Po pierwsze: dyrygent z Włoch, Marco Balderi, laureat wielu prestiżowych konkursów dyrygenckich, współpracujący z orkiestrami m.in. w Mediolanie, Turynie, Rzymie, Bostonie, Wiedniu, Nijagacie - poprowadził koncert wspaniale. Pod jego batutą Orkiestra Opery Nova znakomicie towarzyszyła śpiewakom, a we fragmentach instrumentalnych grała szlachetnym, soczystym dźwiękiem, niezależnie od tego, czy potrzebne było piano czy forte. Również solo fletu, klarnetu, skrzypiec i wiolonczeli spotęgowało dobre wrażenie, zwłaszcza w intermezzach z opery "Pajace" R. Leoncavalla i "Manon Lescaut" Pucciniego.
Po drugie: tenor z Hiszpanii, Ignacio Encinas, występujący na największych scenach świata, takich jak La Scala, Covent Garden, teatry w Buenos Aires, Tokio, Osace, Barcelonie, Wiedniu - pokazał temperament prawdziwego południowca oraz piękny głos. Zachwycił blaskiem i niezawodnością górnych dźwięków, zwłaszcza w słynnych ariach z oper "Moc przeznaczenia", "Tosca", "Andrea Chenier" i "Turandot".
Po trzecie i najważniejsze: rewelacyjny baryton Ko Seng Hyoun rodem z Korei Południowej, który mnie po prostu zahipnotyzował swoim przepięknym, o dramatycznej barwie i sile wyrazu głosem oraz osobowością sceniczną, w której pozorna powściągliwość kryła w sobie wulkan emocji i siły. Jest to talent, jaki zdarza się raz na tysiące śpiewaków, słychać to w ekspresyjnym sposobie wymawiania tekstu, w prowadzeniu frazy, w malowaniu głosem nieskończoną paletą barw.
Wielki artysta. Nic dziwnego więc, że prowadzący Galę Andrzej Matul powiedział: "Dzisiejszy koncert propaguje ideę integracji europejskiej i słuchając Ko Seng Hyouna nie mam nic przeciwko temu, aby Koreę Południową przyłączyć do Europy, przynajmniej do Polski , a już na pewno do Bydgoszczy!".
Słowa te i cały koncert publiczność nagrodziła długotrwałą owacją na stojąco. Wśród bisów nie zabrakło "kupletów Torreadora" i pieśni włoskiej "O sole mio!". W sumie była to prawdziwa uczta melomana.
