Byli prezesi "Wodociągów" Mirosław P. i Bronisław M. oskarżeni są o narażenie firmy na ogromne straty (mówi się o kwocie 93 tys. dolarów). Do nieprawidłowości miało dojść m.in. w związku z budową nowej stacji uzdatniania wody w Nakle.
Po obecnym prezesie KPWiK w Nakle Adamie Szumlasie (wczoraj bardzo aktywnie uczestniczył w rozprawie jako oskarżyciel posiłkowy), głównej księgowej oraz pracownikach spółki (zeznawali miesiąc temu) do sądu wezwano wczoraj kolejnych trzech świadków.
Inwestycje pod lupą
Na temat inwestycji prowadzonych na terenie KPWiK zeznawać mieli: Krzysztof Chaciński i Mieczysław Filipkowski, obaj zatrudnieni byli w "Wodociągach" jako inspektorzy nadzoru. Jeden jest specjalistą od budownictwa, drugi od sieci sanitarnej. Wezwano także Irenę Semrau, sekretarkę i kadrową Bronisława M.
Inspektor nie pamięta
Krzysztof Chaciński zapewniał, że wszystkie prace budowlane nadzorował osobiście. Sprawdzał co i ile zostało zrobione i poświadczał wykonawstwo swoim podpisem na fakturach.
Gdy przyszło mówić o szczegółach okazało się, że jest problem, choćby z uściśleniem co kryje się pod hasłami - roboty budowlane, których wykonanie inspektor poświadczał i za które płacono wykonawcom duże kwoty m.in. firmie Krewox, która wygrała przetarg na budowę stację uzdatniania wody, - Nie pamiętam dokładnie, minęło 10 lat - to częsta odpowiedź, którą słyszał sąd.
Zgoda na samowolkę...
W czasie rozprawy inspektor Chaciński przyznał, że przekazał firmie Krewox plac budowy za wcześnie. Roboty ruszyły nim Urząd Rejonowy w Bydgoszczy zatwierdził projekt. Zeznania te złożył pod obstrzałem pytań Adama Szumlasa, obecnego szefa KPWiK w Nakle i po przedstawieniu przez niego dokumentów w tej sprawie. Budowlany falstart, w przeciwieństwie jednak do tego co twierdził Szumlas, był kilkutygodniowy, a nie wielomiesięczny.
Na prośbę kolegi?
Inspektor Chaciński nie był także w stanie powiedzieć wczoraj dlaczego kwitował wykonanie niektórych prac dotyczących instalacji sanitarnych. Nie była to jego branża. Prawdopodobnie robił to na prośbę drugiego świadka, inspektora Mieczysława Filipkowskiego. Wypytywany przez sędzinę Justynę Mazurek przyznał, że w takich wypadkach nie sprawdzał osobiście, czy to o czym pisano w dokumentach zostało wykonane. Wierzył, że tak jest.
Inspektor Filipkowski, podobnie jak pani Semrau, nie miał wczoraj możliwości wyjaśnić tych wątpliwości. Na prośbę jednego z adwokatów rozprawę przerwano. Kolejną wyznaczono na 11 stycznia.