- Jak mogło być inaczej, skoro mieszkałem kilka bloków od stadionu Chemika - odpowiada Gruszka na pytanie: jak to się stało, że związał się z klubem z Glinek na wiele lat z małą przerwą.
Wszystko zaczęło się latem 1979 roku. Niespełna 9-letni Piotruś wyprosił u rodziców, by ci zapisali go do Chemika. - Wszyscy moi starsi koledzy już tam byli i ja też chciałem - wspomina Gruszka. - Początkowo nie chcieli mnie przyjąć, bo nie było takiej grupy. Musiałem grać z chłopakami o dwa-trzy lata starszymi, ale to nie było nic nowego, bo tak samo było na podwórku - dodaje.
Tropem Koseckiego
W Chemiku zanotował debiut-marzenie. W meczu trampkarzy przeciwko Tucholance Tuchola strzelił gola, a Chemik wygrał 5:0.
Jako 16-latek już trenował z zespołem seniorów i zdarzało się mu zagrać kilka minut. W tym czasie najwięcej zawdzięczał trenerowi Romanowi Szwajkowskiemu.
- Dużo mnie nauczył - przyznaje Gruszka. - No i pomógł mi w najtrudniejszym momencie przygody z piłką - dodaje.
Przez rok Piotr zmagał się z kontuzją kręgosłupa. Nie mógł grać, bo ból blokował mięśnie uda i łydki.
- Nic nie pomagało i myślałem, że już trzeba będzie się pożegnać z piłką, a trener Szwajkowski znalazł artykuł w "Przeglądzie Sportowy" - wspomina Gruszka. - W nim opisany był przypadek Romana Koseckiego, który miał podobne dolegliwości. Pomógł mu kręgarz z wioski z okolic Łodzi. Pojechałem tam z tatą i okazało się, że mnie nastawił, kończąc moje problemy z kręgosłupem - opowiada.
Piłkarz, kapitan, kolega
Jako 19-latek wskakuje do składu Chemika, który rok później awansuje do II ligi i jest rewelacją rozgrywek. Przez długi czas prowadzi, ale na finiszu daje się wyprzedzić Siarce Tarnobrzeg i Jagiellonii Białystok. Gruszka gra w tym zespole nieprzerwanie blisko 12 lat. Szybko zostaje kapitanem drużyny.
- Potrafiłem zjednoczyć drużynę i nie bałem się brać odpowiedzialności oraz podejmować wyzwań - odpowiada pytany o co, dlaczego tak często był wybierany jako kapitan wszystkich zespołów, w jakich grał.
O Gruszce w samych superlatywach wypowiadają się jego byli koledzy z zespołu. Podkreślają, że zawsze był pomocny, dużo wymagał od siebie i od innych.
- Od kiedy pamiętam zawsze graliśmy razem i dobrze się rozumieliśmy na boisku i poza nim - wspomina Włodzimierz Korecki.
- Bardzo mi pomógł jak wróciłem do Bydgoszczy po grze w Jantarze Ustka - dodaje Zbigniew Sieradzki.
Teraz z Koreckim, który prowadzi Polonię Bydgoszcz rywalizują jako szkoleniowcy w IV lidze. Sieradzki marzy, aby do nich dołączyć. Jest na dobrej drodze, bo walczy o awans z BKS Bydgoszcz.
Chemik i nie tylko
W 2001 roku po kontuzji więzadeł krzyżowych Gruszka postanowił zakończyć karierę piłkarza i skupić się na trenowaniu.
- Już w 1995 roku zrobiłem pierwszy kurs trenerski i od razu rozpocząłem pracę z młodzieżą, od grupy naborowej, którą doprowadziłem do 6. miejsca w Polsce w kategorii juniorów młodszych - wyjaśnia. - W tym samym czasie był grającym asystentem trenerów: Wiesława Gałkowskiego, Grzegorza Ibrona, Andrzeja Witkowskiego, Bogdana Sabonia i Zbigniewa Stefaniaka.
W 2003 roku przejął zespół seniorów Chemika, który prowadził przez sześć sezonów.
- Byłoby pewnie dłużej, ale pojawiła się propozycja od Tomka Kafarskiego, bym został jego asystentem w Lechii Gdańsk i tak oto rozpoczął się mój kilkuletni rozbrat z Chemikiem - przypomina.
W 2010 roku wrócił do Bydgoszczy, ale nie do Chemika. - W Zawiszy budował się zespół na awans i Maciek Murawski zaproponował, bym został jego asystentem - wspomina. - Awans udało się wywalczyć choć Maćka pod koniec zastąpił Adam Topolski. Po awansie wszystko się zmieniło i odszedłem. Trafiłem do Nielby Wągrowiec, która grała w II lidze. Kolejnym przystankiem była praca w Cuiavii Inowrocław. W 2013 roku nawiązałem ponownie współpracę z Chemikiem, prowadząc grupę młodzieżową. W kolejnym sezonie pracowałem w Unii Solec Kujawski. Wtedy osiągnęliśmy najlepsze wyniki w 90-letniej historii klubu. Zajęliśmy trzecie miejsce i wywalczyliśmy Regionalny Puchar Polski. Następnie postanowiłem wrócić do Chemika. Zespół był w V lidze, ale w dwa sezony zrobiliśmy dwa awanse - wylicza.
W grudniu 2016 roku został trener pierwszoligowej Chojniczanki. Był tam zaledwie 5 miesięcy. Działacze trochę nie wytrzymali ciśnienia, bo ciągle była szansa awansu, choć zespół więcej remisował niż wygrywał.
W czerwcu 2017 roku Gruszka wrócił tam gdzie mu najlepiej czyli na Glinki. Chemik spadł do IV ligi, a on podjął się zbudowania zespołu, który wywalczy awans. Jest tego bardzo bliski. Do tego jest już w finale Regionalnego Pucharu Polski.
- Zawsze gramy o wszystko, tak więc celem jest dublet - kończy.