https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rower podwodny

Liliana Sobieska
- Wyobraziłem sobie reakcję jego rodziców na  widok syna powracającego do domu bez roweru.
- Wyobraziłem sobie reakcję jego rodziców na widok syna powracającego do domu bez roweru. Liliana Sobieska
Lato, wakacje - to szczególnie dla dzieci - czas zabawy i swawoli. Bywają one wesołe, pożyteczne ale też i niebezpieczne. Niektóre kończą się tragicznie, inne na szczęście optymistycznie, z przestrogą na przyszłość.

     Krzysztof Mrowiec z żoną Agnieszką, mieszkańcy Katowic, przebywają w okolicach Górzna na wczasach. Któregoś dnia postanowili zajrzeć na miejscowe kąpielisko. Był upał, w jeziorze mnóstwo kąpiących się. Pan Krzysztof siedział wówczas na plaży i przyglądał się dość niekonwencjonalnym zabawom, jakie urządziła sobie grupka nastolatków. Chłopcy w wieku 10 - 12 lat z rozpędem wjeżdżali rowerami na pomost i skakali razem z nimi do wody. Zdziwił się nieco, że na tak dzikie pomysły
     nie reaguje ratownik
     
Okazuje się, że w godzinach popołudniowych obecność ratownika nie jest już obowiązkowa.
     Dzieciaki beztrosko wykonały kilka skoków z rowerami do wody w płytszych miejscach. Za każdym razem uczestnikom plażowych igraszek udawało się wydobyć pojazdy z jeziora.
     W pewnym momencie jeden z chłopców rozpędzonym rowerem dojechał na koniec pomostu i siedząc na nim skoczył do jeziora w miejscu, gdzie głębokość dochodzi do ośmiu metrów. Pomysłowy młodzieniec wypłynął na brzeg, ale o wydostaniu roweru z tak dużej głębokości nie mogło być mowy nawet po kilku bezskutecznych próbach. Chłopak był zrozpaczony, tym bardziej, że rower był dość drogi.
     - Obserwowałem te wodne wygłupy mocno zdziwiony niefrasobliwością ich uczestników. Zrobiło mi się żal tego chłopaka, bo wyobraziłem sobie reakcję jego rodziców na widok syna powracającego
     do domu bez roweru
     
Postanowiłem mu pomóc. Wszedłem do wody, aby nieszczęsny pojazd spróbować wydobyć. Nie było to łatwe. Dopiero za trzecim podejściem udało mi się rower wyciągnąć na brzeg. Wyszedłem z wody mocno zmęczony, z czerwonymi oczami
- mówi Krzysztof Mrowiec.
     Wodni rowerzyści długo dziękowali bohaterskiemu wybawcy ze Śląska. Jak się okazało, wodne harce chłopcy wykonywali chcąc popisać się przed siedzącymi na molo koleżankami. W tym wypadku letnie wygłupy zakończyły się szczęśliwie. Pozostaje tylko pytanie, czy ta przygoda nauczyła rozumu młodocianych, "podwodnych" rowerzystów?
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska