Maj 2010 roku. Nadwiślański odcinek w rejonie miejscowości Złotoria zagrożony jest zalaniem. Zbliża się wielka fala powodziowa, która spustoszyła już Małopolskę, sieje zniszczenie na Mazowszu.
- Sprawdzaliśmy regularnie stany wody w Wiśle - mówi Grzegorz Wilmanowicz, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w #Złotorii. - Po kolei byliśmy informowani o tym, że woda przekracza stany: ostrzegawczy i alarmowy. W końcu zrobiła się naprawdę wysoka. Nie pamiętam już, sięgała 8,5 czy 9,5 metra.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
W Złotorii nad samą Wisłą jest taka jedna posesja. To najniższy punkt w okolicy.
- Tam właśnie zaczęliśmy budować wał przeciwpowodziowy - wspomina Wilmanowicz. - Zaczęliśmy sami, jako jednostka OSP. Ale wkrótce dołączyły do #nas inne. Z całej gminy Lubicz.
Szybko się okazało, że zagrożenie jest tak wielkie, iż usypywanie wału w jednym miejscu na niewiele się zda. W krótkim czasie - dzięki heroicznemu wysiłkowi kilkuset mieszkańców, strażaków, a także wojska i policji udało się utworzyć wał prawie na całej długości gminy. Zagrożonych domów i gospodarstw przybywało. Droga była zalana dość wysoko. - Najbardziej, rzecz jasna bawiliśmy się o budynki położone po #stronie Wisły - wyjaśnia Wilmanowicz, który dowodził akcją powodziową.
Mieszkańcom wydawano worki z piaskiem. Ale nikt - jak zaznacza strażak - nie czekał bezczynnie na pomoc.
- Tego się nie da zliczyć, ile ton piasku, ile wywrotek przywieziono - mówi strażak. - Mieszkańcy Złotorii przybywali na #miejsce ze swoim ciężkim sprzętem. Wszyscy, którzy posiadali koparki, wywrotki, dowozili piasek, pomagali.
Zobacz także:Strażak Kujaw i Pomorza - plebiscyt Gazety Pomorskiej
W samej akcji brały udział wszystkie jednostki z gminy Lubicz, z Obrowa. Kaszczorek też był - jak to mówią strażacy - broniony.
- To była jednak z największych fal powodziowych, które przeszły przez Złotorię, ale miejscowość udało się uratować - zaznacza Wilmanowicz.
Pamięta też dzień, w którym po kilkunastu godzinach nieustannej pracy na wałach wrócili do jednostki.
Nie minął kwadrans, nie nawet nie zdążył zasnąć, a już strażaków wezwano na pomoc do #ratowania budynku przy ulicy Pomorskiej w Złotorii.
- Trzeba było wskoczyć w #mokry nomeks i jechać na akcję. Nie było rady - dodaje Wil-manowicz. - Na miejscu standardowe działania: odłączanie prądu, ratowanie tego, co się da.
Po latach szef OSP w Złotorii pamięta z tamtych dramatycznych dni przede wszystkim to poczucie jedności i poświęcenie, które cechowało niemal wszystkich mieszkańców okolicznych miejscowości.
O sobie mówi, że strażakiem jest „od urodzenia”. - Ojciec pracował w PSP, teraz jest jeszcze ochotnikiem. A strażą interesuje się już moja córeczka, Lena. Ma pięć lat.
INFO Z POLSKI odc. 32 - przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni w kraju (21-27. kwietnia 2017)