Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces o zabójstwo dyrektora PZU dobiega końca

Redakcja
Czy Tomasz G. jest winny zlecenia zabójstwa Piotra Karpowicza?
Czy Tomasz G. jest winny zlecenia zabójstwa Piotra Karpowicza? fot. archiwum
Czy Tomasz G., znany biznesmen z Brzozy, oskarżony o zlecenie zabójstwa Piotra Karpowicza po trzech latach procesu zostanie uniewinniony?

11 października 2004 roku. W bydgoskim sądzie roi się od antyterrorystów i pirotechników. Na salę "224" wprowadzonych zostaje w kajdanach na rękach i nogach pięciu mężczyzn: Tomasz G., biznesmen z podbydgoskiej Brzozy, Henryk M. ps. Lewatywa, miejscowy mafijny watażka i jego byli żołnierze - Adam S., ps. Smoła, Krzysztof B. i Tomasz Z.

Śledczy z Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, pogromcy bydgoskiego półświatka, zarzucają im zlecenie, zorganizowanie i przeprowadzenie w 1999 roku zamachu na Piotra Karpowicza, dyrektora Centrum Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka PZU. Akt oskarżenia opiera się na zeznaniach świadków. Nie ma jednak innych dowodów: choćby śladów DNA sprawców, czy odcisków palców.

Rzekomego zleceniodawcę - Tomasza G., właściciela Autoryzowanej Stacji Obsługi Mercedesa, wskazał świadek incognito. Biznesmen miał podobno wydać wyrok na Karpowicza, bo ten był nieprzekupny i nie chciał przymknąć oka na próby wyłudzania odszkodowań za zniszczone auta. ASO w Brzozie zgłaszało ich dużo.

Łzy zabójcy
Pierwszy rok procesu emocjonował. Przesłuchiwano m.in. Przemysława M., jedynego świadka, który widział moment zabójstwa na parkingu budynku PZU przy ulicy Wojska Polskiego w Bydgoszczy. Młody lekarz pamiętał jedynie, że zabójca był średniego wzrostu szatynem z długą grzywką, która podskakiwała jak biegł. Przemysławowi M. pokazywano zdjęcia klientów stacji benzynowej koło PZU i film nakręcony przez policję na pogrzebie Piotra Karpowicza. Mordercy tam nie zauważył.
Dwa samochody, które odjeżdżały sprzed PZU widziała mieszkanka osiedla Wyżyny. Częściowo potwierdziła tezę o tym, że jeden z oskarżonych mógł być "zającem" - miał ściągnąć na siebie ewentualny pościg policji.

Przed sądem zeznawało kilkunastu anonimowych świadków i świadkowie koronni. Na salę rozpraw wzywano kilka razy Marka W., swego czasu najbardziej strzeżonego więźnia RP, "cyngla" "łódzkiej ośmiornicy", zabójcę i porywacza. W. prowadził negocjacje z prokuraturą. Chciał ugrać rentę dla swojej żony i niższy wyrok. Podobno jeden ze współpracowników "Lewatywy" opowiedział mu, że jego szef za "odpalenie" dyrektora z PZU dostał od Tomasza G. mercedesa. Kiedy prokuratura nie przystała na jego warunki, płacząc i przepraszając "kolegów" wycofał wszystkie swoje zeznania.

Transza za śmierć
Nieugiętym świadkiem koronnym jest za to Dariusz S., ps. Szramka. Kiedyś był prawą ręką "Lewatywy", a teraz cieszy się wolnością. Dla śledczych musi być wiarygodnym źródłem informacji. - Henio zawsze był apodyktyczny i nie znosił sprzeciwu. Kazał mi zabić dyrektora z PZU. Nie zgodziłem się i po tej rozmowie odsunął mnie od siebie. Później, w marcu, miałem załatwić leasing mercedesa dla Henia. Pojechałem do Tomasza G. i zawiozłem mu 50 tysięcy złotych. Miał dostać 100, ale stwierdził, że "resztę odliczy sobie z transzy za dyrektora" - mówił "Szramka" w sądzie. Twierdził, że Piotr Karpowicz mógł zostać zamordowany, bo PZU nie chciało ubezpieczyć wartej 55 milionów złotych maszyny do zgniatania samochodów. Miała być ona przywieziona z portu w Gdyni. Henryk M. i Tomasz G. chcieli za nią zapłacić 5 milionów złotych, obiecać wypłatę reszty w ratach leasingu i sfingować kradzież maszyny. Karpowicz nie dopuścił do oszustwa.

Zdaniem byłego radcy prawnego z PZU, śmierć dyrektora musiała mieć związek z jego pracą. Podczas rozprawy mówił o tym, że PZU wypowiedział umowę z dilerem z Brzozy. Tomasz G. ubezpieczał auta na wysokie kwoty. - Trzy lub cztery zostały skradzione. Mieliśmy uzasadnione podejrzenia, że będą ginąć kolejne - tłumaczył.

Został tylko "boss"
Przesłuchiwano też innych pracowników ubezpieczalni, m.in. byłego ochroniarza z PZU, który od razu po morderstwie uknuł teorię zbrodni. Jest on do tej pory jest przekonany o tym, że dużo wcześniej niż prowadzący śledztwo rozwiązał zagadkę śmierci Karpowicza. Wiązał z nią nawet fakt, że jeden z byłych pracowników PZU rozpoczął pracę w ASO w Brzozie.

Byli też świadkowie obrony, ludzie, którzy pracowali z Tomaszem G., koledzy innych oskarżonych. Tomasz S. zeznał, że policjanci siłą chcieli go zmusić do zeznań obciążających "Smołę" i Tomasza Z. Pokazał nawet obdukcję lekarską. Oskarżonych opisywał jako spokojnych sąsiadów, z którymi urządzał grilla.
Już w lutym 2006 roku prokuratura po raz pierwszy poniosła pierwszą dotkliwą porażkę. Sąd wypuścił na wolność Tomasza G.

Robert Bednarczyk, wówczas jeszcze szeregowy, choć dobrze zapowiadający się prokurator, publicznie, m.in. za pomocą mediów manifestował swoje niezadowolenie z decyzji sądu. Sąd Apelacyjny w Gdańsku nakazał zwolnienie biznesmena z Brzozy z aresztu, bo stwierdzono, że nie ma "żadnych szczególnych powodów, żeby dalej stosować taki środek zapobiegawczy". A oskarżony siedział przez ponad trzy lata.

Później posypały się kolejne zwolnienia. Ostatnio areszt opuścił Adam S., "Smoła". Za kratami został tylko Henryk M. Gangster jest oskarżony w innych procesach, dlatego prawdopodobnie nie wyjdzie na wolność, choć chwalił się, że czeka na zwolnienie.

Proces nie wzbudza już wielkiego zainteresowania mediów, choć na pewno wszystkich ciekawi, jaki wyrok wyda Sąd Okręgowy w Bydgoszczy. Ostatnio nawet główny świadek, współpracujący z prokuraturą Dariusz S. nie stawił się na przesłuchanie. Ukarano go tysiącem złotych grzywny.

Proces może zakończyć się jeszcze w tym roku. - Ostatnich świadków planujemy przesłuchać w październiku - informuje Piotr Kupcewicz, sędzia sprawozdawca.
Obrońcy oskarżonych nie chcą komentować oficjalnie sytuacji swoich klientów. - To niezawisły sąd wyda wyrok, a ja jestem przekonany, że jedna ze stron wniesie odwołanie. Jeśli sąd apelacyjny dopatrzy się uchybień proceduralnych, czeka nas następnych kilka miesięcy albo i rok na wokandzie. Mam jednak nadzieję, że sąd nie ulegnie presji lubelskiej prokuratury, która robi wszystko, żeby pogrążyć oskarżonych. Ta sztuka może się nie udać, bo świadkowie koronni to przestępcy, którzy liczą na korzyści materialne, bądź mniejsze wyroki. Sąd w Bydgoszczy już raz pokazał, że takie dowody nie wystarczą. Uniewinniono ludzi, którym zarzucono nieudany zamach na Henryka M. - mówi jeden z adwokatów.

Próbowaliśmy zapytać o zdanie także Prokuraturę Apelacyjną w Lublinie. Robert Bednarczyk, jej szef, był na urlopie. Nikt inny nie chciał się wypowiadać na temat procesu Tomasza G.

Maciej Myga
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska