Polski Cukier Toruń - King Szczecin 91:85 (19:15, 20:24, 23:27, 29:19)
POLSKI CUKIER: Lowery 27 (4), 9 as., Kulig 11. 7 zb., 5 as., Wiśniewski 5 (1), Mbodj 4, Gruszecki 1 oraz Umeh 14 (2), Śnieg 11, Sulima 8, Cel 6 (1), Karnowski 4, Dudiszko 0.
KING: Schenk 22 (3), 10 as., Kikowski 10 (1), Sajus 9, Ł. Diduszko 5, Paliukenas 0 oraz Watts 28 (2), Bartosz 6, Jogela 5, Harris 0, Wilczek 0.
Pierwszy mecz tych drużyn był prawdziwą bitwą na parkiecie, w której Polski Cukier musiał się przede wszystkim fizycznie przeciwstawić się Kingowi. Rywale mają może mniej talentu, ale ambicji, siły im nie brakuje, zresztą każdy z trzech meczów tych drużyn rozstrzygał się dopiero po przerwie. Szczecinianie zapowiadali, że w niedzielę zagrają jeszcze lepiej.
Tym razem torunianie nie potrzebowali wiele czasu, żeby odpowiedzieć rywalom. Sami po prostu bardzo mocno stanęli w defensywie. Gości w pierwszych akcjach zaliczyli pięć pudeł i cztery straty. Dopiero w 5. minucie pierwszy raz trafił Justin Watts.
Przewaga rosła jednak powoli, bo Polski Cukier też nie imponował skutecznością. Zwłaszcza akcje pod kosz wyglądały źle i były wykonywane nieco na siłę. Kto spodziewał się ofensywnych fajerwerków, to na pewno się rozczarował. W 1. kwarcie skuteczność obu drużyn z trudem przekroczyła 30 procent. W Polskim Cukrze znowu zaskakująco niski był wskaźnik rzutów za 2 pkt (4/13).
W 2. kwarcie przewaga jednak powoli zaczęła rosnąć. Świetnie zagrał w tym czasie Michael Umeh, który trafiał, ale także wejściami z obwodu destabilizował defensywę Kinga. Po akcji Lowery - Kulig było już 30:19. W zespole gości najgroźniejszy był Watts. Dwa dni wcześniej nie trafił ani razu do kosza, a wczoraj imponował trafieniami i to jak efektownymi. Do przerwy miał 15 pkt na koncie i Dejan Mihevc musiał szukać odpowiedzi w defensywie na tego gracza.
Było już 12 punktów przewagi, ale seria strat Twardych Pierników dała Kingowi oddech i szansę na powrót do meczu (36:34 po "trójce: Schenka). W końcówce 2. kwarty Polski Cukier zaliczył serię 2:19!
Po przerwie Polski Cukier dwa razy obejmował prowadzenie po trafieniach z dystansu Roberta Lowery'ego, ale Amerykanin musiał zejść z parkietu. Wyglądało na kontuzję kostki, ale po meczu okazało się, że to palec. Lowery pojechał do szpitala na badania, ale raczej zagra w kolejnym meczu. Bez rozgrywającego gospodarze mieli duże kłopoty z organizacją gry, w defensywie z kolei problem z faulami miał Mbodj i w play off zadebiutował Przemysław Karnowski. W efekcie King bronił przewagi, który momentami sięgała 6 punktów.
W ostatniej kwarcie wrócił jednak Lowery i to on wykonał dwa ważne rzuty z dystansu, gdy King znowu zaczął zyskiwać przewagę. Ładną akcją pod koszem popisał się Kulig, nieocenioną pracę wykonywał Tomasz Śnieg, który zapewnił drużynie spokój na rozegraniu.
