Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd w Grudziądzu wyłączył jawność w procesie zwolnionej menadżerki Carrefoura

MARYLA RZESZUT
fot. sxc
W poniedziałek, 5 października w Sądzie Pracy odbyła się rozprawa, w której zwolniona dyscyplinarnie menadżerka Carrefoura, domaga się przywrócenia do pracy. Miało zeznawać dwunastu świadków.

Jest to jeden z dwóch procesów, wniesionych przez wyrzucone dyscyplinarnie pracownice Carrefoura (w drugim swoich praw dochodzą 4 pracownice działu kas).

Cała piątka dostała dyscyplinarki za - jak uznało szefostwo firmy - przywłaszczenie pieniędzy z utargu, kilkudziesięciu tys. zł. Według pracownic działu kas mogło "wyparować" ponad 100 tys. zł.

Dotąd obie sprawy były jawne.

Jednak wczoraj najpierw prawnik reprezentująca Carrefour Ewa Kwiatkowska wniosła o wyłączenie jawności tylko na czas zeznań świadka na temat obiegu pieniędzy w Carrefourze, co jest tajemnicą firmy.

Sędzia Lucyna Gurbin przychyliła się do wniosku, jednak po przerwie, tym razem pełnomocnik powódki (menadżerki D.P.) wystąpił do sądu o wyłączenie prasy z obserwacji procesu. Argumentował, że relacje w mediach mogą zaszkodzić nienagannemu wizerunkowi jego klientki. - To mogłoby naruszyć jej dobre imię i nieposzlakowaną opinię - mówił.

Powódka sobie nie życzy

Sama powódka D.P. na korytarzu sądu stwierdziła, że nie życzy sobie obecności prasy, bo... nie jest osobą publiczną. Nie chciała rozmawiać z dziennikarzem, choć ma uwagi do informacji prasowych na temat procesu toczącego się w sądzie. Czuje się niewinnie zwolniona.

Za to jej mąż (jest świadkiem), spokojnie tłumaczył, że na remont mieszkania czy kupno dobrego roweru było ich stać nie z powodu przywłaszczenia przez żonę pieniędzy, tylko że on dobrze zarabia, co zamierza wykazać przed sądem.

Pełnomocnik Carrefoura Ewa Kwiatkowska nie domagała się wyłączenia jawności dalszej części procesu, jednak sędzia Lucyna Gurbin uznała, że jawność sprawy jednak lepiej wyłączyć.

Wczoraj zeznawały m.in. podwładne menadżerki. Tego już nie zrelacjonujemy, bowiem odpowiadały na pytania sądu bez udziału mediów.

W swoim, odrębnym procesie czwórka byłych pracownic działu kas nie idzie na ugodę z Carrefourem: - Chcemy odszkodowania, a nie tylko umowy na zasadzie porozumienia stron - tłumaczą - skoro zakład pracy może teraz z nami rozwiązać umowy za porozumieniem, dlaczego pół roku temu nie był na to gotów? Cały czas pozostajemy bez pracy, nie zarabiamy, a z dyscyplinarką nawet nie ma co się wybierać do jakiegokolwiek innego zakładu pracy.

Z czego od pół roku żyją?

- Pomaga nam rodzina - odpowiadają - ale też pożyczamy pieniądze z nadzieją, że jak zdobędziemy pracę, to oddamy. Jedna ze zwolnionych była już po pomoc w opiece społecznej.

- Wypełniłam mnóstwo formularzy. To upokarzające, bo mam siły, żeby pracować, a tu wyciągam rękę po zapomogę - mówi smutno - Przyznano mi tylko 200 zł. Dobre i to, ale więcej już do opieki społecznej się nie zwrócę.

Te cztery pracownice zaznaczają, że nie będą absolutnie wnosić o wyłączenie jawności ich procesu sądowego. Wręcz przeciwnie, zależy im na szerokim, wszem i wobec wyjaśnieniu, z jakich przyczyn otrzymały zwolnienia dyscyplinarne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska