Po samobójczej śmierci Macieja Z., który 30 maja wyskoczył z siódmego piętra budynku policji, w toruńskiej komendzie ruszyła wewnętrzna kontrola.
Miała wykazać, czy za śmierć oskarżonego o zabójstwo zatrzymanego odpowiadają wyłącznie policjanci, którzy go konwojowali, czy może zawinili również ich przełożeni.
Czytaj: Zagadkę zbrodni zabrał do grobu. Zabił i wyskoczył z okna. Dlaczego?
- Nie stwierdzono zaniedbań i błędów w zakresie nadzoru nad policjantami - informuje Monika Chlebicz, oficer prasowa wojewódzkiej komendy policji. - Obowiązkowe szkolenia, zapoznawanie policjantów z procedurami - to wszystko w toruńskiej komendzie odbywa się tak, jak powinno.
Co to oznacza dla trzech policjantów, którzy dwa tygodnie temu konwojowali Macieja Z.? Wiele wskazuje na to, że trudno będzie przypisać winę za samobójczy skok zatrzymanego komukolwiek oprócz nich samych.
Mundurowi zapewne zdają sobie z tego sprawę, bo jeszcze tego samego dnia, gdy doszło do tragedii, wszyscy trzej poszli na dwutygodniowe chorobowe. Weekend mieli wolny od służby, a w poniedziałek mieli wrócić do pracy. Żaden z nich jednak tam się nie pojawił, wszyscy wykorzystali wolne, które należało im się za nadgodziny. Dziś powinni stawić się w komendzie, bo do wczorajszego popołudnia żaden z nich nie przedstawił kolejnego zwolnienia.
Postępowanie dyscyplinarne wobec mundurowych zostało czasowo zawieszone - do czasu, gdy sprawę wyjaśni prokuratura, która wzięła pod lupę wydarzenia na toruńskiej komendzie. - Ustalenia prokuratora będą dla nas wiążące - mówi Monika Chlebicz. - Ale dopóki ich nie ma, policjanci mogą wracać do pracy.
Czytaj: Nożownik wyskoczył przez okno. Policjanci na zwolnieniu lekarskim
Ale to nie znaczy, że na toruńskiej komendzie wszystko było idealne, jeśli chodzi o konwojowania. Po kontroli komendant miejski musi ujednolicić sposób dokumentowania doprowadzeń i skuteczniej wymagać takiej dokumentacji od kryminalnych. Tak, żeby w papierach jasno było widoczne: kto i z jakiego powodu jest konwojowany, kto konwój zlecił, kto jest jego dowódcą. To są rzeczy, które do tej pory w Toruniu szwankowały.
- Ale to błędy proceduralne - zapewnia Monika Chlebicz. - Takie uchybienia w dokumentacji nie miały realnie żadnego wpływu na to, co się wydarzyło w toruńskiej komendzie miejskiej 30 maja.
Przypomnijmy: tego dnia Maciej Z., mężczyzna oskarżony o brutalne zabójstwo syna toruńskiego radnego i o usiłowanie zabójstwa jego partnerki, czekał w toruńskiej komendzie na transport do aresztu. Sąd zdecydował, że trzy najbliższe miesiące ma spędzić za kratkami.
Maciej Z. miał już wychodzić z budynku, gdy wykorzystał nieuwagę policjantów i wyskoczył z siódmego piętra przez okno. Prokuratura nadal bada zarówno okoliczności jego śmierci, jak i przestępstwa, którego się dopuścił.