Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Potraktowali mojego umierającego męża jak worek ziemniaków! - alarmuje Czytelniczka

Jadwiga Aleksandrowicz [email protected]
- Mój mąż po udarze, sparaliżowany i z nowotworem miał przed sobą kilka godzin życia, a kierowca i ratownik karetki wlekli go po schodach na pierwsze piętro!
- Mój mąż po udarze, sparaliżowany i z nowotworem miał przed sobą kilka godzin życia, a kierowca i ratownik karetki wlekli go po schodach na pierwsze piętro! archiwum GP
- Mój mąż po udarze, sparaliżowany i z nowotworem miał przed sobą kilka godzin życia, a kierowca i ratownik karetki wlekli go po schodach na pierwsze piętro. Chwycili pod pachy i za nogi - mówi roztrzęsiona kobieta o pracownikach szpitala w Aleksandrowie Kujawskim. - To był horror!

- Oglądała to moja rodzina i sąsiad z piętra wyżej, który szedł z córką. Dorosły syn doznał szoku. Nie ukrywam, że nakrzyczałam na obsługę karetki, bo nie mogłam znieść, że tak męczą chorego męża. Nie zareagowali.

Ostatnie chwile przy bliskich

Kobieta tłumaczy, jak kilka dni wcześniej przywieziono męża do domu ze szpitala we Włocławku. - Na specjalnym łóżku wniesiono go do domu, delikatnie położono. A ci rzucili mężem, jak workiem ziemniaków - denerwuje się.

W liście do redakcji opisała, jak to się stało, że mąż zamiast w szpitalu w Aleksandrowie Kujawskim, dokąd zawieziono go karetką na zlecenie lekarza rodzinnego, znalazł się po trzech godzinach z powrotem w domu. Mówi, że lekarz w szpitalu nie ukrywał, iż stan chorego był bardzo poważny, że miał przed sobą kilka, może kilkanaście godzin życia. Stwierdził, że może go przyjąć na oddział, ale też zasugerował kobiecie zabranie męża do domu. - Jestem wdzięczna lekarzowi za tę szczerą, aczkolwiek bolesną rozmowę. Postanowiłam, że mąż wróci do domu - przyznaje kobieta.

Przeczytaj również: Pacjentka inowrocławskiego szpitala zmarzła, bo nie dostała koca

Lekarz zlecił przewóz karetką. Ta pojawiła się przed blokiem, w którym mieszkał pacjent, trzy godziny później. Do drzwi bloku dowieziono chorego wózkiem, dalej był już zdany na siłę mięśni kierowcy i ratownika karetki.

Sytuacja ta miała miejsce 10 marca. List kobiety dotarł do nas w środę (19 marca) rano. Natychmiast skontaktowaliśmy się ze Szpitalem Powiatowym w Aleksandrowie Kujawskim.

Szpital wyjaśnia sprawę

Tu usłyszeliśmy, że dyrektor Mariusz Trojanowski jest na urlopie. Wysłaliśmy do zastępcy dyrektora, lekarza Waldemara Włodarskiego, pytania dotyczące opisanej sytuacji. Odpowiedź nie nadeszła, ale wieczorem zatelefonował dyrektor Trojanowski, do którego dotarła informacja, że "Pomorska" interesuje się tą sprawą. - Wiem o tej sprawie, ale jestem na urlopie. Wiem też, że żona pacjenta napisała skargę do szpitala. Szpital powiadomił mnie, że poinformowano redakcję o wdrożonym postępowaniu wyjaśniającym - powiedział. Nie powiadomiono.

Dyrektor Trojanowski przyznał, że chodzi o obsługę karetki szpitalnej. Poinformował też, że wyników postępowania można się spodziewać w poniedziałek lub wtorek, gdy wróci z urlopu. - Musimy sprawdzić, czy pracownicy wykonywali swoje czynności zgodnie z wszystkimi procedurami - dodał.

Na bakier z etyką

- To niebywała, szokująca sytuacja, jeśli jest rzeczywiście tak, jak relacjonuje żona pacjenta - ocenia Jan Raszeja, rzecznik prasowy w Kujawsko-Pomorskim Oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia w Bydgoszczy. - Postępowanie obsługi karetki nie tylko byłoby niezgodne z procedurami, ale także kłóciło się z zasadami etyki, obowiązującymi w postępowaniu z cierpiącym, umierającym człowiekiem - podkreślił.

Wdowa po pacjencie wczoraj powiadomiła także starostę, Wiolettę Wiśniewską, bo szpital jest własnością powiatu aleksandrowskiego. - Dowiedziałam się o tej sprawie w środę wieczorem od dyrektora Trojanowskiego. Powiedział, że wdrożono postępowanie wyjaśniające. Czekam na wyniki tego postępowania, aczkolwiek wszelkie decyzje w stosunku do pracowników może podjąć jedynie dyrektor placówki - powiedziała starosta. - To bulwersująca sprawa. Jeśli potwierdzi się to, co mówi żona zmarłego pacjenta, to na pewno tej sprawy tak nie zostawię - dodała.

Żona pacjenta nie wyklucza oddania sprawy do prokuratury. Nie może się pogodzić z tym, że kilka godzin przed śmiercią jej mąż musiał znosić dodatkowe cierpienie, spowodowane wnoszeniem go na pierwsze piętro. - Wciąż mam przed oczami widok jego pośladków obijających się o schody - mówi z płaczem.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska