Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera tygodnia: "Gierek" - czyli zła bajka o dobrym carze [recenzja]

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Pichcenie zaangażowanych biografii polityków to dla filmowców zajęcie ryzykowne, a nawet samobójcze. W końcu czegokolwiek by nie wyczyniali, to i tak nóżka im się nieco omsknie, bo jak polityk wielkokalibrowy, to i kontrowersje soczyste. Twórcom „Gierka” - kinowej premiery tygodnia - nóżki omsknęły się jednak kompletnie i to nie tylko z powodu kontrowersji historycznych. Zawiodło tu wszystko. I wkład ideolo, i konwencja, i realizacja.

Zacznijmy od konwencji... Zabawa w modną ostatnimi czasy biografię, utkaną z groteski zmiksowanej z powagą, a nawet wzniosłością, to sztuka wyrafinowana wyjątkowo. W „Gierku” zabrali się za to wyjątkowo mało wyrafinowani magicy, więc proporcje siadły - groteska rozlewa się na cały film, również na sceny, które chyba w założeniu miały być całkiem serio. Bo wierzyć mi się nie chce, że autorzy „Gierka” odfrunęli tak daleko, by zaserwować nam odjechaną karykaturę władzy i jej postrzegania przez siebie samą.

Wkład? Oglądamy całą gierkowską dekadę jako dziwaczną apoteozę pierwszego sekretarza. Gierkowszczyzna różniła się oczywiście od gomułkowszczyzny i czasów generała w ciemnych okularach, ale nie przesadzajmy – towarzysz Edward był dokładnie tak samo wpisany w system realnego socjalizmu, jak i inni sprawdzeni towarzysze. Inaczej nie zostałby „pierwszym”. Robienie z niego dobrego cara, który kompletnie wyrwany z kontekstu chciał modernizować kraj, więc padł ofiarą złych bojarów i zewnętrznych macherów ze Wschodu i Zachodu, to bajki z mchu i paproci. Towarzysz Edward ma oczywiście na koncie podkręcenie konsumpcji, rozbujanie inwestycji i granie zachodnią popkulturą, ale też dramat 1976 roku i „kartkowy” kryzys gospodarczy, wynikający nie z zadłużania - to racja - ale po prostu niewydolności systemu. Jeśli miało w tym filmie wyjść na to, że towarzysz Gierek był mężem stanu, który o mało co nie poprowadził nas trzecią drogą, to te hołdy wyszły przeciwskutecznie. Bo z filmu wynika, że był pięknoduchowatym niemotą i naiwniakiem, którego wszyscy robili w balona.

No i realizacja… Jak na film, który miał być wydarzeniem, to trochę taniutko to wygląda. O wszystkim się tu gada, niewiele pokazując, a kilka kameralnych planów i samochodów z epoki robi skromniutkie wrażenie. Jest parę ciekawych ujęć, ale znacznie więcej niestrawnych, jak z popołudniowego serialu. Aktorzy? Dziwacznym pomysłem było zatrudnienie speców od komedii, a nawet błazenady. Jak widzimy na ekranie pana Koterskiego, pana Stankiewicza i pana Żaka, to trudno chwilę potem wgryzać się w polityczną analizę.

Cóż, swoją drogą to trudno mi nawet wyobrazić sobie dziś odbiorcę „Gierka”, poza paroma dinozaurami, bo filmowo ten obraz nikogo nie porwie. Może w latach 90. dyskusja o roli towarzysza ze Śląska była jeszcze żywa, ale teraz? Twórcy filmu deklarują, że Edward Gierek miał pecha do oceny jego dokonań – bo najpierw następcy dorobili mu paskudną gębę, a potem nigdy rzetelnie go nie podsumowano. Tylko jak „rzetelnie”, to może zaboleć.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Premiera tygodnia: "Gierek" - czyli zła bajka o dobrym carze [recenzja] - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska