Grzegorz Szlanga wziął na warsztat powieść Goldinga pt. "Władca much", a spektakl powstał pod opieką artystyczną prof. Jerzego Bielunasa i jest pracą dyplomową twórcy Chojnickiego Studia Rapsodycznego, który kończą nią reżyserię we Wrocławiu.
Przedstawienie jest mroczne, pokazuje narastanie agresji i spór o dominację nad "stadem" rozbitków, chłopców ocalałych w katastrofie lotniczej. Nie dość, że znaleźli się w obcym i nieprzyjaznym miejscu, w którym nietrudno o strach, to na dodatek w samej grupie rychło dochodzi do konfliktu, kto ma rządzić, kto ma ustalać reguły i co jest najważniejsze.
Inscenizacyjnie spektakl jest bardzo sprawnie zrealizowany, a niektóre sceny robią mocne wrażenie, w tym te, gdzie dochodzi do mordu na chłopcach. Klimat budują muzyka, światło i mrok, ruch sceniczny, zwłaszcza "tańce" z maskami.
Uczucie niedosytu wiąże się z grą aktorską. Nawet jeśli bohaterowie mówią cicho, to ich szept powinna słyszeć widownia, tu czasami było tylko mruczenie pod nosem. Postacie są słabo skontrastowane, mało wyraziste. O tym, że się różnią, dowiadujemy się bardziej z dialogów niż z gry.
Pewnie jednak spektakl będzie jeszcze ewoluował, a Łukasz Sajnaj, Piotr Rutkowski, Dominik Gostomski i Tomasz Królikowski będą mieli szansę na pogłębienie swoich ról.
Dobra wiadomość dla miłośników teatru jest taka, że już 12 kwietnia obejrzymy kolejny monodram pt. "Matka Mejra i jej dzieci", a pod koniec miesiąca planowana jest kolejna wersja "Oskara i pani Róży".
Czytaj e-wydanie »