Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pisał z obozu: "Jest nadzieja, że niedługo się zobaczymy...". Do domu jednak już nie wrócił

Hanka Sowińska [email protected] 52 326 31 33
"Jestem zdrów, tęskni mi się szalenie za Wami" - pisał  do żony i dzieci 28 listopada 1939 roku por. Paweł Fernezy, jeniec obozu NKWD w Starobielsku
"Jestem zdrów, tęskni mi się szalenie za Wami" - pisał do żony i dzieci 28 listopada 1939 roku por. Paweł Fernezy, jeniec obozu NKWD w Starobielsku Ze zbiorów Barbary Szymankiewicz, z d. Fernez
Maria, żona por. Pawła Fernezy już nigdy męża nie zobaczyła. Porucznik, tak jak ponad 3800 jeńców Starobielska, został bestialsko zamordowany przez NKWD w kwietniu 1940 r. w Charkowie.

Nigdy Rosjanom nie ufała

Tu jeszcze szczęśliwi - Mariai Paweł Fernezy z córeczką Basią, lata 30.
Tu jeszcze szczęśliwi - Mariai Paweł Fernezy z córeczką Basią, lata 30. Fot. Ze biorów Barbary Szymankiewicz

Tu jeszcze szczęśliwi - Mariai Paweł Fernezy z córeczką Basią, lata 30.
(fot. Fot. Ze biorów Barbary Szymankiewicz)

Obrazki z jesieni 1939 roku: więzienie w Kołomyi, płaszczyk "podszyty" paczkami papierosów, które przemyciła dla taty. Wtedy widziała go ostatni raz.
Gdy kilka dni później NKWD wywoziło polskich oficerów na wschód, Basia nie była na dworcu.

- Pamiętam, że cały czas ryczałam - wspomina Barbara Szymankiewicz, córka por. Pawła Fernezy, jeńca obozu w Starobielsku, zamordowanego wiosną 1940 r. w więzieniu w Charkowie.

Maria Fernezy, z d. Kisielewska, żona Pawła do końca życia nie ufała Rosjanom. - Nie chciała wracać do tego, co nas spotkało. Powtarzała, że nic nie chce słyszeć o "białych niedźwiedziach". Tak na przykład mówiła, gdy wstąpiłam do "Solidarności". Była przeciwna mojemu zaangażowaniu się w działalność związku, a potem w prace na rzecz Rodziny Katyńskiej - opowiada.

Kochał wojsko i konie

Kazachstan, 1940, jesień. - W ciągu kilku miesięcy zrobiono z nas nędzarzy - mówi Barbara Szymankiewicz
Kazachstan, 1940, jesień. - W ciągu kilku miesięcy zrobiono z nas nędzarzy - mówi Barbara Szymankiewicz Fot. Zbiory B. Szymankiewicz

Kazachstan, 1940, jesień. - W ciągu kilku miesięcy zrobiono z nas nędzarzy - mówi Barbara Szymankiewicz
(fot. Fot. Zbiory B. Szymankiewicz)

Paweł Fernezy pochodził z Glinianek (przedwojenne województwo tarnopolskie) z biednej rodziny. Mimo to otrzymał staranne wykształcenie. Do szkół uczęszczał we Lwowie, gdzie w 1927 r. zdał maturę.

- Kochał konie i wojsko - córka wyciąga z szuflady galowe rękawiczki ojca (- Jeździł w parkurze) i ostrogi.

Najpierw ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim, przez kolejne trzy lata uczył się w Szkole Podchorążych Artylerii w Toruniu. Od 1930 r., wpierw jako podporucznik, potem porucznik służył w 11. Pułku Artylerii Lekkiej w Stanisławowie.

- Pułk wchodził w skład 11. Karpackiej Dywizji Piechoty. Ojciec pracował w dowództwie, więc do domu przyjeżdżał tylko na sobotę i niedzielę. Pewnie dlatego z okresu dzieciństwa najbardziej zapamiętałam spacery z ordynansem na dworzec. Po tatę właśnie - opowiada pani Barbara.

Kochała go ogromnie. - Był dla mnie autorytetem. Nauczył pływać w Prucie (rzeka płynąca przez Kołomyję, wpadająca do Dniestru), chodził na spacery.

Szczęśliwe dzieciństwo Basi i jej o dwa lata młodszego brata Leszka legło w gruzach wraz z wybuchem II wojny i sowiecką okupacją.

- Wcześniej były ostatnie wakacje, które spędzaliśmy na letnisku w Kosowo Kuty nad Czeremeszem. Tato przyjechał po nas już pod koniec lipca.
Po 17 września wschodnie tereny II Rzeczypospolitej znalazły się pod sowiecką okupacją. Mimo rozkazu naczelnego wodza Rydza-Śmigłego (tylko co to za wódz, który opuścił żołnierzy!), by nie walczyć z Rosjanami, trwała obrona Lwowa - najpierw przed Niemcami, potem Sowietami.

"Król raków" podbił Paryż

Por. Fernezy wraz ze swoim pułkiem walczył właśnie w okolicach Lwowa. - Tato wrócił do domu pod koniec września. Może ze dwa dni był z nami. Przyszło po niego NKWD.

Aresztowanych polskich oficerów trzymano najpierw w więzieniu (tam Basia zaniosła ojcu zaszyte w płaszczyk papierosy, dziś nie pamięta, czy za podszewką miała jakąś żywność), po czym wywieziono do obozu w Starobielsku.

Ośmiokilogramowa paczka

Pierwsza kartka przyszła 28 listopada. Paweł prosił żonę m.in. o przybory do podzelowania butów, nici do cerowania (- Tato wprost artystycznie cerował), o pióro, ołówek, mydło toaletowe i do prania, łyżeczkę, serwetkę, i, jeśli to możliwe, kakao, czekoladę i cukier. Informował żonę, że paczka nie może ważyć więcej niż 8 kg.

- I doszła? - pytam panią Barbarę.

- O dziwo, w Rosji wszystko dochodziło. Gdy wywieziono nas do Kazachstanu, dziadkowie Kisielewscy regularnie dostarczali nam paczki. Sprzedawali co cenniejsze rzeczy, które mama pozostawiła i dzięki temu tak nas wspomagali.
Ostatnią wiadomość ze Starobielska por. Fernezy wysłał 9 marca. "Pisz Kochanie, bo nie wiesz jak strasznie przeżywać tę rozłąkę nie mając żadnej wiadomości..."

Mąż Marii (pieszczotliwie nazywał żonę Rysieńką, od Marysieńki) pamiętał, że niebawem będą obchodzić rocznicę ślubu. Składał żonie najlepsze życzenia i prosił dzieci, by były grzeczne.

Tę ostatnią kartkę napisał cztery dni po tym, jak Stalin zdecydował o losie jego i ponad 22 tys. polskich oficerów.

Barbara Szymankiewicz: - Mama jeszcze pisała, ale kartka wróciła z adnotacją, że takiego tam nie ma.

Okruchy z życia Eli i Leona [zdjęcia]

Deportacja. Na horyzoncie tylko hałdy

Do tak zwanego rozładowania trzech obozów (Kozielsk, Starobielsk, Ostaszków) NKWDąpiło 3 kwietnia 1940 r. Jeńców ze Starobielska przewożono do więzienia w Charkowie i tam, w piwnicy, zabijano strzałem w tył głowy.
Dopiero od 2008 r. na murze więzienia wisi tablica informująca o zbrodni popełnionej przez NKWD na ponad 3800 polskich oficerach.

Maria została z dwójką dzieci. - Mieliśmy trzy pokoje, jeden zajął oficer NKWD. Nie wiem, jakim był naprawdę człowiekiem, ale dla nas był dobry. Gdy zaczęły się wywózki do Kazachstanu, chciał nas wywieźć i ukryć pod Kijowem. Ale mama mu nie ufała. Bała się go i dlatego przeprowadziliśmy się do dziadków Kisielewskich, którzy niedaleko nas mieli dom.

Nocą z 12 na 13 kwietnia (dziś przypada 72. rocznica), miała miejsce druga deportacja Polaków do Kazachstanu (pierwszą Sowieci przeprowadzili 10 lutego). Na listach przeznaczonych do wywózki znalazły się przede wszystkim rodziny wojskowych, wysokich urzędników państwowych, pracowników służby więziennej, nauczycieli.

- Mama była w szoku. Stała i płakała. Tylko przytomność babki Matyldy sprawiła, że wyruszyliśmy dobrze wyekwipowani. Zamiast walizek były tobołki. Udało się sporo zabrać.

Choć był kwiecień, na dworze leżał jeszcze śnieg. Do miejscowości Uzdarnik (obwód semipałatyński) jechali prawie trzy tygodnie.
Jaki krajobraz zapamiętała?

- Nie było drzew, na horyzoncie hałdy. Do obowiązków dzieci należało wycinanie krzaków i zbieranie kiziaków (placki krowie, które po wysuszeniu przeznaczano na opał).

- Pokażę pani zdjęcie, zrobione w Uzdarniku. Proszę spojrzeć, jak my wyglądaliśmy. W ciągu kilku miesięcy zrobiono z nas nędzarzy. Dla porównania - ta fotografia pochodzi z lata 1939 roku. Prawda, że jest różnica - pani Barbara podsuwa dwie odbitki - jedna z letniska Kosowo Kuty, druga z Kazachstanu.

Z Kazachstanu do Tengeru

Pani Barbara mówi, że nie wie, jaki spotkałby ich los, gdyby nie mjr Mieczysław Siewiński, pierwszy dowódca por. Fernezy, jednocześnie jej ojciec chrzesny.

- Dzięki majorowi w sierpniu 1942 roku dostaliśmy się Wrewska, gdzie wszystkie przebywające tam dzieci przystąpiły do I Komunii Świętej. Specjalnie na tę okazje przyjechał z Londynu biskup polowy Wojska Polskiego Józef Gawlina. Do dziś mam obrazek, który wtedy od niego otrzymałam.
Z Wrewska do Krasnowocka nad Morzem Kaspijskim jechali ostatnim transportem. - Dopiero z książki Józefa Czapskiego dowiedziałam się, że był w tym samym pociągu. Tak mu zeszło, bo szukał swoich kolegów, a naszych ojców.

W Krasnowocku, na statki (były to lory, które wcześniej służyły do przewożenia węgla) pierwsi wchodzili żołnierze gen. Andersa. Dopiero za nimi cywile. Tłok był ogromny. Ludzie przerzucali dzieci, bo już sami nie mogli dostać się na pokład. Rankiem dopłynęli do Pahlavi. Na plaży były porozstawiane namioty, przeszli dezynfekcję, dostali amerykańskie ubrania.

Dalsza droga prowadziła do Teheranu, stamtąd Maria z dziećmi trafiła do Tengeru, w Afryce. - Mieszkaliśmy tam ponad pięć lat. Brat i ja chodziliśmy do szkoły. Mama była nauczycielką. Jedzenie w obozie było darmowe, ale Polki okazały się bardzo zaradne - uprawiały pole, hodowły świnie.

Gdy skończyła się wojna, do Tengeru zaczęli docierać agitatorzy, którzy namawiali, np. do powrotu do Polski. - W tych młodzież rzucała, czym się dało. Ja również - śmieje się pani Barbara.
Maria Fernezy musiała podjąć jakąś decyzję - nie chciała pozostać w Afryce (w przeciwieństwie do 15-letniej wówczas córki), do Australii też się nie wybierała.
W 1948 r. wrócili do kraju. Podróż trwała prawie miesiąc. Statkiem "Toskania" dopłynęli do Genui, tam przesiedli się na pociąg. Dojechali do Bydgoszczy, bo tu trafiła rodzina Kisielewskich - owdowiała w czasie wojny Matylda i jej syn.

"Paweł nie figuruje w naszej ewidencji"

Po por. Fernezy ślad zaginął. Jeszcze z Tengeru Maria pisała do Międzynarodowego Czerwonegoża. Centrala Poszukiwania Zaginionych Osób odpisała, że "por. Fernezy Paweł figuruje w naszej ewidencji: Starobielsk, Kozielsk. Adresu w Polsce nie posiadamy".

Barbara Szymankiewicz: - Już w Afryce wiedzieliśmy, że tato nie żyje. Tylko nie mieliśmy jeszcze pewności. Bardzo go kochałam, dlatego nie dopuszczałam do siebie tej prawdy. Wtedy nikt nie miał pojęcia, gdzie oficerowie ze Starobielska zostali zgładzeni. Dlatego major Moszyński umieścił nazwisko taty na liście ofiar Katynia. Prawda wyszła dopiero po 1989 roku. Pamiętam, że odpowiedziałam na apel Ilustrowanego Kuriera Polskiego, który poszukiwał rodzin ofiar Zbrodni Katyńskiej. A dziewięć lat wcześniej, podczas strajku pocztowców w Gdańsku, po raz pierwszy modliłam się za Katyń.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska