pojemności tony, zgniatacz ziarna, pasze treściwe, koncentraty oraz mnóstwo innych mniejszych sprzętów potrzebnych do codziennej pracy przy krowach (łopaty, taczki, szufle, widły, kosze itp) - wylicza pan Tomasz. - W dalszej części pożar rozprzestrzenił się na część garażową, gdzie płomienie strawiły nową prasę balotującą. Nadpalone zostały cztery przyczepy rolnicze. Doszczętnie spłonęła obora dla krów wraz z wyposażeniem. Dodatkowo - oprócz obory, stodoły i garaży - spłonęły łazienka i pomieszczenie gospodarcze, w którym były dwie zamrażarki i hydrofor zaopatrujący całe gospodarstwo w bieżącą wodę.
Rodzina pogorzelców postawiła sobie cel: odbudowę gospodarstwa. Priorytetem dla Barnasiów jest obora.
Przez trzynaście dni, w sieci, jest prowadzona zbiórka na rzecz tych dolnośląskich rolników: Odbudowa gospodarstwa rodzinnego
