To opinia myśliwego, rolnika i członka komisji szacującej straty w uprawach. - Wszystko w jednym, dlatego znam problem od różnych stron - podkreśla, ale woli zostać anonimowy. Czytelnik mieszka w gminie Dragacz. Ma 80 ha ziemi, w tym 25 ha ziemniaków. - Ogrodzonych siatką przez koło łowieckie, które działa na moim terenie. Nie jestem jego członkiem, poluję w okolicach Bukowca - zaznacza. - Fakt, że łowczy ogrodzili moje ziemniaki, nie jest niczym nadzwyczajnym. To powszechna praktyka i - co najważniejsze - bardzo skuteczna.
Nasz rozmówca przekonuje też, że nie jest trudno wynegocjować z kołami ogrodzenie. - Myśliwi nie robią łaski. To tańsze rozwiązanie niż refundowanie szkód. Weźmy rolnika z Małociechowa. Za ogrodzenie kiszonki zapłaciłby 200 zł. Przez to, że tego nie zrobił, straty sięgną tysięcy złotych. To najlepszy dowód, że warto się zabezpieczać.
Zgłaszajcie potrzeby
Jako dobry przykład współpracy rolników w kołami, Czytelnik podaje działalność Koła Łowieckiego "Orzeł" w okolicach Jeżewa. - Przed sezonem prezes, łowczy i skarbnik koła spotkali się z rolnikami. Ustalili, co, kto i gdzie będzie uprawiał. Już wtedy było jasne, które pola trzeba zabezpieczyć. Ale rolnicy muszą przyjść na takie spotkanie, żeby zgłosić swoje potrzeby; muszą współpracować z łowczymi!
Uwaga na lochę
Czytelnik tłumaczy, że myśliwym coraz trudniej jest opanować populację dzików. - Przez zmiany w klimacie, mnożą się jak świnie. Trudno ustalić, która to locha, zwłaszcza w nocy. Bo polujemy po zmroku, kiedy żerują dziki - tłumaczy. Dodaje przy tym, że za zastrzelenie lochy, myśliwy może mieć poważne kłopoty. Zgadza się z nim inny myśliwy z gminy Dragacz. - Ludzie sami strzegą swych dóbr. Np. domów z pomocą firm ochroniarskich. Pól nie da się tak chronić, ale są inne sposoby: ogrodzenie, włosy (dziki nie lubią ludzkich włosów), worki foliowe, strachy ubrane w żarówiaste kolory.
Co na to rolnicy? Napiszemy jutro.