Szkoła wobec zagrożeń
Problem przemocy w szkole był głównym tematem wczorajszej konferencji organizowanej przez TODMiDN i straż miejską. Specjaliści rozmawiali m.in. o cyberprzemocy wśród młodzieży, stalkingu, strategiach kryzysowych w szkole, o procedurach, jakich powinni przestrzegać nauczyciele, a także o wykorzystaniu mediacji w konfliktach między uczniami.
Rozmowa z Aleksandrą Plec, metodykiem z Toruńskiego Ośrodka Doradztwa Metodycznego i Doskonalenia Nauczycieli
- Co to jest bullying?
- To w skrócie: przemoc rówieśnicza. Trochę jak mobbing, o którym mówimy, gdy mamy na myśli przemoc na linii przełożony - pracownik, tak bullying dotyczy natomiast podobnej relacji między rówieśnikami.
- Gdy uczeń na przerwie pociągnie koleżankę za kitkę, to już bullying?
- Nie, nie od razu. Trzeba odróżnić zachowania wynikające z wieku rozwojowego od bullyingu. W przypadku tego ostatniego chodzi o celowe agresywne działanie, nie o przypadkowe i jednorazowe kopnięcie w kostkę na przerwie. Bullying w naszych szkołach oczywiście istnieje, ale jeszcze nie na wielką skalę. Szacuje się, że dotyka około 2-3 procent uczniów. Ale nawet tych kilku procent nie wolno bagatelizować, każdy przypadek jest ważny.
- Skupia się pani na świadkach bullyingu. Dlaczego na nich, nie na ofiarach czy agresorach?
- Bo na ofierze przemocy i na sprawcy z reguły koncentruje się cała uwaga dorosłych. A świadek? Świadek ma opisać, co widział i na tym się kontakt z nim kończy. Powie nam, co trzeba, i może sobie iść.
- Ale po co przyglądać się świadkowi? Przecież to nie on jest najbardziej poszkodowany, nie on jest ofiarą.
- Ale świadek bardzo łatwo może tę rolę ofiary na siebie przyjąć. Na przykład zaczyna myśleć: "Boję się powiedzieć prawdę. Boję się, że za tę prawdę oberwę w nos. Więc lepiej będę siedział cicho, bo następnym razem to mnie się dostanie". W ten sposób świadek przemocy zaczyna się utożsamiać z ofiarą. Zaczyna myśleć, że tamtym dwóm to lepiej nie podskakiwać, bo nikt nie obroni.
- Zawsze tak się dzieje?
- Nie, może być zupełnie odwrotnie. Może przejąć punkt widzenia sprawcy: "Aha, jemu się udało. Uderzył, więc wygrał, więc zaistniał w szkole. Jest ważny". Często świadek ma duże poczucie winy, że nie zareagował na przemoc. Zaczyna sobie wyrzucać, że zabrakło mu odwagi. Że nie postąpił tak, jak uczyli go rodzice. To są rzeczy, które świadkowie bardzo długo w sobie noszą. A my, dorośli, często tego nie widzimy, więc nie poświęcamy im tyle czasu, ile potrzebują.
- Jak temu zaradzić?
- Może na początek - informować. Dzwonimy do rodziców ofiary, informujemy rodziców agresora - skontaktujmy się też z rodzicami świadka. Wyjaśnijmy, że ich dziecko zetknęło się z agresją, choć nie było jej ofiarą. Wytłumaczmy, że kłębi się w nim teraz mnóstwo - często sprzecznych - uczuć, o których trzeba porozmawiać, trzeba je jakoś przerobić. Na razie taka procedura nie jest popularna - ale może po tej konferencji to się zmieni? Mam nadzieję, że tak.