Przeterminowane środki ochrony roślin z okolicznych zakładów, materiały wykorzystywane podczas lekcji chemii i fizyki - to wszystko lądowało w Puszczy Miejskiej. Betonowy bunkier pod Rypinem powstał w latach sześćdziesiątych. Aż do 1989 roku wrzucano tu niebezpieczne substancje.
Mieszkańcy wsi zgodnie nazywali mogilnik ekologiczną bombą.
- Do życia w takim niebezpieczeństwie chyba nie da się przyzwyczaić! - podkreśla pani Iza. - Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby trucizna dostała się do gleby. Nie trzeba być ekspertem żeby wpaść na to, że doszłoby do prawdziwej tragedii.
Pożegnanie w maskach gazowych i kombinezonach
Według unijnych wymogów wszystkie mogilniki muszą zniknąć. Pamiątka po zeszłym ustroju w Puszczy Miejskiej nareszcie przejdzie do historii. Likwidacją zawartości betonowego bunkra zajęło się konsorcjum firm: SEGI-AT oraz Hydrotechnika.
Dopiero w chwili dotarcia do niebezpiecznych materiałów okazało się, ile tak naprawdę wrzucono ich do silosu pod Rypinem. Dotarcie do rzetelnej dokumentacji było bowiem bardzo trudne. Ustalono, że do 1989 roku w 21 komorach umieszczono 60 ton chemikaliów. Okazało się jednak, że to zaledwie czubek góry lodowej.
Pięć razy więcej trucizny niż w dokumentach!
- Prace wydobywcze są za nami - mówi Mariusz Piotrowski odpowiedzialny za likwidację w Puszczy Miejskiej. - Znaleźliśmy pestycydy sprzed lat. I to 300 ton.
Jak działała ekipa dziewięciu likwidatorów? - W takich wypadkach trzeba zachować wyjątkową ostrożność - opowiada Piotrowski. - W końcu mieliśmy do czynienia z niebezpiecznymi chemikaliami. Specjalne kombinezony, maski z filtrem i ochronne buty to mus. Uniemożliwiają przeniknięcie trucizny do organizmu. Poza tym nikt nie mógł przebywać bez upoważnienia w promieniu 20 metrów od miejsca prac.
Pestycydy zostały przepakowane do szczelnych, plastikowych beczek. Ich dodatkowym zabezpieczeniem były spinki. - To na wypadek ewentualnego wypadku drogowego - dodaje Piotrowski.
Niezdrowa ciekawość brała górę
Gdzie trafia zawartość mogilników? Do Dąbrowy Górniczej. Właśnie tutaj są spalane preparaty wyjątkowo niebezpieczne dla środowiska.
- Dorosły wie, czym grozi kontakt z trucizną, ale dziecko - niestety zawsze - stwierdza ponuro pani Iza.
W mogilniku zdarzały się nawet pozrywane kłódki. Kres odwiedzinom ciekawskich osób, ale i zwierząt - miało położyć zamurowanie bunkra.
Jak zapewnia Piotrowski, z terenu Puszczy Miejskiej zniknie również silos: - Zostanie po prostu rozkruszony. Trzeba się pozbyć nie tylko pestycydów, ale i betonu oraz zatrutej ziemi. To bardzo ważne.
Aby wykluczyć jakiekolwiek ryzyko - ziemia będzie oddana do dokładnej analizy. Badania odpowiedzą, czy teren przypadkowo nie został skażony trucizną. Z czasem miejsce po śmiercionośnym bunkrze zostanie zasypane. Pojawią się tutaj drzewa.
Likwidację wszystkich mogilników w kujawsko-pomorskim finansuje Urząd Marszałkowski. Na usunięcie składowiska w Puszczy Miejskiej przeznaczył sumę 1 miliona złotych.
- Pewnie w maju okaże się, ile dokładnie wyniosły koszty całej operacji - mówi Jan Kwiatkowski, sekretarz gminy wiejskiej Rypin.