Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozew na 600 tysięcy

Waldemar Pankowski
Rencistka z Torunia, która, za sprawą firmy "Nomet", od 14 lat, nie może nic zbudować na swojej działce wystąpiła do sądu przeciw sąsiadowi. Domaga się 600 tys. zł odszkodowania.

     Historię pani Leokadii (nazwisko do wiadomości redakcji) opisaliśmy w artykule "Drogi sąsiad".
     Siódemka i dziewiątka
     
Przy ul. Kociewskiej, pod numerami 7 i 9 są dwie działki. Na "dziewiątce", dosłownie na granicy z działką nr 7, należącej do rencistki, stoją budynki "Nometu". Firmy, w której w 2002 r., po odejściu z magistratu, jako wiceprezes, znalazł pracę wiceprezydent Janusz Strześniewski.
     Historia działki nr 9 jest zdumiewająca. Zdumiewa skuteczność Włodzimiarza Nowakowskiego (szefa "Nometu"), zastanawia bezsilność urzędników. "Siódemka" jest pusta. Kobieta od 14 lat bezskutecznie zabiega o pozwolenie na zbudowanie tam zakładu rzemieślniczego. Przez lata magistrat wymyślał przeróżne powody, by nie pozwolić Leokadii go postawić.
     Samowola do kwadratu
     
Tymczasem na sąsiedniej nieruchomości, firma "Nomet", łamiąc prawo, postawiła halę fabryczną. Po pierwsze zakład stanął częściowo na działce sąsiadki. A urzędnicy miejscy przez wiele miesięcy nie byli w stanie zmusić Nowakowskiego do rozebrania tej części firmy, która była na cudzym gruncie. Gdy to wreszcie zrobili zgodzili się, by hala stała na granicy działki, blokując w ten sposób (ze względu na rozmiary sąsiedniej nieruchomości) wszelkie działania Leokadii.
     Zresztą wkrótce Nowakowski dopuścił się kolejnej samowoli, rozbudowując bez pozwolenia zakład. Wyjaśnianie tej sprawy zajęło urzędnikom kilka lat. Ostatecznie samowola "Nometu" została zalegalizowana rok temu. Z powodu toczącego się postępowania urzędnicy odmawiali rozpatrzenia wniosku rencistki, która chciala uzyskać pozwolenie na budowę. Za to praca w nielegalnie postawionych budynkach nie została przerwana nawet na chwilę.
     Ni(kt) Ni(c) Ni(e) wie?
     
Jakby tego było mało w czerwcu 2002 r. Leokadia zauważyła, że z "Nometu" (który przypomnijmy stoi na granicy działek), przez dziurę wybitą w ścianie, na jej grunt coś wypływa. Zawiadomiła Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Badania wykazały, że ziemia sąsiadki została skażona metalami ciężkimi, m.in. niklem (Ni). Tym samym, który pojawiał się, od kilku lat, co jakiś czas w osadach Miejskiej Oczyszczalni Ścieków.
     I choć wszystko wskazywało, że metal ten pochodzi z procesu galwanizacyjnego i przypływa wraz z nieczystościami z północno-wschodniej części miasta (gdzie przypomnijmy znajduje się "Nomet"), komunalnym wodociągom nie udało się nigdy ustalić ich emitora. Naukowcom z UMK, którzy alarmowali o przekroczeniach metali ciężkich w ściekach Jan Trawiński, prezes Toruńskich Wodociągów wypowiedział umowę. Tymczasem jak ustaliła "Pomorska" syn prezesa Trawińskiego był pracownikiem "Nometu". O całej sprawie pisaliśmy w zeszłym roku, m.in. w artykule "Weekend z niklem".
     Rekultywacji skażonego terenu nie przeprowadzono do dziś. Mimo, że Leokadia domagała się od magistratu by zmusił właściciela "Nometu" do "przywrócenia środowiska do stanu właściwego".
     Po naszym artykule pani Leokadia zdecydowała się wystąpić do sądu o odszkodowanie. W pozwie, który złożyła w Sądzie Okręgowym w Toruniu, domaga się od "Nometu" 600 tys. zł.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska