Dom jeszcze mam, ale kilku hektarów lasu i ogrodzenia już nie - stwierdza Alicja Bobińska, mieszkanka Starej Rzeki, a zarazem właścicielka ośrodka wczasowego "Perła Borów" w Tleniu. Wiedziała, że zniszczenia są kolosalne. - Jednak ich rozmiar w lesie mnie zaskoczył. Chciałam jakoś pomóc, ale w pierwszej chwili nie wiedziałam, jak.
Przeczytaj także:Krajobraz po trąbie powietrznej w Starej Rzece. Zniszczenia są ogromne [zdjęcia]
Pomysł pojawił się w akcji. - Uprzątnięcie tylu wielkich drzew kosztuje masę wysiłku. Postanowiłam dodać sił strażakom, bo mieli tylko suchy prowiant - opowiada Bobińska. Wydała więc kuchni dyspozycję ugotowania 150 litrów pomidorówki. - To tylko zupa w morzu potrzeb - porównuje skromnie.
- Strażacy byli wniebowzięci.Pracowali w błocie, wodzie, było zimno i ciemno - zaznacza Marek Lejk z Urzędu GminyOsie, gdzie rozgościły się też mieszkanki pobliskich domów i urzędniczki naprędce szykujące kanapki dla ratowników. - Z 1500 na pewno ich zrobiły - ocenia Lejk. Jako pracownik sztabu kryzysowego, odbiera on mnóstwo sygnałów od ludzi gotowych nieść pomoc. - Nie tylko paniBobińska, ale też właściciele innych ośrodków wczasowych w Tleniu zaoferowali bezpłatne noclegi - dorzuca. -Na szczęście, nikt nie musiał z nich skorzystać.
Przeczytaj także:Kataklizm w regionie - są już wstępne szacunki strat
Korzystali za to ze wsparcia wrażliwych przedsiębiorców. - W wielu wypadkach folia do zabezpieczania dachów, którą dostaliśmy od wojewody, nie była już potrzebna. Dostarczyli ją spontanicznie właściciele okolicznych firm i składów budowlanych. Niektórzy własnoręcznie obijali obcym ludziom dachy, byliśmy wzruszeni - relacjonuje Lejk.
Taka pomoc najbardziej przydała się letnikom, zamieszkującym domki w Starej Rzece sezonowo. Zgodnie z prawem, gmina nie może ich wesprzeć finansowo. - Mamy nadzieję, że byli ubezpieczeni - mówi Lejk. - Oszacowują to właśnie agenci ubezpieczeniowi. Równolegle działają inspektorzy z nadzoru budowlanego.
W ich ocenie, jeden z 27 zrujnowanych domów nie nadaje się do użytku. - Dlatego ulokowaliśmy jego mieszkańców w trzypokojowym mieszkaniu komunalnym po starej szkole w Miedznie. Mogą tam zostać tak długo, jak będzie to konieczne - deklaruje urzędnik.
Oni swego domu nie wyremontują, ale pozostali będą mogli to zrobić z pomocą gminy. - Zdajemy sobie sprawę, że zasiłki mogą się okazać niewystarczające, zwłaszcza dla tych, którzy nie byli ubezpieczeni. Niewykluczone, że będziemy im przyznawali pomoc celową, na przykład w postaci drewna na odbudowę więźby dachowej - zapowiada Lejk.
Zbiórkę pieniędzy rozpoczęli już też parafianie w powiecie tucholskim.
W akcji ciągle są też strażacy. Pracują 24 godziny na dobę. Wczoraj dołączyli do nich koledzy z jednostek specjalnych. Linami wyciągają drzewa, które znacznie tamują nurt. Wyławiają też zguby kajakarzy - plecaki, piłki, aparaty fotograficzne.
Nadal monitorowane są lasy - ze śmigłowca z kamerą termowizyjną. Na wszelki wypadek, bo nie ma sygnałów o zaginięciu ludzi w Borach Tucholskich. - Mieliśmy szczęście w nieszczęściu - uważa Marek Lejk. - Przed trąbą pojawił się deszcz. To nie była ulewa, ale padało na tyle mocno, że wygoniło z lasu grzybiarzy i jagodziarzy, którzy w ten weekend przybyli w Bory tłumnie. Aż strach pomyśleć, ile byłoby ofiar, gdyby nie ten deszcz.
- Dziś już się nie smucimy, choć straty sięgają kilkudziesięciu tysięcy złotych - wyznają państwo Fryszka ze Starej Rzeki. - Cieszymy się, że żyjemy.
Czytaj e-wydanie »