Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeka, którą płynę z innymi. Kajak - to jest to!

Roman Laudański
Z laptopem na kolanach komandor spływu Krzysztof Pawlicki
Z laptopem na kolanach komandor spływu Krzysztof Pawlicki Roman Laudański
- Woda to jest to! Nie sztuką jest siedzenie przed telewizorem z pilotem i chipsami w ręku, lepiej wziąć wiosło do ręki - zapewniają uczestnicy spływu kajakowego.
Flagi niekoniecznie na masz. Tuż przed zwodowaniem kajaków w Samociążku.
Flagi niekoniecznie na masz. Tuż przed zwodowaniem kajaków w Samociążku. Fot. autor

Flagi niekoniecznie na masz. Tuż przed zwodowaniem kajaków w Samociążku.
(fot. Fot. autor)

W każdym wieku można zarazić się kajakami. Wiesław Janowski przekroczył pięćdziesiątkę i zaczął pływać kajakiem rok temu. Tak zasmakował w wodzie, że z rozpędu opłynął już Bornholm. Zaczął pływać w Kayak Extreme Team "Orzeł" Bydgoszcz. To grupa kajakarzy - tzw. "zwałkowców". Pływają przez okrągły rok, w każdych warunkach i po każdej, nawet najbardziej najeżonej przeszkodami rzece.

Przeczytaj również: - Smutny jest brak życia na Wiśle

- Co tydzień na wodzie i co tydzień w wodzie - uśmiecha się przy ognisku. Uczestnicy III Spływu Śladami Leona Wyczółkowskiego pokonali trasę z Samociążka do Janowa. Prawie trzydzieści osób z Bydgoszczy, Koronowa, Chełmna, Wierzchucina i Bielska-Białej. Niektórzy wsiedli do kajaków pierwszy raz w życiu. Dwa dni płynęliśmy spokojnie, wręcz leniwie. Pogoda, na szczęście, dopisała.
- Pływam, bo to jest fajne i pozwala utrzymać kondycję - podkreśla Wiesław. Niedawno "zrobił" rekord Brdy. 11-osobowa sztafeta zmieniała się w 2-osobowym kajaku płynąc na czas. Przepłynięcie 234 kilometrów Brdy (od źródeł do Brdyujścia) zajęło im 28 godzin.

Kilka miesięcy temu "zwałkowcy" wymyślili opłynięcie Bornholmu. Tydzień temu zrealizowali swoje marzenie. - Drugiego dnia zatrzymał nas sztorm. Fala była tak wysoka, że myśleliśmy, iż nie uda się opłynięcie wyspy - opowiada Wiesław Janowski. - Trzeciego dnia zmieniła się pogoda, był sprzyjający wiatr i pokonaliśmy 58 kilometrów, a z drugiej strony wyspy był już spokój.

Przeczytaj również: Kajakiem do Wdzydz Kiszewskich [zdjęcia]
Warto zarazić kajakami dzieci. Aleksandra Kowalska zapamiętała z dzieciństwa dwutygodniowy spływ kajakowy Pojezierzem Augustowskim. Płynęła z tatą. - Niezapomniana i kapitalna przygoda - uśmiech rozświetla jej twarz.

Pochodzi z Gdańska. Przeprowadziła się do Bydgoszczy i najbardziej urzekło ją miasto na wodzie. W ratuszu zajmuje się gospodarką wodną. - Poznałam służbowo Krzysztofa, komandora naszego spływu, zaprosił mnie na kajak i popłynęłam. Woda dostarcza nie tylko niesamowitych widoków, ale pozwala również poznać wspaniałych ludzi.

Jacek Machowski wcześniej dużo jeździł rowerem, od roku biega, a na kajaki dał się namówić Oli. - To mój czwarty spływ, upajam się widokami - zdradza Jacek Machowski. - Tego wszystkiego nie widać z brzegu. Na kajaku nie chcę siłować się z pogodą, to musi być relaks.

Joanna Szymańska, studentka piątego roku biotechnologii UTP w Bydgoszczy znalazła informacje o spływach organizowanych przez "Bydgostię" w internecie. Na ten wybrała się z siostrą Magdą, jej chłopakiem Damianem, kuzynką Dagmarą z mężem Rafałem i synem Kacprem, którzy przyjechali na wakacje z Bielska-Białej. Nigdy wcześniej nie byli na spływie. - Komputera mi nie brakuje - zapewnia mały Kacper Bies.

- Woda, przyroda, las - to wszystko najlepiej widać z kajaka - uzupełnia Joasia. - Zawsze lubiłam chodzić po górach, okolice Bydgoszczy zwiedzam rowerem, a teraz pora na kajaki. Wypoczynek musi być aktywny.

Michał Jeziorski trenował pływanie, podczas kursu ratownika wodnego spotkał kolegę, który namówił go na kajaki. Na co dzień uczy się w XX Liceum Mistrzostwa Sportowego, na razie nie zachęcił nikogo z klasy do spływania.

- Siedzenie w domu nie dostarcza tylu wrażeń - opowiadają Justyna i Piotr Wydrzyńscy, którzy biorą udział w spływach już prawie od dziesięciu lat. - Przyroda od strony wody to prawdziwa bajka - mówi Justyna. - No i zwiedzanie regionu, bo każdy spływ połączony jest z poznawaniem zabytków. Tu jest okazja do popływania i zobaczenia czegoś ciekawego - dodaje Jolanta Kociszewska. - To znakomita forma wypoczynku!

- Woda to jest to! Nie sztuką jest siedzenie przed telewizorem z pilotem i chipsami w ręku, lepiej wziąć wiosło do ręki - zapewniają Jolanta i Justyna. Są dietetyczkami. - Mamy siedzącą pracę, trochę ruchu na kajaku zawsze się przyda - zapewniają. - Wiosłowanie jest fajne. Kiedy zaczynałam, po pierwszym dniu nie mogłam podnieść rąk do góry, ale można się przyzwyczaić. Wiosłowanie wchodzi w krew - zapewnia Jolanta.

Elżbieta Jasińska, choć od piętnastu lat ma prywatny kajak, to tylko raz został zwodowany. Na ten spływ namówiła ją chrześniaczka. - Moje wrażenia? Są bardzo pozytywne. Jestem pełna uznania dla Krzysztofa, naszego organizatora. Zwiedziłam całą zachodnia Europę, wschodnich sąsiadów, a teraz przekonuję się, że nasza Polska jest tak piękna. I choć mieszkam niedaleko, w Koronowie, to Brdą płynęłam pierwszy raz. Elżbieta pracuje w Holandii z osobami z dysfunkcją ruchową.

- Holendrzy radzą sobie znakomicie z wodą. W Polsce, już po małym deszczu, ulice i chodniki są zalane, tam również padają ulewne deszcze i jakoś im nic nie zalewa. Widocznie można zaprojektować wszystko tak, żeby działało.
Bogumiła i Krzysztof Pawliccy dzielą wspólną pasję - kajakarstwo. Syn Aleksander wsiadł do kajaka, kiedy chodził do podstawówki, później trenował w "Łączności". Teraz na spływy zabierają już wnuka Szymona.

Krzysztof Pawlicki organizuje spływy od dziesięciu lat. Pierwszy raz wsiadł do kajaka w 1974 roku i popłynął Brdą przez miasto. Bogumiłę Pawlicką, żonę Krzysztofa, bracia sportowcy zabrali pierwszy raz na kajak, kiedy miała dwanaście lat. Teraz pływają razem, choć Bogusia dodaje, że trudniejszych spływów się wystrzega.

- Do wody trzeba mieć szacunek. Każdej imprezie muszą towarzyszyć dodatkowe atrakcje - opowiada Krzysztof. - Zwiedzamy nowe miejsca, poznajemy ludzi. Wymiar turystyczny musi być pełny - dla ducha, umysłu i ciała. Starsi bydgoszczanie pamiętają jeszcze rejsy "Ondyną" do Wisły, to było przeżycie na całe lata - dodaje Krzysztof. - W tym roku popłynęliśmy kajakami do Ostromecka i okazało się, że jako zorganizowany spływ byliśmy tam pierwsi od kilkudziesięciu lat. Ludzie jeżdżą tam samochodami, ale wodą jest zdecydowanie ciekawiej. Lotnik z wysokości widzi wszystko lepiej, a my najlepiej widzimy z wody.

Dlatego marzy im się przywrócenie wodnej turystyce właściwego miejsca i rangi. Ważne są inwestycje na bydgoskiej Wyspie Młyńskiej, ale naszym oknem na świat jest Kanał Bydgoski, Brda z nieszczęsnymi przenioskami (kajaki trzeba prze- nosić przy elektrowniach - nie działa tam żadna wyciągarka, można liczyć tylko na siebie). - Ubolewam, że od lat nikt nie chce o tym rozmawiać z wodniakami - mówi Krzysztof.

- Inne szlaki i kanały w Polsce są już zrobione i wyremontowane, a nasz kanał? - pytają. - Brda jest w czołówce rzek europejskich. A wieloletnie zaniedbania i brak prostych urządzeń hydrotechnicznych uniemożliwiają wpłynięcie do miasta wielkim spływom. Jeśli nie można tam postawić fachowej pochylni, to niech będą najprostsze żerdzie, które umożliwią przeciągnięcie kajaków.
Danuta Karamucka z Wierzchucina Królewskiego wybrała się na spływ po raz pierwszy. Zastanawiała się wcześniej, czy da sobie radę, ale tempo było dostosowane do wszystkich uczestników.
Dawno temu Dawid Cyl próbował pływać na kajaku sportowym, ale więcej miał w nim przewrotek niż pływał. - Brda to świetną rzeka, ludzie ciekawi, pogoda dobra.

Janusz Czarnecki z Bydgoszczy pływa od 35 lat, dużo czasu po Dunajcu. Pracuje jako zawodowy kierowca. Śmieje się, że przed la- ty na pierwszy spływ przyjechał w marynarce. Wtedy spotkał kolegów z Nowego Sącza, którzy zaprosili go na Dunajec.

Dawid Dąbkowski, uczeń Gimnazjum nr 25 w Bydgoszczy wypłynął pierwszy raz w wieku 11 lat. Spodobało mu się i pływa. Na razie nie wybiera się na zimowy spływ.
Zdaniem Krzysztofa Pawlickiego uda się wskrzesić tradycje wodniackie w Bydgoszczy, choć do tego potrzeba jest współpraca różnych środowisk. - Trzeba zapalić zielone światło dla wszystkich pomysłów, a urzędnicy powinni je wspierać.

Już powoli, powoli udaje się rozwiązywać problemy ze śluzowaniem. W czasie weekendów, kiedy życie na rzekach ożywa, pracownicy Rejonowych Zarządów Gospodarki Wodnej mają wolne. I kto otworzy śluzy kajakarzom? No i za śluzowanie trzeba płacić. Młodzież szkolna ma zniżki, ale emeryt już nie. A przepłynięcie dziesięciu śluz (opłata za każdą - 3,40 zł), to już pewien wydatek.
- Każdy spływ staje się wspólnotą fajnych ludzi - zapewnia Bogumiła Pawlicka. - Trzeba sobie nawzajem pomagać, polubić się na wodzie i na brzegu. A woda łączy nas solidarnie. Nie boję się wsiąść do kajaka z wnukiem, bo wiem, że zawsze mogę liczyć na pomoc innych. Liczy się dobra zabawa.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska