- Wolałabym wiedzieć, czy kupuję polskiego, czy np. czeskiego kurczaka - twierdzi Joanna Kliszewska, klientka bydgoskiego sklepu mięsnego. - To samo dotyczy wieprzowiny, a nawet owoców. Bo wierzę, że nasi rolnicy produkują lepiej.
Nie przejemy nadwyżki
Niedawno większość krajów Unii Europejskiej poparła przepisy wprowadzające oznaczenie kraju pochodzenia niektórych rodzajów mięs. Chodzi nie tylko o drób, ale także o wieprzowinę, baraninę i mięso z kóz. Polska była temu przeciwna.
- Produkujemy więcej drobiu niż wynosi krajowe spożycie, więc takie znakowanie może nam zaszkodzić - uważa Zenon Pieńkos, prezes Przedsiębiorstwa Drobiarskiego "Drobex" w Solcu Kujawskim (pow. bydgoski). - Kraje, które za tym głosowały walczą o swoje rynki. Np. Niemcy wolą kupować nie tylko wyprodukowane u nich samochody, ale i kurczaki.
Do tej pory w zachodniej i południowej części Europy byliśmy konkurencji głównie ze względu na cenę drobiu niższą o ok. 30 proc. (w skali roku). Odbiorcy z Niemiec lub Czech często woleli się nie przyznawać, że to towar z importu.
Nie będą mieli wyjścia, gdy od kwietnia 2015 r. wejdą w życie nowe zasady. Komisja Europejska przekonuje, że dzięki temu "unijni konsumenci będą wiedzieć, skąd pochodzi mięso, które kupują, co jest postulatem, który jasno wyrazili"- podaje PAP.
Mielone w Unii i poza nią
Obowiązek znakowania ma dotyczyć mięsa świeżego, mrożonego i chłodzonego.
Podobno konsumentom najbardziej zależy na informacji, gdzie zwierzę było wyhodowane. Ma być tak - jeśli zwierzę było urodzone, hodowane i ubite w tym samym państwie, to wystarczy jedno oznaczenie (o kraju pochodzenia). Jeżeli było hodowane w jednym kraju, a ubite w innym, to trzeba będzie umieścić dwa oznaczenia. W przypadku mięsa sprowadzonego spoza Unii, (gdy eksporter nie poinformuje, w jakim kraju zwierzę było hodowane), na oznaczeniu może być tylko informacja, że zostało wyhodowane poza UE.
Dopuszczalna jest także informacja "hodowane w kilku krajach UE". Z kolei - jak podaje PAP - na opakowaniu mięsa mielonego będzie można napisać: "hodowla i ubój w UE oraz w krajach spoza UE".
- Przetwórcy poniosą wyższe koszty związane ze znakowaniem - mówi Andrzej Gantner, prezes Polskiej Federacji Producentów Żywności. - Ale największym problemem jest to, że może to bardzo uderzyć w naszą produkcję żywności. Gdybyśmy więcej importowali niż eksportowali, to moglibyśmy się cieszyć z lokalnego patriotyzmu klientów. Ale tak samo jak pani, która woli kupować polskie kurczaki i wieprzowinę, mogą pomyśleć Niemcy czy Czesi.
Poza tym polscy producenci żywności obawiają się, że nowe prawo może doprowadzić do większej nagonki na nasze towary. I problemów takich jak w Czechach i na Słowacji.