Wczoraj w ratuszu rozmawiano o kolejnym zadaniu w ramach rewitalizacji. Miasto planuje objąć nią dzielnicę Dworcową, a szkopuł polega na tym, że w myśl unijnych zaleceń rewitalizacja nie ma się już sprowadzać tylko do pacykowania murów i wznoszenia generujących koszty obiektów, ale ma sięgać głębiej - podnosić jakość życia ludzi mieszkających na danym terenie. Mówili o tym senator Roman Zaborowski i wicemarszałek województwa Wiesław Byczkowski. A Monika Zajkowska, rektor Wyższej Szkoły Hanzeatyckiej Zarządzania w Słupsku namawiała, by określając cel, poszukać jak najwięcej partnerów do jego realizacji. Bo tylko tak można sensownie działać i odnosić sukcesy.
Joanna Gappa z wydziału programów rozwojowych w urzędzie przedstawiła analizę, jakiej dokonał ratusz, by wytypować obszary najbardziej zagrożone bezrobociem, ubóstwem, wykluczeniem społecznym. Są to dzielnica wokół dworca, śródmieście i strefa przemysłowa. W sumie zajmują one ponad 26 proc. powierzchni miasta, a w związku ze zmianą przepisów do rewitalizacji można wytypować nie więcej niż 20 proc. Stąd decyzja, by tylko strefa wokół dworca była poligonem rewitalizacji.
Nie ma gwarancji, że miasto dostanie na ten projekt pieniądze i nie wiadomo jeszcze dokładnie, kiedy będą konkursy. Ale jedno jest pewne - trzeba w nich wystartować i trzeba połączyć siły, bo to szansa na zmianę w krajobrazie ulic Piłsudskiego i Dworcowej. I nie chodzi o fasady, a o jakość egzystencji. Może młodzi ludzie przestaną wystawać w bramach i popijać piwko, może dorośli zyskają szansę na pracę? Bo i takie muszą być efekty. Przy okazji starań o nowe centrum kultury, które było punktem wyjścia przy myśleniu o rewitalizacji.
